63
— Powinnaś choć dzień odpocząć — poucza mnie Adele. Od miesiąca codziennie chodzę do mojego klubu i wymyślam tam coraz to nowe zmiany. Muszę czymś zająć głowę, bo inaczej od tych wszystkich myśli już bym pewnie oszalała.
Dopijam właśnie swoją kawę stojąc oparta o blat kuchenny. W pracy mam taki sam ekspres, ale w domu jakoś lepiej mi smakuje. Chociaż nie twierdzę, że tam jej nie piję. Od śmierci Petera robię wszystko żeby nie spać zbyt wiele. Wyrzuty sumienia zbyt mocno mi doskwierają.
— Nie przesadzajmy, nie pracuję fizycznie.
— Mimo wszystko należy ci się dzień wolny. Pan Harry na pewno by wolał byś częściej była w domu — przewracam oczami na jej słowa. Harry to najchętniej zamknąłby mnie w domu i pieprzył aż zajdę w ciążę. Już mi nawet kupił jakieś witaminy.
Szkoda, że nie wkłada tyle starań w to by się dowiedzieć kto zamordował mojego brata. Nadal znajdujemy się w punkcie wyjścia. Morderca Petera chodzi sobie bezkarnie po świecie.
— Ja też chciałabym wiele rzeczy — Adele wznosi oczy ku górze, a ja nie mogę się nie uśmiechnąć na jej słowa.
Odstawiam swój kubek na blat i chwytam leżącą na krześle torebkę. Zarzucam ją na ramię szybko się żegnam z starszą kobietą i wychodzę.
W aucie na zewnątrz już czeka na mnie Jason. Na całe szczęście dał już radę dojść do siebie po tym jak Aiden go postrzelił. Oczywiście wypisałam mu duży czek, bo mimo że Harry sporo już wie to mój ochroniarz miałby jeszcze mu sporo do powiedzenia.
— Zamierzam spędzić kilka godzin w klubie, więc jeśli masz coś do załatwienia to możesz sobie jechać — w klubie mam trochę więcej swobody. Mogę tam dzwonić do kogo tylko zechce, a co najważniejsze jest tam Elsa. A to ona od pewnego czasu jest moim łącznikiem z domem rodzinnym, bo mimo że Harry pozwolił mi spędzić te chwile po śmierci Petera to po pogrzebie znów zaczął robić wszystko by odciągnąć mnie od rodziny.
— Nie potrzebuję.
Jak tylko dojeżdżamy na miejsce to opuszczam auto i wchodzę do budynku, a następnie windą zjeżdżam na sam dół. Alicia ma dziś wolne, ale przy barze zauważam Elsę.
Doskonale.
— Hej — wita się ze mną polerując kieliszki. Siadam na krześle barowym przed nią.
— Cześć, powiedź mi lepiej jak się ma mój ojciec — od razu przechodzę do sedna. Coraz bardziej się martwię o tatę. Ostatnio nawet nie ma czasu na rozmowy telefoniczne ze mną.
— Nie chciał się ze mną spotkać, ale poszłam do domu tak jak mi kazałaś. Niezbyt się ucieszył na mój widok — kurwa. Byłam pewna, że ona zdoła poprawić mu humor. Myślałam, że ona jest dla niego ważna.
— Ale cię nie wyrzucił? — dopytuje.
— No nie, skoro już się zjawiłam to postanowił skorzystać z okazji — już więcej o nic nie pytam. Wolę się nie zagłębiać w takie szczegóły. — Szczerze to bardzo się zmienił. Zachowuje się inaczej niż wcześniej.
— Minął dopiero miesiąc, to normalne, że jeszcze cierpi. Pójdziesz do niego za kilka dni — zarządzam.
Elsa robi naprawdę nie wesołą minę. O co jej chodzi? Przecież zapewniała, że mój ojciec jest dla niej ważny.
— Nie chcesz? — wiem, że ona dla mnie pracuję i równie dobrze mogłabym jej kazać to zrobić, ale po tym jak sama zostałam zmuszona do małżeństwa to nie zamierzam w takich sprawach nikomu niczego narzucać.
Możliwe, że mój tok myślenia jest naiwny, ale cóż, już taka jestem.
— Nie obraź się, ale on naprawdę dziwnie się zachowuje. I boję się znów do niego pójść. Ron chyba musi sam przetrawić swoją żałobę.
— Dobrze — odpowiadam jej i schodzę z krzesła. Kieruję się na zaplecze, bo muszę poważnie porozmawiać z Aiden'em. Wychodzi na to, że mój brat kolejny raz mnie okłamał zapewniając mnie, że w domu wszystko gra i powoli dochodzą do siebie.
Zajmuje miejsce na mojej bordowej welurowej sofie, którą sama kazałam tu wstawić. Spędzam tu masę czasu, więc muszę mieć tu wygodnie.
Wybieram numer brata, a on wręcz momentalnie odbiera. Chyba nic nie robi tylko bawi się swoją komórką.
— Hej siostrzyczko. Co tam u ciebie? — jak zwykle pyta o to samo.
— U mnie dobrze. A jak u was, a zwłaszcza u taty — jestem pewna, że za chwilę mnie okłamię. Trzeba jednak dać mu szansę.
— Ojciec cierpi, ale jest już z nim lepiej — głośno wzdycham. Czyli jednak trafiłam.
— Daj już spokój z tymi kłamstwami. Dobrze wiem, że z tatą wcale nie jest dobrze. Powinieneś mnie informować o takich sprawach — mimo wszystko staram się nie krzyczeć. Wiem, że Aiden'owi też nie jest łatwo.
Przez chwilę trwa między nami taka cisza, że aż sprawdzam czy się przypadkiem nie rozłączył.
— Nawet gdybym ci o tym powiedział to nic by to nie zmieniło. Nie możesz zrobić nic poza telefonem lub wideorozmową — niestety ma rację.
Kurwa muszę bardziej popracować nad Harry by wreszcie pozwolił mi ich odwiedzić. Chociaż rozumiem też jego strach o to, że jak tam pojadę to mogę już nie wrócić.
Sama nie jestem pewna w jaki sposób mógłby zareagować mój ojciec.
— Will też wykluczył mnie ze wszystkich swoich interesów, bo stwierdził, że sprawiam więcej kłopotów niż pożytku. Nie chcę, ale niestety muszę się z nim zgodzić.
Aiden jest narwany i nierozważny, ale to, że Will zajmuje się sprawami rodziny też mnie nie pociesza. Przecież to on kazał postrzelić Harry'ego. Mam nadzieję, że znów mu takie pomysły nie strzelą do głowy.
Chce mu jeszcze coś powiedzieć, ale przeszkadza mi wejście Jasona. Po jego poważnym wyrazie twarzy od razu się domyślam, że chodzi o coś ważnego.
— Mam parę spraw do załatwienia. Zadzwonię później — szybko kończę połączenie zanim mnie zacznie wypytywać co się stało.
— Kazałaś mi sprawdzać jakie informacje docierają do twojego męża.
Tak kazałam szpiegować Harry'ego. Zrobiłam to tylko po to by mieć pewność, że na pewno nie ukryje przede mną nic co mnie dotyczy. Ufam mojemu mężowi, ale na pewno nie w kwestii swojej rodziny.
— Czego się dowiedziałeś?
— To nie był zamach ani na ciebie ani na Petera.
Czyli to Harry'ego jednak chcieli zabić. Błagam niech to nie będzie nikt z moich bliskich.
— Kto to zlecił? — pytam. Mam nadzieję, że za chwilę nie dowiem się tego czego boję się najbardziej.
— Oprócz Fabiana Stylesa i jego ojca był jeszcze jeden kandydat do twojej ręki.
Co takiego?
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro