Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61


Widząc negatywny wynik tych testów spada mi kamień z serca. Ciąża to ostatnie czego teraz potrzebuję, mam teraz zbyt wiele spraw na głowie. Kątem oka jednak spoglądam na mojego męża i od razu robi mi się go szkoda. On naprawdę sądził, że wreszcie nam się udało.

- Teraz będziemy ciągle razem, więc znów zajdziesz w ciążę - oznajmia i daje mi buziaka w policzek. - Poza tym masz teraz dużo stresu i mogłoby dojść do tragedii.

Opuszcza łazienkę, a ja podążam za nim. Muszę go w jakiś sposób namówić by pozwolił mi jechać do domu. Teraz powinnam być z rodziną.

- To może przebiorę się i pojadę do domu. Oczywiście dziś jeszcze wrócę.

Odwraca się do mnie i posyła mi takie spojrzenie, że od razu wiem, że mi nie wierzy.

- Oboje wiemy, że nie wrócisz, nie jestem na tyle podły żeby nie pozwolić ci się pożegnać z bratem. Pojedziemy tam jednak razem. Nie ufam twojej rodzinie i wiem, że oni są gotowi na wszystko by nas rozdzielić - odpowiada mi, a następnie wychodzi z naszej sypialni.

Po jaką cholerę ja chciałam te testy, jakbym nie narobiła mu nadziei, to możliwe, że zachowywałby się teraz w zupełnie inny sposób. A teraz to mam.

Wyciągam komórkę i w duchu sobie dziękuję, że wyciszyłam telefon, bo mam mnóstwo wiadomości od Aidena.

Od Aiden;

Nie rozumiem czemu go wybrałaś ale to teraz nie ważne. Wracaj do domu.

Od Aiden:

Z ojcem jest coraz gorzej i tylko ty możesz mu pomóc.

Od Aiden:

Verina do cholery jesteśmy rodziną i powinnaś w takiej chwili z nami być.

Od Aiden:

Verina bardzo cię teraz potrzebuję. Przyjedź do mnie.

Serce zaczyna mi się krajać czytając te wiadomości, powinnam teraz przy nim być, nie ja powinnam być z Aiden'em, tatą i Will'em. A jako wolna osoba zamierzam zrobić to co podopowiada mi rozum i sumienie.

Idę więc do garderoby i przebieram się w czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę. Wybieram jedną z torebek i schodzę na dół.

Długo nie szukam Harry'ego, bo spostrzegam go już w salonie. Ma laptopa na kolanach. Oby szybko zajął się szukaniem winnego śmierci mojego brata, bo Peter musi zostać pomszczony.

- Wiem, że zaraz mi się sprzeciwisz, ale chcę jechać do mojego domu. Przydziel mi więc ochroniarza.

Harry odrywa się od ekranu komputera.

- Jason jeszcze nie doszedł do siebie po tym co zrobił mu Aiden - czyli jednak Jason żyje. Dobrze, bo on naprawdę nie zasłużył na śmierć. Potrafi też być bardzo przydatny. - Jestem pewien, że następny skończył by tak samo. Dlatego to ja pojadę z tobą - oznajmia i odstawia laptopa na stolik.

W normalnej sytuacji jego propozycja byłaby dla mnie bardzo miła. Mogłabym się wesprzeć na jego ramieniu i na pewno byłoby mi choć odrobinę lżej, lecz obecnie pojawienie się mojego męża mogłoby tylko zaognić konflikt, a teraz tego nie potrzebujemy.

- Przecież wiesz, że to nie jest dobry pomysł.

- Skoro ja potrafię się dla ciebie poświęcić i znieść ich obecność to dla nich chyba nie będzie problemem, że z tobą przyjdę. W końcu to ja mam większe powody by ich nienawidzić.

Szczerze to nawet nie wiem co mu odpowiedzieć. Czy chce czy nie muszę mu przyznać rację, to moja rodzina rozpoczęła tę wojnę.

- Tata właśnie stracił syna - łapie się jedynej rzeczy, która może wpłynąć na decyzję Harry'ego.

- Ja też straciłem swojego i to nie wypominając przez twojego brata, więc jeśli chcesz jechać do swojego domu to tylko ze mną. Innej opcji nie ma.

Harry wraca do swojej pracy, a ja się wycofuję, bo bez uzgodnienia z bratem na pewno nie zabiorę męża do swojego domu. Nie przeżyję kolejnej śmierci bliskiej mi osoby.

Aiden momentalnie odbiera ode mnie połączenie.

- To co zaraz u nas będziesz? - dopytuje.

Biorę głęboki oddech i mówię to co mam powiedzieć.

- Mogę przyjechać, ale tylko z Harrym. I masz mi przysiąc, że żaden z was nie zrobi nic co by mogło mu zaszkodzić. Jeśli cokolwiek mu się stanie to możesz być pewien, że już nigdy mnie nie zobaczycie - grożę, bo doskonale znam ich głupie pomysły.

A Harry i tak jest osłabiony po tym jak kazał go załatwić Will.

- Pewnie wiesz, że najchętniej bym go zabił, ale jeśli inaczej cię nie zobaczymy to możesz z nim przyjść. Obiecuję też, że sam zadbam o to by nic mu się nie stało.

Niby obiecuje, ale ja dobrze wiem, że mój nadopiekuńczy brat jest urodzonym kłamcą.

- Pamiętaj, że jeśli tym razem mnie zawiedziesz to choćby miało mi pęknąć serce to już nigdy nie będę chciała mieć z tobą nic wspólnego.

Przez chwilę na linii trwa cisza. Czyli jednak coś planował.

- Teraz jak nie ma już Petera to tylko ty mi pozostałaś. Dlatego nie zrobię nic przez co mógłbym cię stracić. Bardzo cię kocham siostrzyczko i naprawdę potrzebuję cię teraz przytulić, więc jeśli będzie trzeba to mogę błagać Harry'ego o wybaczenie na kolanach bym tylko mógł cię widywać.

Znam Aidena całe swoje życie i nie sądzę żeby jego wypowiedź była kłamliwa. Mam nadzieję, że moje przeczucia mnie tym razem nie zawiodą.

- Postaram się być jak najszybciej się tylko da - kończę połączenie i wracam do Harry'ego. Chyba nie robi żadnych ważnych rzeczy, bo jak tylko się pojawiam to śledzi mnie wzrokiem. - Możesz ze mną jechać.

Jednym ruchem dłoni zamyka komputer i odkłada go na szklany stolik.

- Weźmiemy ze sobą trzech ochroniarzy, oni jednak nic nie zrobią dopóki ktoś nas nie zaatakuje - tłumaczy, a ja kiwam głową na tak. - Za chwilę zacznie się ściemiać, więc pewnie będziesz chciała tam przenocować. Niechętnie się na to zgadzam.

Tego to naprawdę się nie spodziewałam usłyszeć.

- Jest w tym jakiś haczyk?

Wstaje i powoli do mnie podchodzi. Aż wreszcie kładzie dłonie w moim pasie.

- Zależy mi na tym byś była szczęśliwa, a przede wszystkim byś wiedziała, że jestem gotów na wiele dla ciebie. Oby tylko nikt mi tam nie poderżnął gardła - rzuca niby żartem. Ja jednak dziś nie mam ochoty na śmianie się. A już na pewno nie z takich tematów.

- Aiden wie co się stanie jak choćby włos ci spadnie z głowy.

Na twarzy mojego męża pojawia się cień uśmiechu. Teraz zmuszę się zmierzyć z rozpaczą, która mnie zaleje jak zobaczę ciało Petera.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro