41
Szok nie opuszcza mojego brata. Jestem pewna, że właśnie się zastanawia czy nie ma halucynacji. Chcę zrobić krok w jego kierunku, ale Harry mi to skutecznie uniemożliwia obejmując mnie ramieniem w pasie.
— To naprawdę ty? — pyta ciągle się we mnie wpatrując.
— Tak Aiden. Żyje i jak widzisz nic mi nie jest.
— Doszedłem do wniosku, że nie ma powodu by cierpiała za wasze błędy. Ty za wszystko zapłacisz — zimny dreszcz przebiega po moim ciele na to w jaki sposób Harry wypowiada te słowa. Nie lubię go w takim wydaniu.
— Ważne, że ona żyje. Dotrzymaj słowa i zwróć jej wolność, a ze mną zrób co tam tylko chcesz — głos Aidena także jest wypruty ze wszystkich emocji. Zupełnie jakby już pogodził się ze swoim losem.
O nie, zrobię wszystko co tylko w mojej mocy by uszedł z życiem. Nie wyobrażam sobie, że jego miałoby nie być.
— Tylko, że ja nie chce stąd odchodzić Jestem zadowolona ze swojego życia i małżeństwa.
— Verino przestań — mój nadopiekuńczy brat wchodzi mi w słowa. — Mnie i tak już nie da się uratować, a ty może będziesz miała normalne życie. Nie marnuj go z nim.
Uścisk Harry'ego na moje ciało się wzmacnia. Udaje, że wypowiedź mojego brata go nie zabolała, ale ja wiem, że jest odwrotnie.
Wstaje, a łańcuch którym jest przykuty do ściany brzęczy.
— Przytul mnie i stąd zmykaj. — rozkłada swoje ramiona czekając aż do niego podejdę. Zrobiłabym to i to z wielką chęcią, ale Harry mi to skutecznie uniemożliwia.
— Za kogo ty się do cholery uważasz? — pyta Harry podniesionym głosem. — Myślisz, że możesz mówić mojej żonie to co ma robić. Verina ze mną zostanie, a ty umrzesz. To już postanowione!
Wykorzystuje chwilowe zawahanie Harry'ego i odwracam się tak by stać twarzą w twarz z nim. Dzięki temu dużo łatwiej będzie mi kontrolować sytuację.
— Błagam wypuść go — proszę patrząc Harry'emu prosto w oczy. Łapię go też za dłoń by bardziej nas do siebie zbliżyć. Może i mnie nie kocha, ale wiem też, że nie jestem dla niego całkowicie obojętna.
— Nie — odpowiada twardo, czego akurat można było się spodziewać.
Słowami na pewno go nie przekonam, więc przyszedł czas na gesty. Zabieram rękę, a następnie chowam swoją dumę i klękam przed moim mężem.
Nigdy nie sądziłam, że posunę się do czegoś takiego. To mnie przeważnie błagali i prosili, ja nie musiałam.
— Verina wstawaj! Nie wolno ci się tak upokarzać! — krzyczy Aiden. Ja jednak nie zamierzam odpuszczać póki nie osiągnę swojego celu.
A moim celem jest uratowanie brata.
— Ver wstań — prosi Harry. Nie widzę na jego twarzy kpiny. Przez chwilę myślałam, że mnie wyśmieje. On jednak zachowuje się bardzo dojrzale.
Dalej tkwię na kolanach i nie zamierzam się podnieść póki nie usłyszę tego na co tak bardzo liczę.
— Wypuść go.
— On zamordował mojego syna, nie mogę tak po prostu go wypuścić i o tym zapomnieć — zdaję sobie sprawę z tego, że proszę go o wiele. Nie sądzę, że ktokolwiek by darował tak zachowanie.
Ja jednak kocham Aidena i muszę o niego walczyć.
— Jeśli go wypuścisz to nie będziesz musiał już nigdy go ani nikogo innego z mojej rodziny oglądać. Zerwę z nim wszelki kontakt — na pewno po tym mi pęknie serce, ale cóż. Czasem trzeba się poświęcić dla dobra innych.
— Verino zamilcz! — rozkazuje mi Aiden.
Ja jednak całkowicie go ignoruje. Mój mąż postępuje tak samo i kuca przy mnie tak byśmy byli na podobnej wysokości. Harry nie wypowiadając ani jednego słowa chwyta mnie w pasie i zmusza do tego bym się podniosła.
— Wychodzimy — tym razem mu się nie sprzeciwiam, nie wiem jeszcze co dokładnie zdecydował, więc nie mogę zrobić niczego co mogłoby go zirytować jeszcze bardziej.
— Pozwól mi chociaż przytulić siostrę do cholery! — krzyczy Aiden, a ja mam ochotę odwrócić się i wpaść w jego ramiona. Harry jednak nie zważając na błagania mojego brata wyprowadza mnie z tego pomieszczenia.
— Mam nadzieję, że rozważysz moją propozycję. Wiem, że moi bliscy ostatnio bardzo cię irytowali, więc jeśli ocalisz Aidena to jestem w stanie z nich zrezygnować — głośno prycha co naprawdę nie jest dobrym znakiem.
W milczeniu prowadzi mnie do naszej sypialni.
— Musimy sobie coś wyjaśnić, bo najwyraźniej nie uświadomiłaś sobie pewnych kwestii — znów używa te swojego zimnego tonu. Widocznie jego wcześniejsze zachowanie było spowodowane tym, że nie chciał mnie upokorzyć przy bracie. — Oni sądzą, że nie żyjesz i nie mam zamiaru ich wyprowadzać z błędu. Aiden cię zobaczył tylko dlatego, że niedługo umrze.
— Ale jak to? — pytam zaszokowana. Mieszkamy niecałą godzinę drogi od siebie więc to nie jest możliwe by oni nie odkryli, że żyje.
Chyba, że Harry postanowił mnie trzymać przez cały czas w domu, ale jeśli naprawdę ma tak być to już wolę by mnie zabił. Nie chcę żyć w złotej klatce.
— Póki co to niech dla swojego dobra mnie omijają, a później się zobaczy. Jak już pewnie zauważyłaś to mam pełno innych domów. A i tak już od pewnego czasu rozważałem przeprowadzkę.
— To się wyprowadźmy, ale wypuść Aidena! — podnoszę głos z bezsilności. Coraz bardziej dociera do mnie to, że mojego brata być może nie da się uratować.
— Jesteś wychowana w tym świecie, więc powinnaś wiedzieć, że nawet jakbym chciał to nie mogę. A ja naprawdę pragnę jego śmierci — powoli się do mnie zbliża i chwyta mnie za ramiona. — Za Fabiana, a przede wszystkim za to, że mógł i ciebie zabić. Ten wypadek odebrał nam dziecko, ale równie dobrze mogłem stracić także ciebie.
— To wcale nie pewne, że Aiden zlecił uszkodzenie twojego auta — dalej brnę w kłamstwa.
— Nie bądź głupia Verino to musiał być on — puszcza moje ramiona, a następnie się odwraca i idzie w stronę drzwi.
Cholera on pewnie teraz zamierza zamordować mojego brata.
Upadam na podłogę, dzięki temu, że był odwrócony do mnie plecami nie zauważył jak nieumiejętnie to zrobiłam.
— Skarbie co ci jest? — pyta podbiegając do mnie. Staram się wyglądać na zdezorientowaną. On musi ze mną zostać.
— Słabo się poczułam — opieram głowę, o jego klatkę piersiową gdy bierze mnie na ręce i odkłada na łóżko.
— Cholera może masz jakieś powikłania po tym uderzeniu w głowę — ciągle się do niego przytulam, a on gładzi mnie po ramieniu. — A jadłaś coś dziś?
— Nie — odpowiadam słabo.
Głośno klnie, ale dalej mnie tuli i woła Adele.
Muszę szybko coś wymyślić, bo długo mi się nie uda go tu zatrzymać.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro