Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30

Jakaś niewielka część mnie cieszy się, że Harry osobiście się po mnie pojawił i to jeszcze tak szybko. Lecz ta bardzie racjonalna i myśląca logicznie mówi mi, że najpewniej jego obecność tu oznacza dla mnie nie małe kłopoty.

— Nie macie prawa przetrzymywać tu mojej żony!

— To ty nie masz żadnych praw do Veriny. Nie zasługujesz na nią! — od razu rozpoznaje uszczypliwy ton Aidena. Nie za dobrze, że on tam jest, bo mój nadopiekuńczy brat działa na Harry'ego jak płachta na byka.

— To małżeństwo nie przynosi takich skutków jakich się spodziewaliśmy, więc uważam, że należy je przerwać — odpowiada ojciec.

— Czyli o to wam chodzi. Mogłem się spodziewać, że zależy wam tylko na kasie. Ile jeszcze za nią chcecie? Nie dość zapłaciłem? — wrzeszczy Harry, a ja opieram się o ścianę, a po policzku spływa mi pojedyncza łza.

Nadal się o mnie kłócą, chociaż nie oni się o mnie targują. Tak jak o bydło na targu, którym widocznie dla nich jestem.

— Swoim zachowanie udowodniłeś, że nie zasługujesz na Verinę. Skończmy wreszcie ten temat i przejdźmy do warunków rozwodu.

— Nigdy nie zgodzę się na żaden rozwód. Dostaniecie dodatkowo pięć ton amfetaminy i załatwię wam jeszcze lepsze kontakty tylko skończmy wreszcie tą farsę! — krzyczy Harry wyraźnie zirytowanym tonem. Miło wiedzieć, że można mnie wymienić na zwykłe dragi.

— Nie ma mowy! — szybko odpowiada Aiden. Najwyraźniej boi się, że ojciec jednak ulegnie i mnie odda.

Ja sama nie wiem czego się spodziewać.

— Nie z tobą rozmawiam. Lepiej się na coś przydaj i przyprowadź tu Verinę, chcę ją jak najszybciej zabrać do domu.

— Nie — sprzeciwia się ojciec. — Skończmy wreszcie tą rozmowę, bo zdania nie zmienię. A jeśli będziesz sprawiał kłopoty w związku z rozwodem to inaczej to rozwiążemy — w słowach taty zabrzmiewa groźba. Czy on naprawdę grozi Harry'emu śmiercią?

— Jedno moje słowo wystarczy by zrównać ten dom z ziemią! —warczy Harry. Jeszcze nie słyszałam go tak wściekłego. — Nie zrobię tego jednak, bo nie chce by moja żona ucierpiała. Was jednak nie oszczędzę! — wrzeszczy. Panuje chwila ciszy, aż wreszcie słyszę głośne trzaśnięcie drzwiami.

Harry właśnie wyszedł.

Powoli idę w stronę schodów. Widzę jak w salonie stoją ojciec, Aiden i Will.

— Mówiłam, że tak będzie — odzywam się zaznaczając swoją obecność. Wszyscy trzej na mnie spoglądają.

— Nie musisz się tym przejmować córeczko — mówi ojciec i idzie w moją stronę. Dalej stoję na szczycie schodów, a on pokonuje dzielącą nas odległość. Łapie moją twarz w swoje dłonie i całuje mnie w czoło. — On już cię nie skrzywdzi.

— Nie było mi z nim wcale tak najgorzej.

— Nie musisz ciągle udawać silnej. Popełniłem błąd, ale teraz go naprawiłem. Nie będziesz już przez niego więżona — na moje usta wpełza smutny uśmiech.

— Za to będę teraz zamknięta w tym domu. Po tym co się stało wszyscy wiemy, że nie będę mogła wychodzić.

— To dla twojego bezpieczeństwa — wtrąca ojciec.

— On przynajmniej dał mi klub bym mogła się czymś zająć.

— Zawsze możesz wznowić studia. Będziesz zdalnie uczestniczyć w wykładach. Na pewno to da się załatwić — obiecuje ojciec by chociaż odrobinę osłodzić mi tą niezbyt wygodną sytuację.

— Dobrze — odpowiadam, a następnie się do niego przytulam.

***

— Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak mi brakowała tych naszych rozmów — przewracam oczami na słowa Aidena. Leży z głową na moich kolanach, a Peter usadowił się na mojej sofie.

— Póki co mało rozmawiamy — wyprowadzam go z błędu. Sama nie rozumiem czemu mam taki zły humor. Powinnam skakać z radości, ale czuję takiej potrzeby. Nie mam ochoty nawet się uśmiechnąć.

— Bo jesteś ponura — stwierdza Peter. — Przestań się wreszcie martwić, bo to już koniec twojej męczarni. Jak teraz na to patrzę to nawet dobrze, że wtedy poroniłaś. Ta ciąża wszystko by skomplikowała — czuję jak ciało mojego nadopiekuńczego brata sztywnieje.

Podnosi też głowę i spogląda mi prosto w oczy.

— Kiedy byłaś w ciąży? — pyta poważnym tonem.

— O kurwa, zapomniałem, że on miał o tym nie wiedzieć — wtrąca Peter, a ja mam ochotę do niego podejść i walnąć go w łeb.

— Wytłumaczy mi ktoś do cholery o co w tym wszystkim chodzi? I czemu macie przede mną jakiekolwiek tajemnice. Sądziłem, że jesteśmy w tym wszyscy i mówimy o swoich działaniach.

— Pamiętasz ten wypadek? — jego twarz jeszcze bardziej tężeje. Kiwa jednak głową na tak. — Podczas mojego pobytu w szpitalu okazało się, że poroniłam. Nie obwiniaj się jednak, bo lekarz mi powiedział, że takie poronienia są częste w tak wczesnych ciążach. Jakby nie ten wypadek to pewnie bym sądziła, że mam miesiączkę.

Po jego minie widzę, że moje tłumaczenie w ogóle do niego nie trafia. Po chwili zadumy jego głowa wraca na swoje wcześniejsze miejsce.

— To dziecko było twoje, nie powinno było ucierpieć — oznajmia smutnym tonem.

— Nawet nie zdążyłam się do niego przyzwyczaić. Nie cierpiałam po jego stracie — zapewniam Aidena i zaczynam go głaskać po głowie.

— Gdyby tylko w mojej głowie pojawił się cień podejrzenia, że możesz się wsiąść do tego samochodu to nigdy bym nie kazał go uszkodzić — dalej się tłumaczy.

— Wiem — nachylam się i całuję go w czoło.

Mimo, że jest już późny wieczór to nadal siedzimy w moim pokoju i staramy się rozmawiać o jakichś głupotach. Robię wszystko co tylko w mojej mocy by nasze dyskusje dotyczyły jedynie luźnych i niezobowiązujących tematów.

Nagle jednak do moich uszu dociera dźwięk wystrzału z pistoletu. Nie reaguje, bo u nas jest to normalne, lecz gdy to się powtarza to Aiden wstaje i podchodzi do okna.

— Kurwa chyba coś się dzieje — po moim ciele przebiega zimny dreszcz.

Te wystrzały mogą oznaczać tylko jedno. Harry właśnie po mnie przyszedł i nie sądzę żeby odszedł nim dostanie to czego chce, czyli mnie.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro