3
— Ta biel doskonale kontrastuje się z pani czarnymi włosami, cudownie to wygląda — zachwyca się nade mną konsultantka z salonu sukni ślubnej. Nie biorę na serio jej słów, bo to jest jej praca, więc prawiłaby mi komplementy nawet jeśli wyglądałabym fatalnie.
— A jest czarna sukienka? — pytam na co mój brat parska śmiechem. Konsultantka milczy, bo najwyraźniej zastanawia się co odpowiedzieć. Nie powinna jej utrudniać zadania, bo przecież nie jest niczemu winna. Nie potrafię jednak pozbyć się tego podłego humoru.
— Z tego co wiem to tu takiej nie ma. Jeśli ma pani jednak takie życzenie to możemy się skontaktować z projektantką i ona stworzy kreacje pod pani wyobrażenie.
— Nie trzeba — odpowiada za mnie Peter, który usadził się na białej kanapie i popija szampana, którego mu od wejścia zaproponowana. A to ja przecież powinna dostać coś na rozluźnienie. — Myślę, że ta będzie odpowiednia.
Spoglądam w lustrze na suknie w stylu księżniczki. Jest bardzo rozłożysta, a gorset jest zdobiony małymi perełkami. Nie ma ramiączek.
— Tylko zastanawiam się czy nie ma czegoś luźniejszego. Nie chce by mojej siostrze zabrakło tchu podczas jej wielkiego dnia — jego dzisiejsza złośliwość przechodzi dziś wszystkie granice. Jeśli zaraz się nie zamknie to dostanie strzała w zęby.
— Gorset nie może być luźny — warczę w jego stronę. — Niech już będzie ta suknia. Weźcie ze mnie miary i przystąpcie do poprawek.
Schodzę z podniesienia i maszeruje w stronę przymierzalni.
— Poczekaj — staje na głos mojego brata. — A welon? Musimy go dobrać do sukienki.
Mam już gdzieś tych jego złośliwości, więc nic nie odpowiadając idę dalej. Szybko pozbywam się tej sukienki, bo już teraz nie mogę na nią patrzeć. Pozwalam się zmierzyć, a następnie zakładam na siebie ciuchy i idę do auta. Jeśli Peter się nie pośpieszy to będzie wracał taksówką.
— Verina — dogania mnie brat i obejmuje w pasie. — Musisz przestać się tym tak przejmować, bo w końcu się rozchorujesz. Już raz twój ślub nie doszedł do skutku. Kto wie jak będzie w tym wypadku — bystrzeje na jego słowa. Czyżby coś planował?
— Naprawdę? — pytam. Czuję jakby coś ciężkiego mi spadło z serca. Uwolnienie się od perspektywy ślubu z Harrym Stylesem to obecnie moje jedyne marzenie.
— Nie rozmawiajmy o tym, bo Aiden mnie zapierdoli.
Całuję brata w policzek, dobrze, że mam na sobie szpilki, bo przez dzielącą nas dwadzieścia centymetrów wzrostu różnicą byłoby mi ciężko.
Jednak dobrze jest mieć starszych braci.
***
Tak jak obiecałam Peter'owi w domu dalej udaje załamaną zbliżającym się ślubem. Mam jednak nadzieję, że za kilka dni okaże się, że znowu jestem wolna. Tym razem jednak nie będę tak ostentacyjnie okazywać mojej radości.
Zostałam już ukarana za świętowanie śmierci Fabiana.
Wkładam winogrono do ust i przeglądam magazyn modowy.
Za jakieś dwa tygodnie będę musiała się wybrać do Paryża, mój ulubiony projektant ogłosił, że właśnie wtedy odbędzie się premiera jego nowej kolekcji. Nie mogę tego przegapić.
Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Odrywam wzrok od kolorowego czasopisma i widzę, że nikt nie garnie się do wpuszczenia gościa. Odkładam gazetę i sama idę do drzwi wejściowych.
Po jaką cholerę my mamy służbę skoro wszystko muszę w tym domu robić sama?
Otwieram drzwi i widzę w nich mężczyznę w średnim wieku. Wygląda jakby był grubo po trzydziestce.
Z zainteresowaniem się mi jednak przygląda. Nie należę do bardzo nieśmiałych, ale powoli zaczyna mnie to peszyć.
— A pan do kogo? Moi bracia i ojciec będą później — jak zwykle nie ma ich wtedy gdy są mi potrzebni. Chyba wszyscy czterej mają jakiś radar i znikają wtedy gdy powinni być w domu.
— To dobrze, bo ja przyszedłem do ciebie Verino — ja pierdole czy to jest Harry Styles mój narzeczony? — Wejdziemy do środka? — nie jestem w stanie mu nic odpowiedzieć, a jedynie się odsuwam. On maszeruje do salonu, a ja podążam za nim.
Doskonale zna rozkład naszego domu co znaczy, że już tu był i to nie jeden raz.
— Wybacz, że spotykamy się dopiero dziś, ale miałem ostatnio dużo do załatwienia. — odwraca się w moją stronę, a ja mam możliwość wreszcie mu się dokładniej przyjrzeć. Ma na sobie czarny garnitur i tego samego koloru koszulę.
— Przykro mi z powodu pana straty — mówię dokładnie to co powinnam powiedzieć.
— Mów mi po imieniu, bo przecież mamy wkrótce zostać małżeństwem — robi krok w moją stronę, a ja z całych sił staram się nie cofnąć. Nie mogę mu pokazać już na samym początku, że się go boje.
— Może z powodu twoje żałoby powinniśmy przełożyć ślub na jakiś czas — proponuje i naprawdę liczę, że się zgodzi. Muszę dać moim braciom więcej czasu na działanie.
— Nie widzę ku temu powodu — łapie mnie za dłoń, a ja czuję jakby po moim ciele przeszedł jakiś dreszcz. On mnie wprawia w takie onieśmielenie, że nie umiem tego opisać. Sama się dziwię, że jeszcze mi nie zmiękły kolana.
Ciągnie mnie w stronę kanapy, a następnie siadamy obok siebie.
Kurwa muszę szybko znaleźć jakąś wymówkę by się go pozbyć.
— Jest coś co chciałabyś o mnie wiedzieć? — pyta dalej mi się przyglądając. Jakbym wiedziała, że się pojawi to postarałbym się wyglądać jak najgorzej się tylko da.Roz
— Czemu chcesz tego ślubu? — nie potrafię się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
— To oczywiste Verino, miałem układ z twoim ojcem. Śmierć mojego syna pewne rzeczy zmodyfikowała, dlatego to moją żoną zostaniesz. Rozumiem, że ta zmiana może cię niezbyt cieszyć, ale zapewniam, że nie będziesz niezadowolona z naszego wspólnego życia.
Otwieram usta by dalej starać się go przekonać do przełożenia ślubu, przerywa mi jednak powrót kogoś do domu. Odwracam głowę i wprost nie mogę powstrzymać uśmiechu na widok Aidena.
Mój zaborczy brat na pewno nie pozwoli mi siedzieć tu w towarzystwie mojego przyszłego męża.
— Verina nie powinna tu z panem być — o cholera skoro nawet Aiden mówi mu na pan to znaczy, że Harry musi mieć wielkie poważanie. Mój brat zwykle słynie z braku szacunku do innych.
— Niedługo będziemy małżeństwem, więc uznałem, że dobrze będzie omówić kilka spraw. Wyjdź więc, bo chce z nią zostać sam — znowu na mnie spogląda całkowicie ignorując Aidena.
Po minie mojego starszego brata widzę, że zaraz zrobi się nieprzyjemnie.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro