Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

73

Przez chwilę robi mi się ciemno przed oczami. Kolejna zła wiadomość uderza we mnie z całej siły. Tata ostatnio bardzo źle wyglądał, ale nawet przez moment nie pomyślałam, że może się to aż tak tragicznie odbić na jego zdrowiu.

— W jakim jest stanie? — dopytuje.

Skoro znajduje się w szpitalu to znaczy, że żyje. Oby tylko jego stan nie był krytyczny. Nie przeżyje następnej straty.

— Podobno największe zagrożenie już minęło, ale w takich sprawach nigdy nie wiadomo. A wiesz, że on najlepiej na ciebie reaguje, więc na pewno twój widok mu pomoże.

Racja.

— Przyjadę jak najszybciej się tylko da — oznajmiam i kończę połączenie. Nim wstaje od stołu to zatrzymuje mnie Harry.

— Kochanie pobladłaś, mów co się stało — wstaje i do mnie podchodzi. Staje nade mną i mi się uważnie przygląda.

— Tata dostał zawału i teraz jest w szpitalu, muszę jak najszybciej tam pojechać — pierwszy szok już mi mija i teraz już ciężko mi zachować spokój, czuję jak powoli łzy napływają do moich oczu. Harry za to zachowuje swoją kamienną twarz.

Przynajmniej nie okazuje radości, bo dobrze wiem, że kto jak kto, ale on na pewno nie życzy dobrze mojemu ojcu. Mój mąż byłby nawet zadowolony jakby została pozbawiona swojej rodziny.

— Nie sądzę by ten wyjazd był dla ciebie wskazany. Nie jesteś lekarzem, więc na pewno nic tam nie pomożesz, a tylko niepotrzebnie się zdenerwujesz — spoglądam na niego z żalem. Jak on może tam mówić? Jak sam leżał w szpitalu to ciągle domagał się mojego towarzystwa. I co sądzi, że teraz pozostawię własnego ojca w takiej sytuacji? Na pewno nie.

— Nawet po tobie nie spodziewałam się takich słów — warczę i chce wstać, ale on jeszcze bardziej się zbliża i mi to uniemożliwia. — Nie myśl, że uda ci się mnie powstrzymać. Pojadę tam czy tego chcesz czy nie! — mówię podniesionym tonem, ale on nie reaguje. Nie boi się mnie, on mnie nawet nie szanuje.

— Za bardzo się nimi przejmujesz. Jesteś na każde ich zawołanie, a oni cię tylko wykorzystują. Twój kochany tatuś postanowił cię zabrać do domu wtedy gdy nasze małżeństwo przestało mu się opłacać.

Te okrutne słowa do mnie trafiają, chociaż z całych sił staram się o tym nie myśleć.

— Już kiedyś mi to mówiłeś, jeśli nie masz nic nowego do powiedzenia to się odsuń, bo nie zmieniłam zdania — nie okazuje mu tego jak bardzo mnie zranił. Nie ma mam zamiaru mu dać satysfakcji.

— Mnie odtrącasz, bo popełniłem jeden błąd. A przypominam, że to ja jestem twoim mężem. Czy chcesz czy nie jestem członkiem twojej rodziny.

Odsuwa się ode mnie.

— Możesz się przestać do mnie odzywać, ale nie pozwolę ci nigdzie jechać. Nie zamierzam narażać ani ciebie ani naszego dziecka — oznajmia, a następnie wychodzi.

Znów to zrobił! Kolejny raz zdecydował za mnie nie biorąc pod uwagę tego co czuję.

Chwytam za kubek z kawą i ciskam nim o podłogę. Żałuję tylko, że nie odważyłam się rzucić w Harry'ego.

***

— On robi to specjalnie, musimy się go pozbyć — mówi Aiden. Dopiero co zadzwoniłam do niego z informacją, że niestety nie uda mi się do nich przyjechać. Oczywiście nie przyjęli tego dobrze. — Ojciec niedługo odzyska przytomność i jestem pewien, że od razu o ciebie zapyta.

Cholera, też tak myślę. Jestem tu jednak za bardzo pilnowana by móc się wymknąć.

— Przekaż mu, że bardzo go kocham, ale nie mogę przyjechać do szpitala. Wymyśl, że boję się zarazków, które mogłabym złapać w szpitalu, lub coś w tym stylu. Powiedź to jednak w taki sposób by się nie zdenerwował.

Szczerze wątpię by to zadziałało, ale w obecnej chwili nic innego nie przychodzi mi do głowy.

— Od razu się domyśli o co chodzi — odpowiada mi Aiden smutnym tonem. Bardzo bym teraz chciała tam być i okazać mu wsparcie. — Nie przejmuj się jednak tym. I dbaj o siebie Verino — kończy połączenie. Odrzucam komórkę na łóżko i zaczynam krążyć po pomieszczeniu.

Tym razem Harry naprawdę przegiął. Ostatnio okazałam mu łaskę, przestałam naciskać na rozwód, a on tak mi się odpłaca. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie zasługuje na moje wybaczenie.

Opuszczam swoją sypialnię w poszukiwaniu Jasona. Muszę się go zapytać czy wykonał wreszcie zadanie, które mu zleciłam. Nie mogę przecież czekać w nieskończoność. A teraz tym bardziej chce wiedzieć na kim mam się zemścić.

Łatwo nie udaje mi się go znaleźć. Podejrzewam, że mnie unika, a to oznacza, że nic jeszcze nie wie.

— Jako mój ochroniarz powinieneś być ciągle w zasięgu mojego wzroku! — mówię podniesionym głosem zauważając go koło garaży obok dwóch innych facetów. Oni jednak zauważając w jak podłym jestem humorze szybko się wycofują.

Mają szczęście, że mogą to zrobić.

— Pani mąż poinformował mnie, że nie może pani na razie opuszczać domu — tytułuje mnie, a to znaczy, że boi się, że ktoś może nas usłyszeć albo po prostu widząc moją irytację woli jeszcze bardziej mnie nie denerwować.

— Powiedź mi lepiej co wreszcie ustaliłeś. Zaczynam podejrzewać, że ty jednak do niczego się nie nadajesz! — warczę gniewnie.

Nagle jednak uświadamiam sobie jedną ważną rzecz.

— A może ty wcale nic nie robisz i nie pracujesz dla mnie tylko dla Harry'ego — to by akurat wszystko wyjaśniało.

W takim wypadku istnieje też możliwość, że to Harry stoi za śmiercią Petera, a teraz za pomocą Jasona robi ze mnie idiotkę. Kurwa, że też wcześniej na to nie wpadłam.

Ochroniarz jednak wydaje się być zaszokowany moimi słowami. Nie wykluczone jednak, że jest to zwykła gra.

— Z narażeniem życia wykonuje pani polecenia. Jeśli tylko pani mąż by się dowiedział co robiłem to by mnie zabił — zaczyna się tłumaczyć. Nie jestem już jednak tak przekonana o jego prawdomówności. Nie wykluczone, że popełniłam błąd nie zabijając go.

— Póki co nie mam z ciebie żadnego pożytku, więc zaczynam się zastanawiać czy nie powinnam przypadkiem wypróbować na tobie jednego z pistoletów znajdujących się w domu — grożę mu. Nie są to tylko czcze słowa, bo naprawdę mam ochotę to zrobić.

Na twarzy miga mu przerażenie. To chyba nie jest udawane.

— Za kilka dni obiecuję, że przekaże pani jakąś informację — prawie się jąka.

— Oby tak było, a teraz masz jechać do szpitala i się dowiedzieć w jakim stanie jest mój ojciec. Ma to jednak być informacja od lekarza, a nie moich braci — oznajmiam i się wycofuje.

Jeśli tylko się okaże, że Harry jednak ma coś wspólnego ze śmiercią Petera to na pewno mu tego nie daruję.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro