52
— Nie zgadzam się — odpowiadam Peter'owi. Wystarczy mi, że ktoś ciągle poluje na Aidena. Nie chce jeszcze dostać informacji, że Peter został uwięziony przez Harry'ego. Mój mąż na pewno jest w tak podłym humorze, że jak tylko by dorwał kogoś z mojej rodziny to na pewno kazałby go zamordować.
Nie zaryzykuje życia brata.
— Przecież wiesz, że mam dar porozumiewania się z ludźmi. Na spokojnie mu wszystko wytłumaczę — głośno wzdycham. Wiem, że on chce dobrze, ale nie zdaje sobie sprawy z tego jaki jest Harry. Złość będzie nim kierowała. Będzie chciał się na kimś wyżyć, a Peter będzie do tego idealny.
Chwytam brata za rękę i spoglądam mu prosto w oczy.
— Bardzo doceniam co chcesz dla mnie zrobić, ale nie pozwalam ci na to — przewraca oczami na moje słowa. Wiem, że chce dobrze, ale nie ma pojęcia jaki Harry się staje gdy jest wściekły.
— Jeśli tego nie zrobię to on będzie myślał, że od niego uciekłaś. Nie chce cię straszyć, ale jestem realistą i wiem, że jak tylko dojdzie do siebie to znów pomimo zabezpieczeń ojca wejdzie do nas jak do siebie. A dla ciebie lepiej żeby uważał cię za ofiarę.
Przymykam na chwilę oczy i biorę głęboki oddech. Naprawdę nie mam pojecia co zrobić. Jest niewielka część mnie, która mi każe prosić Petera by wytłumaczył mnie przed Harrym. Nie chce by cierpiał i sądził, że zostawiłam go w najgorszej możliwej sytuacji.
A najbardziej to nie chce umierać w męczarniach, bo to by mi na pewno zafundował Harry za porzucenie.
Inna cześć mnie, która obecnie wygrywa nie pozwala mi wysłać w nieznane. Zbyt się o niego boję.
— Wszystko mu wyjaśnię, już sporo mi wybaczył, więc pewnie i teraz przymknie na to oko — staram się brzmieć pewnie chociaż sama nie wierzę w prawdziwość tych słów. To zniknięcie na pewno przelej szalę goryczy.
Posyłam mu też uśmiech, ale po jego spojrzeniu widzę, że on mi nie uwierzył.
— Z każdą kolejną chwilą wiem, że nie zasługujemy na ciebie Verino — po usłyszeniu tych słów coś we mnie pęka. Przytulam się do niego i pozwalam pojdyńczym łzom opaść na moje policzki. Peter delikatnie pociera moje plecy i nabiera pewność, że nikt nie potrafi tak dobrze przytulać jak mój ulubiony brat.
— Widzę, że trafiłem na chwilę czułość — dociera do mnie głos Aidena. Nie odrywam się jednak od Petera, bo bardzo go teraz potrzebuję.
Mój nadopiekuńczy brat zajmuje miejsce po mojej drugiej stronie. Także układa dłoń na moich plecach.
Kocham go, ale nie zmienia to faktu, że obwiniam go za to, że mnie tu przywiózł i narobił tych wszystkich problemów.
— Dziś będę wreszcie spał spokojnie. Twoje miejsce jest przy nas siostrzyczko.
Odwracam się w stronę Aidena.
— Ciągle powtarzacie mi co mam robić. A może lepiej by było jakbym zaczęła sama o sobie decydować? — jestem dorosłą osobą, a wszyscy są przekonani, że widzą lepiej ode mnie.
— Jesteś zmęczona, odpocznij — te lekceważące słowa sprawiają, że ciśnienie mi się podnosi. Dopiero teraz dostrzegam, że Aiden traktuje mnie jak malutkie dziecko.
A ja nim nie jestem.
— Wolałabym odpoczywać w swoim domu i się nie martwić, że znowu przyjdzie mi płacić za twoje błędy. Spotkałam się z tobą tylko po to by cię poprosić byś wreszcie stąd wyjechał. Czemu nie mogłeś mnie posłuchać i polecieć sobie na Malediwy?
— Sądzisz, że mógłbym tam żyć wiedząc, że ciągle z nim jesteś?
— Dopóki się nie wtrącacie to wszystko jest okej! — oznajmiam podniesionym tonem i wstaje. Zbliżam się do okna i wpatruje się w tą czerń na oknem. — Zostawcie mnie samą — proszę ich chociaż mój ton bardziej przypomina jakbym wyda rozkaz.
Słyszę, że ktoś zbliża się do drzwi i wychodzi. Jeden z moich braci jednak pozostał. Nawet bez odwracania wiem, że to Aiden znów mnie nie posłuchał.
— Nie potrafię pojąć twojego zachowania. Uwolniłem cię od tyrana, a ty jesteś na mnie zła.
Nic nie odpowiadam, bo wiem, że nie przejdą mi przez gardło słowa, że Harry już wcale nie jest dla mnie taki obojętny jakbym tego chciała. Nawet sama nie potrafię sobie wytłumaczyć co mnie do niego przekonało. Seks, a może sentyment? Nie wiem.
Aiden wstaje i do mnie podchodzi. Obejmuje mnie w pasie od tyłu, a jak jak zwykle nie mam w sobie tyle siły woli żeby go od siebie odepchnąć.
— Skoro już wspomniałaś o Malediwach to wyjedźmy tam razem. Ojciec załatwi nam fałszywe papiery i już nigdy nie będziemy musieli tu wracać — mówi rozmarzonym tonem. Widzę w odbiciu szyby, że się uśmiecha.
— A ty będziesz mnie tam ciągle kontrolował — stwierdzam gorzkim tonem.
— Nie twierdzę, że pozwolę by ktoś cię wykorzystywał, ale nie będę ci niczego odmawiał. Sam cię zabiorę do jakiegoś ekstra klubu. Będziesz mogła pić ile tylko zechcesz, a nawet tańczyć na stole.
Uśmiecham się na jego słowa. Zawsze umiał bajerować, i to przekonująco. Jakby nie znała go całe swoje życie to może nawet bym uwierzyła w tą bajkę, którą mi teraz opowiada.
— Nie wierzę ci — oznajmiam pewnie, a on z głośnym westchnięciem opuszcza swoją głowę na moje ramię.
— Jesteś moją siostrą, to normalne, że dbam o twoje bezpieczeństwo. Nie rozumiem czemu traktujesz to jak coś złego.
Odsuwam się od mojego nadopiekuńczego brata, bo nasza rozmowa już naprawdę nie ma najmniejszego sensu. On jest w stanie mi powiedzieć wszystko bylebym tylko przystała na jego propozycję.
— Nie zamierzam przez całe życie się ukrywać. To ty musisz wyjechać, a nie ja.
— Nie dojdziemy jednak do porozumienia — mówi ponurym głosem, a następnie wreszcie wychodzi.
I dobrze, bo muszę przemyśleć co teraz zrobić.
Pov Harry
— Nie może pan na razie opuścić szpitala — informuje mnie ten cholerny konował. — Wyjście z naszej placówki może dla pana oznaczać śmierć.
Śmierć to jego spotka jak tylko dojdę do siebie. Mamy do cholery dwudziesty pierwszy wiek, a oni nie potrafią szybko wyleczyć ran.
— Spierdalaj mi z oczu — warczę do niego. On w pośpiechu wychodzi, a ja poprawiam sobie te rurki w nosie. Kurwa nadal brakuje mi tchu.
Verina też przestanie oddychać jak tylko z nią skończę.
Owszem nie byłem dla niej jakoś specjalnie miły, ale to nie upoważniało jej do ucieczki. I to jeszcze w takiej chwili. Jeśli Jason przeżyje i obudzi się ze śpiączki to opowie jak moja słodka żona próbowała zabić mi drugiego pracownika.
Nagle słyszę pukanie do drzwi. Podnoszę się żeby wyglądało, że siedzę. Nie mogę teraz okazywać słabości, wystarczy, że moja własna żona mnie upokorzyła swoją ucieczką.
Pozwalam wejść i widzę jednego z ochroniarzy. Jestem tak zmęczony, że nawet nie pamiętam jego imienia.
— Ma pan gościa — oznajmia i do pokoju jeszcze przepycha się Peter Aresco.
To są kurwa jakieś żarty.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro