62
Jedziemy do domu mojego ojca. Oczywiście mój mąż udaje, że jest silny, ale i tak co chwilę przysypia mi na ramieniu. Jest zmęczony i powinien jeszcze wypoczywać. On jednak woli się upierać, że ma siłę mi towarzyszyć.
— A może jednak wrócisz do domu? — pytam już drugi raz. Chociaż Aiden obiecał, że zrobi wszystko by nie doszło do żadnej kłótni to nie jestem pewna czy na pewno tak się stanie. A Harry naprawdę potrzebuje spokoju.
— Zapomnij. Chociaż jeśli chcesz to oboje możemy zawrócić.
Nic mu już nie mówię, bo akurat ta opcja nie wchodzi w grę.
— Może położysz się w moim dawnym pokoju. Obiecuję, że jak tylko skończę rozmowę z tatą i Aiden'em to do ciebie przyjdę.
— Masz jeszcze jednego brata — przypomina mi. Owszem kocham Willa, ale my nigdy nie byliśmy specjalnie blisko razem. Nikt mi nigdy nie wypełni dziury w sercu, która pozostała po Peterze.
— Nie sądzę by on jakoś szczególnie mnie potrzebował.
Po wyrazie twarzy mojego męża widzę, że uważa, że mówię głupstwa.
— Nie masz pojęcia jak walczył o kontakty z tobą. Oni chyba sądzili, że będę zadowolony jak pojawisz się w domu raz w tygodniu lub nawet rzadziej. Może i Fabian by się na coś takiego zgodził, ale ja na pewno nie. I w tym był największy problem.
Czyli nie pozbyli się mnie w taki sposób jak sobie to wyobrażałam.
Jak wchodzimy do domu to nikogo nie widać. Może to i nawet lepiej, bo nie wyobrażam sobie ich konfrontacji, Dwóm ochroniarzom każe usiąść w salonie, a jeden ma stać przed drzwiami mojego pokoju. Mój mąż bez słowa tam idzie, a ja widzę, że słania się na nogach.
Ja za to zmierzam do sypialni ojca. Jestem pewna, że tam właśnie się znajduje.
I się nie mylę, tata siedzi na swoim łóżku z butelką w ręku.
— Wreszcie jesteś kochanie — tata ręką wskazuje bym do niego podeszła. Powoli się do niego zbliżam i siadam obok. — Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę.
Czyżby Aiden mu nie powiedział, że przyjechałam z Harrym? Oby za chwilę nie doszło tu do jakiejś sceny.
— Jedno twoje słowo truskaweczko, a on nie wyjdzie stąd żywy — tata obejmuje mnie ramieniem. Czyli jednak wie o pojawieniu się mojego męża. — Zmusiłem cię do tego ślubu, więc teraz mogę cię uwolnić. Peter walczył o twoją wolność.
Niedawno dużo bym dała za tę propozycję, ale teraz wzbudza ona we mnie niepokój. Nie chce by Harry'emu coś się stało.
— Nie tato. Wiele już razy wam mówiłam, że chce zostać z Harrym i zdania nie zmienię.
— Dobrze — odpowiada szybko. Dość łatwo się zgodził. — Sprawdziłaś już swoje podejrzenia odnośnie ciąży? Mam nadzieję, że zostanę wreszcie dziadkiem.
Kręcę przecząco głową.
— To jednak było z nerwów. Nie mogę się pozbyć myśli, że gdyby nie to, to Peter by jeszcze żył. Powinnam była mu zakazać ze sobą pójść.
— Nie mów tak skarbie. On nigdy by cię samej nie zostawił. Nie wiemy też w kogo oni celowali, chociaż nie chce teraz o tym myśleć. Jutro czeka nas bardzo ciężki dzień. Nie mam pojęcia jak to przetrwam, będziesz tu z nami? — pyta, a ja kiwam głową na tak.
Tata bierze łyka alkoholu prosto z butelki. Powinnam mu tego zabronić, ale nie mam teraz sumienia tego zrobić. Sama też mam ochotę się napić by przestać myśleć.
— Idź teraz do Aidena lub Willa. Chce zostać już sam.
Nie jestem pewna, że tata powinien teraz zostać sam, lecz Aidena też powinnam odwiedzić.
— W razie czego każ mnie zawołać, nie zważając na godzinę, przyjdę w każdej chwili.
Całuję policzek taty. Wstaje i opuszczam pomieszczenie, jestem już tak zmęczona, że mam ochotę już tylko się położyć i odpocząć. Nie mogę jednak aż tak myśleć o sobie i muszę chociaż słowo zamienić z Aiden'em. Chociaż mój nadopiekuńczy brat przeważnie udaje silnego to wiem, że teraz bardzo cierpi.
Do jego pokoju wchodzę bez pukania, bo wiem, że tym razem na pewno jest sam.
Aiden w ciemnościach leży na swoim łóżku. Zapalam światło i widzę, że wpatruje się w sufit. Jest z nim bardzo źle, Aiden należy do ludzi, którzy działają. Tylko w beznadziejnych sytuacjach poddaje się bierności. Odrobinę mu też zazdroszczę, że może zrobić to czego potrzebuję. Ja teraz też chciałabym popłakać sobie w poduszkę.
— I co rozmawiałaś z ojcem? — pyta w ogóle nie poruszając głową.
— Tak, jest może coś co mogłabym dla ciebie zrobić? — zbliżam się do jego łóżka i nad nim nachylam.
— Idź się wyspać, bo sądzę, że jutro będziemy potrzebowali dużo siły — on chyba nie sądzi, że naprawdę dam radę usnąć. Przez całą noc nie zmóżę oka.
Podnosi się i rozchyla swoje ramiona na znak żebym go przytuliła. Z wielką ochotą do niego przylegam. Już dłuższy czas się do niego nie przytulałam.
— Dla ciebie jestem w stanie znieść jego widok jutro. Kocham cię — tym razem to mój policzek zostaje obdarowany pocałunkiem.
Wstaje wreszcie i tym razem już idę prosto do swojego pokoju. Ochroniarz bez słowa mnie przepuszcza. W pomieszczeniu panuje mrok czyli Harry poszedł spać. I dobrze, bo sen jest mu bardzo potrzebny.
Ściągam spodnie i bluzę i powoli kładę się na łóżku. Harry jednak w tym samym momencie łapie mnie za ramię i przyciska coś zimnego i twardego do mojej szyi.
— Co ty robisz? — pytam ściszonym tonem. Nie zamierzam nikogo tu ściągnąć.
Włącza lampkę stojącą na stoliku nocnym.
— To ty kochanie — mówi z wyraźną ulgą. Zabiera też pistolet z zagłębienia mojej szyi. — Przepraszam, ale musiałem się zabezpieczyć.
— Przed drzwiami stoi ochroniarz — przypominam mu.
— Co nie zmienia faktu, że jestem w ich domu. Nie mam jednak siły by czuwać, więc kładź się spać. Nie chce mi się wierzyć żeby przy tobie zaatakowali — oznajmia i mnie do siebie przyciąga.
Co do ojca i Aidena to jestem pewna. Oby tylko Will czegoś nie wymyślił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro