Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27

Naprawdę chce to zrobić. Wiem, że muszę, ale nie potrafię tego zrobić, moje ciało odmawia posłuszeństwa, a przede wszystkim wbicia noża w Harry'ego. Jednak nie jestem tak silna jak się tego spodziewałam.

Nie dam rady.

Odsuwam się od Harry'ego i znów idę do mojej torebki. Nóż wraca na swoje wcześniejsze miejsce czyli do mojej torebki.

Leniwym krokiem wracam też do łóżka i kładę się na swoje wcześniejsze miejsce. Harry się porusza i od razu mnie do siebie przyciąga. Cholera, a jeśli on wcale nie spał? Chociaż nie, niepotrzebnie panikuje, jeśli by tak było to już próbowałby wyciągnąć ze mnie to co planowałam.

— Verina — mruczy sennie. Czyli jednak śpi.

Panuje pół mrok, ale i tak widzę jego spokojny wyraz twarzy. Kurwa niedawno co zamordowałam człowieka, a teraz nie potrafię tego zrobić. Przecież zabicie Harry'ego można by było przyrównać do obrony koniecznej.

Ja jednak jestem tą kretynką, która nie potrafi się nawet obronić.

***

— Coraz bardziej mnie irytujesz — mówię do Jasona. Zaproponowałam mu żeby zamiast do centrum handlowego zawiózł mnie do mojego rodzinnego domu, ale on odmówił. Mam nadzieję, że nie przeszedł na stronę mojego męża.

— Bardzo możliwe, że ratuje pani skórę. Pan się wścieknie jeśli pani tam pojedzie i nie oberwę wtedy tylko ja. A z tego co widziałem jak on obchodzi się z kobietami to nie chce go pani denerwować — unoszę brwi na słowa ciemnowłosego.

Co jak co, ale Harry nie dał mi się poznać jako brutal.

— Jeśli ja bym mu nie powiedziała i ty też to nie miałby się jak dowiedzieć.

— Pan Styles na swoich informatorów i naprawdę powinna się pani pilnować. Nie sądzę, że jestem jedyny, który pani pilnuje — brzmi to racjonalnie, bardzo bym chciała by tak nie było, ale muszę się przygotować na taką ewentualność.

— Spotkanie z rodziną to żadna zbrodnia — oznajmiam i opieram się o siedzenie. Nie lubię jednak jazdy z tylnych siedzeń. W drodze powrotnej usiądę z przodu.

— To zależy od interpretacji pani męża — mam ochotę mu odpowiedzieć, że Harry nie jest władcą świata, ale jakby się tak zastanowić to on właśnie jest moim panem. Muszę się o wszystko go pytać i mimo że jestem dorosła nie mogę sama podejmować decyzji.

Reszta drogi mija nam w całkowitej ciszy, bo nie mam już tematów, które mogłabym z nim poruszyć. Po dotarciu na miejsce wysiadam z auta i zmierzam do wielkiego budynku. Jest to jedno z tych bardziej luksusowych centrów handlowych. Znajdują się tu tylko wysoko półkowe sklepy.

Jason podąża za mną w takiej odległości by nie stracić mnie z oczu i co najważniejsze nikt nie pomyślał, że idziemy razem. Jest on moim cieniem.

Jako, że jestem sfrustrowana to zamierzam sprawić by Harry także poczuł irytacje patrząc na raport bankowy. Oczywiście tym razem z wielką przyjemnością użyję jego karty.

Do domu wracam mniej obładowana niż bym chciała. Po prostu nie znalazłam zbyt wielku interesujących rzeczy, ale nie lubię skupować tego czego nigdy nie wykorzystam. Jest też o wiele wcześniejsza godzina niż chciałabym wrócić.

— Zanieś to do mojej sypialni — rozkazuje mojemu ochroniarzowi i szoferowi w jednym.

— Nie wiem czy powinienem tam wchodzić — ledwo powstrzymuje się przed parsknięciem śmiechem. Mogę z nim spędzać godziny poza miastem, a on boi się samotnie wejść do miejsca, w którym śpię. To wszystko brzmi jak absurd.

— W razie czego możesz powiedzieć, że ci kazałam, a ty przecież masz wykonywać moje polecenia. Sama przecież nie będę tego tam targać — oznajmiam i idę w stronę kuchni. Dziś jest bardzo ciepło i muszę się czegoś zimnego napić.

— Dobrze, że już pani jest — mówi Adele na mój widok. Podchodzę do dużej lodówki o stalowym kolorze i wyciągam z niej małą butelkę wody. Sama poprosiłam by je tam trzymać. Niezbyt to zdrowe, ale ja najbardziej lubię albo gorące lub mocno zimne.

Jestem tak spragniona, że odkręcam butelkę i od razu opróżniam ją do połowy.

— Wiesz może kiedy ma wrócić mój mąż?

— Pan Harry już do jakiegoś czasu jest w domu, ale teraz przyjmuje gości — zimny dreszcz przebiega po moim ciele i to wcale nie jest spowodowane tą wodą, którą dopiero co wypiłam. A co jeśli to znów jakiś świadek? Możliwe, że w tej chwili mój mąż dowiaduje się, że Aiden zabił jego syna.

— A Harry często odbywa takie spotkania w domu? — siadam na krześle i dopytuje. Odkąd jesteśmy razem niczego takiego nie zauważyłam.

— Sporadycznie — odpowiada krzątając się po kuchni.

Nie brzmi to dobrze, ale nie mogę popadać w paranoje. Przecież do mojego męża wcale nie jest tak łatwo się dostać, a poza tym by oskarżyć mojego brata potrzeba czegoś więcej niż słowa jakiejś przypadkowej osoby.

— A długo już to spotkanie trwa?

— Z pół godziny lub trochę więcej. Na pewno niedługo się zakończy, a pan ucieszy się na pani widok — uśmiecham się na jej słowa. Niech sobie myśli, że już zdążyłam się zakochać w swoim mężu.

***

Wiem, że to głupie, ale kręcę się wokół gabinetu męża. Chyba cierpię na jakąś paranoję, która każe mi ciągle spodziewać się najgorszego. Muszę się opanować, bo jeszcze trochę, a sama się zdradzę.

Podchodzę do okna i przyglądam się zachodowi słońca. Niedługo lampki solarne wokół basenu się zaświecą i utworzą cudowny widok. Będę musiała wyciągnąć Harry'ego na zewnątrz.

— Czy mi się wydaje czy właśnie widzę najpiękniejszą kobietę na świecie — uśmiecham się na dźwięk dobrze znanego mi głosu.

Odwracam się i widzę mojego wujka Doriana. Młodszego brata mojego ojca.

Czarnowłosy dobrze zbudowany mężczyzna zbliża się do mnie rozkładając swoje ramiona.

— Jak mogłaś się nie poczekać ze swoim ślubem na mój powrót z Kalifornii — na chwilę się zatrzymuje i dokładnie skanuje mnie wzrokiem. — Nie widać po tobie by był powód takiego pośpiechu.

Oboje parskamy śmiechem na jego słowa. Kto jak kto, ale wujek Dorian zawsze potrafił mnie rozbawić.

Wreszcie jednak pokonuje dzielącą nas odległość i bierze mnie w swoje ramiona. To takie miłe wreszcie spotkać kogoś bliskiego.

— Zaraz jadę do Ronalda, mam mu spuścić łomot za ten ślub? — drugą część zdania szepcze mi na ucho. Widocznie i wujkowi moje małżeństwo nie odpowiada.

— Nie trzeba. Poza tym prędko to tam nie pojedziesz, bo nie wypuszczę cię stąd dopóki się tobą nie na cieszę, a bardzo, ale to bardzo za tobą tęskniłam — oznajmiam i znów wpadam w jego ramiona.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro