Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

— Jestem chyba jedyną właścicielką klubu nocnego, która nie może przyjść do niego w godzinach użytkowania — kroczę po moim przybytku z drinkiem w dłoni. Jest dopiero po jedenastej rano, ale alkohol to póki co moja jedyna rozrywka, więc nie zamierzam sobie jej odmawiać.

— Tu naprawdę jest nudno — komentuje Alicia by mnie pocieszyć. — Ci wszyscy nadęci gangsterzy traktują kobiety jak element dodatkowy. Na pewno, któryś by cię obraził.

Dziewczyna posyła mi delikatny uśmiech, lecz ja dobrze wiem, że jest to tylko próba pocieszenia. I to niezbyt skuteczna.

— To od razu bym mu wytłumaczyła pewne sprawy i by przeprosił — upijam łyk alkoholu i przyglądam się zmianą, które zostały wykonane na moje polecenie. Tak, te fioletowe podświetlenie jest dużo lepsze niż błękitne. — Zauważyłam, że prawie w ogóle nie mamy tu dobrej tequili. A mój ojciec ją uwielbia.

Po moich spięciach z Harrym, które miały miejsce dwa dni temu zastanawiałam się czy powinnam w ogóle tu przychodzić. Moja pierwsza myśl była nie, ale uświadomiłam sobie, że tylko tu mogę spotkać się z ojcem. Biorąc pod uwagę, że przez to iż mój kochany mąż zabrał mi telefon tłumacząc, że nie jest mi potrzebny skoro z niego nie korzystam nie mam teraz żadnego kontaktu z rodziną.

— Chcesz pooglądać katalogi z alkoholami? — pyta i wyciąga jakieś czasopismo spod lady.

Kiwam głową na tak, a następnie podchodzę do baru. Siadam na stołku, a na blat odkładam mojego drinka. Strona po stronie przeglądam czasopismo. Jest dość grube, bo na oko ma ze sto stron.

— Szczerze to sądziłam, że przyjdziesz tu raz może dwa, a później sobie odpuścisz. Nie obraź się, ale kobiety podobne do ciebie nie lubią sobie zawracać głowy pracą — parskam śmiechem na jej słowa. Wolałabym żeby tak nie było, ale niestety w jej słowach jej sama prawda.

— Jak byłam w swoim domu to nie pracowałam, ale przynajmniej studiowałam, po ślubie jednak musiałam to rzucić. Nie twierdzę, że jestem jakoś pracowita, ale nie wyobrażam sobie nic nie robić.

— A gdzie poznałaś pana Harry'ego? — pyta, a ja nie mam pojęcia co jej odpowiedzieć. Mimo, że jej odrobinę ufam to nie zamierzam każdemu opowiadać całego swojego życia.

— To dość długa, a zarazem nudna historia — ucinam temat, a ona na całe szczęście dalej tego nie drąży. W połowie gazety wreszcie trafiam na butelki, które wyglądają tak samo jak te, które znajdowały się w moim domu. — Zamów kilka tych i dopilnuj by dostał je mój ojciec jak tylko tu przyjdzie.

— Pani Styles — nagle słyszę głos jakiegoś mężczyzny. Odwracam się i widzę jednego z ochroniarzy mojego męża. — Pani mąż prosi by przyszła pani do biura.

Dobrze, że jeszcze prosi, a nie rozkazuje. Chociaż nie zdziwiłabym się gdyby w razie mojego oporu kazał mnie zaciągnąć w wyznaczone miesjce.

— Okej — zeskakuje z wysokiego barowego stołka i idę do miejsca gdzie przesiaduje Harry.

Jestem pewna, że wieczorem jak to miejsce zaczyna żyć to Harry nie zamyka się w swoim ponurym pokoju. Mi jednak nic do tego, bo przecież w ogóle nie interesuje mnie to co on robi.

Wchodzę do pomieszczenia i szczerze to nie mam pojęcia czego się spodziewać, nasze relacje są naprawdę napięte.

— Jaką masz do mnie sprawę? — pytam i zajmuje miejsce na krześle naprzeciwko niego.

— Po prostu chciałem zobaczyć moją śliczną żonę. Jak wczoraj przez cały dzień do mnie nie przyszłaś to uznałem, że miałaś sporo spraw na głowie, ale dziś to powinnaś się chociaż przywitać.

Harry przyjął strategię, że nic się nie stało. Woli udawać, że pozbawienie mnie wolności nic nie znaczy. Jedyne czego nie spełnił ze swoich gróźb to odprawienie Jason. Lecz on jest tak wystraszony, że nawet nie chce słyszeć o złamaniu polecenia mojego męża.

— Masz mnie przez całą noc, więc nie narzekaj.

— A co jeśli mam zamiar cię teraz pieprzyć na tym biurku — skłamałabym twierdząc, że nie lubię seksu z Harrym, ale jeśli ciągle będę mu ulegać to przecież on nigdy nie zrozumie co robi źle.

Nocą nie mam możliwości mu odmówić, ale tu już tak. Harry musi się nauczyć, że nie zawsze będzie dostawał to czego pragnie.

— Nie specjalnie mam dziś ochotę. Jeśli to wszystko to już pójdę, mój drink na mnie czeka.

— Verino — mówi jak tylko unoszę tyłek z krzesła. Na jego poważne spojrzenie znów siadam. — Wiem, że się na mnie obraziłaś. Ja jednak nie zamierzam cofnąć swojego wcześniejszego słowa. Twoja rodzina jest cholernie irytująca i to cud, że tyle czasu ich znosiłem — też mi poświęcenie, my jesteśmy małżeństwem dopiero siedem tygodni.

I o siedem za długo.

— Mogłeś się domyśleć, że skoro jestem jedyną dziewczyną w domu to oni są do mnie przywiązani.

— Nigdy nie byłem w tej sytuacji, więc nie wiem. Jak już nam się urodzi córka to może to zrozumiem, lecz póki co nie zamierzam pozwalać im się wtrącać w nasze życie. Jedyną osobą z twojej rodziny, która mnie jeszcze nie zirytowała jest ten twój brat, który przyjechał z tobą ze szpitala — czyli chodzi o Petera.

Ciekawa za to jestem czym Harry'ego mógł wkurzyć Will. On zawsze stara się zachowywać racjonalnie, bo jak to kiedyś ujął nie lubi robić sobie niepotrzebnych kłopotów.

— Ty też ich denerwujesz.

— Mam to gdzieś, ale już to, że mnie ignorujesz bardzo, ale to bardzo mi się nie podoba — mówi i tym razem to on wstaje. Nie wzbudza to we mnie lęku, bo sposób w jaki do mnie mówi daje mi do zrozumienia, że jego zamierzeniem jest mnie uwieść, a nie skrzywdzić. — Specjalnie zrobiłem porządek na tym biurku, bo nie chciałem by było ci niewygodnie. Bardzo mi przykro, że tego nie doceniasz kochanie.

Ma na mnie ochotę i to dość wielką skoro się tak przymila. A może to czas żeby spróbować coś na tym ugrać. Muszę wreszcie odzyskać komórkę, bo bez niej czuję się jak jakaś ubezwłasnowolniona.

— Chce swój telefon — zaznaczam, a on nachyla się nade mną i chce mnie pocałować, ale ja odwracam głowę na bok. Nie pozwolę mu się dotknąć póki nie dostanę klarownej odpowiedzi. — To jak będzie z tym telefonem?

— Dostaniesz go! — warczy zirytowany, a ja sama zaczynam go całować. Harry mnie podnosi, i układa na swoim biurku. Jego dłonie wędrują do mojego paska, ale nim coś robi to przeszkadza nam pukanie do drzwi. — Później! — wrzeszczy Harry.

— Pani Verina ma gościa — woła Alicia.

— Kogo? — pytam krzycząc. Harry posyła mi złe spojrzenie, bo widocznie miał zamiar dokończyć.

— Pan Aiden Aresco.

O kurwa.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro