Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

— O kurwa! — wykrzykuje Peter wchodząc do mojego pokoju. — Wyglądasz jak te babki z telewizji co zaraz mają wziąć ślub — przewracam oczami na jego słowa. Chyba zapomniał, że zaraz mam wziąć ten cholerny ślub.

— Słaby żart — wiem, że mamy cały plan dopracowany w każdym szczególe, ale to i tak nie powstrzymuje mnie przed odczuwaniem strachu. A co jeśli coś pójdzie nie tak? I to nie ja go zabiję tylko on mnie?

Jedna łza spływa po moim policzku, ale Peter szybko ją ściera.

— Nie marz się, dopiero co został ci zrobiony makijaż, nie wolno zniszczyć takiego arcydzieła. Ale jeśli chodzi o włosy to wolę cię w rozpuszczonych — komentuje mojego misternego koka zrobionego przez fryzjerkę.

— Nie należę do zbyt rozgarniętych ludzi, zawsze mogę coś spieprzyć. Jeśli znajdą tę truciznę przy mnie to na pewno zaczną podejrzewać, że ktoś mi pomógł. Oczywiście nawet słowem o was nie wspomnę ale — brat ucisza mnie kładąc mi dłoń na policzku. Spogląda mi też prosto w oczy.

— Musisz przestać się tym przejmować. Jesteś kobietą, bardzo młodą, więc on nie będzie miał w stosunku do ciebie żadnych podejrzeń. A jeśli dziś nie będziesz miała okazji mu tego podać to zrobisz to jutro. Nie ma się czym przejmować — całuje mnie w czoło, a następnie bierze za rękę i prowadzi na dół.

Gdzie jest już cała moja rodzina. Ojciec, Wiliam i Aiden, który to udaje obrażonego na cały świat.

Wszyscy mają takie same czarne garnitury. Życie mężczyzn jest takie proste ubiorą pierwszy lepszy garnitur z szafy, a kobieta musi dokładnie zaplanować swój strój i dodatki.

— Co wy do jasnej cholery wybraliście? — narzeka skanując mnie wzrokiem. Czepia się o nic, bo ta sukienka nie ma ni dużego wcięcia, a tym bardziej prześwitującego gorsetu. Nie ma w niej nic wyzywającego, no chyba, że czepia się tego, że jest ona bez ramiączek.

— Przymknij się, Verina wygląda ślicznie — oznajmia Will i do mnie podchodzi. — Jeśli pozwolisz to ja cię poprowadzę do ołtarza.

— Jeszcze się bezczelnie wpycha chociaż to ja powinienem to zrobić — Aiden naprawdę się dobrze wczuł.

— To ja jestem najstarszy — mówi Wiliam nadal nie spuszczając ze mnie oczu.

— Sami się między sobą dogadajcie, mi tam jest wszystko jedno — oznajmiam i idę do wyjścia. Czas wsiąść do limuzyny.

***

Nie mam pojęcia w jaki sposób moi bracia się dogadali, ale do ołtarza jednak prowadzi mnie Wiliam, podejrzewam, że interweniował ojciec. Cała ta uroczystość dłuży mi się niemiłosiernie, ale staram się nie okazywać żadnych emocji. I nie jestem w tym osamotniona, bo Harry zachowuje się w ten sam sposób.

Ksiądz każe mu mnie pocałować i mam szczerą nadzieję, że ten pocałunek także będzie powściągliwy. Moje nadzieje idą się jebać jak chwyta mnie za tył głowy i zaczyna namiętnie całować. I chociaż mam już dwadzieścia lat to muszę szczerze przyznać, że jest to najbardziej namiętny pocałunek jaki przeżyłam.

Odsuwa się ode mnie, a ja spoglądam mu prosto w oczy.

Chyba widzi moje zawahanie, bo łapie mnie za dłoń i prowadzi do wyjścia z kościoła. Od razu podchodzimy do jego limuzyny i tam wsiadamy.

To jest dopiero nasze drugie spotkanie, a ja już jestem jego żoną. To brzmi jak fabuła jakiegoś beznadziejnego filmu.

— Jeszcze tylko kilka godzin przyjęcia i całą tę farsę będziemy mieli za sobą. Jako, że jestem w żałobie to nie będę z tobą tańczył, mam nadzieję, że to zrozumiesz — kiwam głową na tak. Dobrze, że nie wiem iż swoją deklaracją uwolnił mnie od niechcianego obowiązku.

Bliskość z nim to akurat wolę ograniczyć do minimum.

— Widzę, że jesteś mocno zestresowana. Nie masz się czego bać — łapie mnie za dłoń. — Postaram się byś czuła się przy mnie najbardziej komfortowo jak tylko się da.

— Ja także będę robić wszystko byś był ze mnie zadowolony — uśmiecha się na mnie słowa, a następnie nachyla się nade mną i delikatnie muska moje usta. Ten pocałunek znacznie różni się od tego, który dostałam przed chwilą w kościele. Jest delikatny, czuły zupełnie nie taki jakiego bym się spodziewała po Harrym Stylesie.

Cholera przecież on miał być pieprzonym draniem, którego zabicie miało być dobrym uczynkiem.

— Chce by to już się skończyło — nie wytrzymuje już i wypowiadam te słowa na głos, po jego minie widzę, że on zrozumiał moje słowa jako zmęczenie.

— Ja też.

***

Tańczę z Peter'em, który od samego początki wesela dba o moje dobre samopoczucie. Raz przynosi mi kolejne kieliszki szampana lub wyciąga mnie na parkiet. A co jak co Peter potrafi poprowadzić kobietę w tańcu. Jest w tym doskonały.

Sala weselna jest ograniczona ogromna i ustrojona na biało. Musi pomieścić tych wszystkich gości, których pierwszy raz na oczy widzę.

— Może powinnam już do niego wrócić?

— Nie — odpowiada mi brat.

— Teraz ja — słyszę głos Aidena przy uchu. Peter posłusznie ustępuje naszemu starszemu bratu miejsca.

Kurwa sama nie pamiętam kiedy ostatnio tańczyłam z Aidenem. On nigdy nie dawał się wyciągnąć na parkiet.

— Mam nadzieję, że ci się nie naprzykrzał podczas jazdy.

— Nie.

— To doskonale. Później dam ci tabletki, które rozpuścisz mu w szampanie. Jak dobrze pójdzie to umrze zanim położy na tobie łapy — szeptem wypowiada te słowa. W jego oczach widzę wściekłość. Co takiego go tak zdenerwowało.

— Nie jestem pewna, czy dziś dam radę to zrobić.

— Musisz. Takie sprawy trzeba jak najszybciej załatwiać — i mój dobry humor, który wywołał u mnie Peter trafia szlag.

Aiden jeszcze przez chwilę ze mną tańczy aż mu się to nudzi dzięki czemu wracam do Harry'ego. Od razu chwytam za swój kieliszek.

— Jeszcze trochę i pojedziemy do domu.

Do domu. Teraz dla mnie domem ma być miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Cholera czuję się zupełnie tak jakbym się cofnęła do średniowiecza, wtedy właśnie stosowało się takie praktyki.

— Mogę się pożegnać z rodziną?

— Oczywiście.

Znów wstaje i podchodzę do ojca. Mimo wszystko to od niego powinnam zacząć.

— Chcesz tańczyć truskaweczko? — pyta używając mojego dziecinnego przezwiska. Wzięło się to od tego, że od zawsze kochałam truskawki.

— Zaraz będę jechać — wstaje i delikatnie łapie mnie za ramiona.

— Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, ale wszystko co robię jest dla twojego dobra — nic mu nie odpowiadam, bo nie umiem się zgodzić z jego słowami. A nie jest to czas ani miejsce na kłótnie.

Tata widząc moje zachowanie składa mi pocałunek na czole.

Rozglądam się więc za Will'em, ale nigdzie go nie dostrzegam. Musiał gdzieś wyjść.

Nagle jednak zostaje przez kogoś przytulona. Szybko uświadamiam sobie w czyich ramionach się znajduje.

— Będę tęsknił siostrzyczko — mówi Aiden i wpycha i do ręki małe plastikowe pudełeczko.

Liczę na waszą opinię

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro