55
— Powiedź Elsie by zamówiła więcej mojej ulubionej tequili — mówię to co pierwsze mi przychodzi do głowy. Nie mogę się wydać, że rozmawiam z Harrym, bo Aiden zadba o to bym była jeszcze bardziej kontrolowana.
— Ver co się tam dzieje? — pyta zdezorientowany Harry.
— Później porozmawiamy — odpowiadam i szybko kończę połączenie. Odwracam się w stronę mojego nadopiekuńczego brata, który ostatnio zbyt mocno działa mi na nerwy. — Czy już nie mogę porozmawiać sobie na spokojnie porozmawiać ze swoją pracownicą.
— Ty nie musisz pracować — ten zawsze musi mi coś powiedzieć. Szkoda, że większość tych rzeczy nie ma najmniejszego sensu. — A ty czemu do cholery dajesz jej telefon? — wsiada na Petera.
— Bo jestem do cholery dorosła i sama mogę za siebie decydować. A ten klub jest mój i muszę o niego dbać!
— Póki Styles żyje to nie możesz się tam pokazać, a jak już uda nam się go wykończyć to pewnie cały lub większość majątku będzie należeć do ciebie — sama myśl o śmierci Harry'ego sprawia, że podnosi mi się ciśnienie.
Na pewno nie pozwolę mu zrobić krzywdy.
— Nie rób sobie nadziei, że uda ci się go wykończyć.
— Sam nie wiem co się z tobą stało — mówi z niedowierzaniem. Bywają momenty, że ja sama przestaje się poznawać. Lecz nadszedł wreszcie czas by zaczęła robić to czego pragnę.
A teraz Harry jest dla mnie bardzo ważny.
— Zejdźcie na kolację — oznajmia i opuszcza mój pokój. Jest mi przykro, że nasze relacje aż tak się pogorszyły, ale nie potrafię inaczej go traktować. Przekonałam już do siebie mojego męża, a Aiden jednym ruchem to wszystko zniszczył.
— Ja pierdole, ale było blisko — oddaje mu komórkę, a on szybko chowa ją do kieszeni. — Jeśli on by się dowiedział z kim rozmawiałaś to by mnie zamordował. A przynajmniej tak obił, że miesiąc bym się nie wyprostował.
— Jesteś podobnej postury co on — przypominam Peter'owi. Nie rozumiem czemu on tak nie wierzy w siebie. Nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że jest silniejszy od Aidena.
— Ale nie jestem tak zacięty jak on. Chodźmy już na tą kolację.
Nie mam apetytu, ale nie chce już więcej wycieczek do mojego pokoju, więc idę z Peter'em.
***
— Jestem pewien, że w duchu cieszysz się, że nasze życie wróciło do normy — oznajmia tata. Siedzimy razem w salonie. Jestem tu od czterech dni i praktycznie w każdej chwili jestem przez kogoś pilnowana. Oczywiście oni twierdzą, że jedynie dotrzymują mi towarzystwa.
Na ich nie szczęście nie jestem już taka naiwna i nie dam sobie wmówić takich bajek.
— Polubiłam swoje wcześniejsze życie. I z tego co pamiętam to ty mi je narzuciłeś — nie omijam ani jednej okazji by nie wypominać tego ojcu.
On jak zwykle robi kwaśną minę, bo doskonale wie, że mam rację.
— Każdy błąd da się naprawić. A ja po kilku dniach gdy zobaczyłem twoją posiniaczoną twarz uświadomiłem sobie co zrobiłem.
Znów wraca do tej sprawy. Muszę wreszcie mu się przyznać.
— Poszłam do kuchni po coś słodkiego, a kucharka uderzyła mnie drzwiami. Bała się reakcji Harry'ego, więc wymyśliłam te kłamstwo. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale sama nie spodziewałam się, że będzie mnie tak dobrze traktował.
Tata nic nie odpowiada, więc wiem, że myśli. Może uda mi się wzbudzić w nim wątpliwości.
— Usłyszałem, że nie żyjesz, drugiego razu czegoś takiego nie zniosę — cholera ta rozmowa schodzi na bardzo nie dobry tor. Przysuwam się, więc do taty i opieram głowę o jego ramię.
Nie jest mi tu źle, ale chciałabym też wrócić do Harry'ego.
— Nawet przez moment nie chciał mnie zabić — owszem ubarwiam trochę historię, ale nie chce by tata się jeszcze bardziej się uprzedził do Harry'ego. — Jedyne co mi w związku z nim przeszkadzało to, to, że ograniczał nam kontakt, ale jestem przekonana, że da się to jeszcze naprawić.
— Nie wierzę, że odpuści nam śmierć swojego syna.
— No Aiden jest już u niego spalony, ale jeśli będę się upierać to na pewno ciebie widywać mi nie zabroni. Umiem być przekonywująca.
Tata pociera moją dłoń. Czuję, że zaczyna się łamać. Muszę się postarać to może nawet dziś wrócę do domu.
— Wolę sobie nie wyobrażać jak go przekonujesz. Nie chce też byś się dla nas tak poświęcała.
— Nie traktuje tego już jak poświęcenia. Elsa chyba też.
— To jest zupełnie inna sytuacja — szybko tłumaczy tata. Widać, że ta dziewczyna mu się podoba i wcale mi to nie przeszkadza.
Po to jest życie żeby z niego korzystać.
— Tak, bo Harry jest moim mężem. Ty także powinieneś zacząć traktować tą Elsę w inny sposób, bo wreszcie znajdzie sobie kogoś innego. I to bardziej zdecydowanego — czuję jak ciało taty się spina na te słowa.
Ona jest dla niego ważna.
— Nawet gdybym pozwolił ci do niego wrócić to on by ci zrobił teraz krzywdę. Nie mogę ryzykować.
Podnoszę się i spoglądam ojcu prosto w oczy. Musi wiedzieć, że jestem z nim całkowicie szczera.
— Zapewniam, że jeśli teraz do niego wrócę to on nic mi nie zrobi.
— Nie masz pewność.
— Mam — szybko wchodzę mu w słowa.
Tata już ma mi coś odpowiedzieć, ale przeszkadza mu wpadnięcie Aidena do salonu. Kurwa, ale on ma wyczucie czasu!
— Dopiero co zastrzelili nam dwóch ochroniarzy przed bramą! — krzyczy mój brat, a tata gwałtownie wstaje. Nikt nie musi nawet nic mówić, ja po prostu wiem, że to Harry.
Wydaje polecenia ze szpitala, a może już opuścił tę placówkę medyczną. Ciekawe jak on się teraz czuje.
Dobrze czy może zamiast troszczyć się o swoje zdrowie myśli o zemście. Oby mu się tylko nie pogorszyło.
— Powiedź William'owi, że musi zwiększyć ochronę i to natychmiast! — krzyczy ojciec.
Aiden szybko biegnie w stronę wyjścia.
— Tato daj mi samochód, a ja postaram się to zatrzymać — nalegam.
— Nie — szybko odpowiada. Wygląda na bardzo przejętego. Najwyraźniej wreszcie do niego dotarło jakie konsekwencje może mieć te moje uprowadzenie.
— Jeśli go poproszę to zaprzestanie tego ataku — chwyta tatę za rękę. Jak już spogląda na mnie to widzę to przerażenie, które go ogarnęło.
On się boi.
— Nie będę ryzykował, że ktoś w tym zamieszaniu zrobi ci krzywdę. Zostajesz tu — zabiera swoją dłoń i wychodzi.
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro