Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Martwe ciało tego trutnia upada na podłogę. W zakrwawionej dłoni trzymam pokryty czerwoną cieczą nóż. Cholera podziałałam zbyt instynktownie i szybko, ale nie miałam innego wyjścia. On mógł pogrążyć mojego brata i zarazem mnie.

— Pani Styles — nagle dociera do mnie głos jednego z ochroniarzy. Kurwa.

Odwracam głowę na bok i widzę tego blondyna, który przyprowadził tu tego szantażystę.

— Pozbądź się tych zwłok — rozkazuje mu pewnym głosem. Muszę zachować spokój, tylko to mnie może teraz uratować.

— Muszę najpierw zadzwonić do pani męża i wyjaśnić tą sytuację.

Dalej trzymając ten nóż w dłoni powoli się do niego zbliżam. Nie będzie podważał mojego słowa.

— Postawmy sprawę jasno, jeśli mi nie pomożesz to powiem mojemu mężowi, że zostawiłeś mnie samą z obcym mężczyzną. Jestem pewna, że Harry cię za to zabije, a mnie pochwali, że nie dałam się zgwałcić — oznajmiam zimnym tonem. Niech wie, że to nie jest czas na żarty.

— Jeśli pani mąż się dowie to ja i pani będziemy mieli kłopoty.

— A skąd ma to wiedzieć? Ja mu na pewno nie powiem, a skoro to miejsce już jest moje, to w każdej chwili mogę zarządzić renowacje monitoringu — warczę. W duchu jednak się modlę żeby Alicia zaraz tu nie weszła. — A jeśli mnie zadowolisz to możesz być pewien, że zostaniesz moim prywatnym ochroniarzem, a ja naprawdę potrafię się odwdzięczyć.

Blondyn się zastanawia, rozważa teraz wszystkie za i przeciw. Mam nadzieję, że dobrze wkalkuluje sobie w głowie i pójdzie na moją propozycję.

— Niech pani zabroni tu wchodzić — czyli jednak podjął dobrą decyzję.

Chwytam ścierkę znajdującą się za barem i wycieram zakrwawioną rękę. Cholera już zaczęła zastygać, muszę się umyć.

— Bardzo dobrze cię wynagrodzę — oznajmiam i idę na zaplecze. I właśnie widzę zmierzającą w moją stronę Alicie. Ja pierdole było tak blisko.

— Verino — zaczyna smutnym tonem. — Mam poważne problemy rodzinne i proszę byś pozwoliła mi wyjść na dwie może trzy godziny. Przysięgam, że wszystko z nadwiążką odpracuje — ledwo się powstrzymuje żeby się nie uśmiechnąć. Jednak to wcale nie jest mój najbardziej pechowy dzień.

— Ależ oczywiście, że możesz wyjść. Ja tu zostanę i się rozejrzę — mówię ciepło się do niej uśmiechając.

— Dziękuje — chwyta za malutką torebkę i wchodzi. Tylnym wyjściem.

Szybko maszeruje do łazienki i zaczynam myć dłonie, nie chce mieć na sobie krwi tego śmiecia. Chociaż powinnam dobrze zapamiętać jego twarz by przekazać Aiden'owi kogo powinien prześwietlić. Musimy się dowiedzieć kto jeszcze zna tę prawdę. Przeglądam się dokładnie w lustrze i sprawdzam czy się nie ubrudziłam.

Na pierwszy rzut oka nic nie widać, więc nie jest źle.

Biorę jeszcze dwa głębsze wdechy i opuszczam łazienkę, a następnie wracam do głównej sali. Ciała już nie ma, ale pozostała za to wielka plama krwi na parkiecie.

Cholera gdzie w takim klubie może znajdować się mop. Znów idę na zaplecze i zaczynam się rozglądać. I w żadnej szafce nie znajduje żadnych środków czystości.

Trudno nie ma innego wyjścia, biorę dwa ręczniki z szafki i wracam na miejsce swojej zbrodni. I tam już ten chłopak zajmuje się sprzątnięciem podłogi.

— Różne sytuacje mają miejsce w tym klubie dlatego jest specjalne pomieszczenie gdzie się trzyma przyrządy do sprzątania — dobrze wiedzieć, że nie ja pierwsza tu zabiłam. — Ciała też pozbędę się tak by nikt nie widział.

I to jest właśnie to co chciałam usłyszeć.

— Jak się nazywasz?

— Jason pani Styles — odpowiada dalej sprzątając tę krew.

— Wypiszę ci czek no chyba, że wolisz gotówkę, ale z tym to będziesz musiał jakiś czas poczekać — oczywiście nie skorzystam z konta, które ofiarował mi Harry. Dla bezpieczeństwa wypłacę pieniądze z tego co mam od ojca.

A tak naprawdę jest tam moja część spadku matce.

— Wolałbym najpierw zostać pani ochroniarzem — aha czyli wymyślił sobie, że to mu się będzie bardziej opłacać. I ma całkowitą rację.

— Jeszcze dziś poruszę tę kwestię z moim mężem i jestem praktycznie pewna, że się zgodzi — komunikuje i wchodzę za bar. Powinnam teraz zachować trzeźwość umysłu, ale jeśli się zaraz czegoś mocnego nie napiję to jeszcze zacznę panikować.

Poraz pierwszy zabiłam swoimi rękoma i naprawdę zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.

Wyciągam butelkę jakiejś cholernie drogiej whiskey i jej sobie nalewam. Przecież właściciel powinien próbować to co sprzedaje.

Przystawiam szklankę do ust i biorę dwa duże łyki. Jest to bardzo mocny alkohol, ale naprawdę dobry. Muszę zabrać sobie jedną butelkę do domu.

— Widział cię ktoś?

— Nie pani Styles.

— To dobrze.

Zaprzestaje swoich ruchów i na mnie spogląda.

— Jeśli się na panią rzucił to mogła mnie pani po prostu zawołać. Zareagowałbym nie musiałaby pani brudzić sobie rąk — czyli on na serio wierzy, że ten martwy facet mnie zaatakował. I dobrze, nie mam zamiaru  wyprowadzać go z błędu.

— Wychowałam się z braćmi, którzy nauczyli mnie jak w takich sytuacjach reagować. Nikt nie będzie sobie brał mojego ciała, kiedy tylko będzie miał na to ochotę.

— Rozumiem — odpowiada i kończy sprzątanie.

***

Już od póltorej godziny jestem w domu. I od tego czasu w każdej minucie zastanawiam się czy Jason jednak nie postanowił mnie wykiwać i opowiedzieć o wszystkim Harry'emu.

— Sądziłem, że jak zostawię cię tam na tyle czasu to stwierdzisz, że to jednak nie dla ciebie, a ty wydawałaś się bardzo zainteresowana.

— Bardzo dobrze się dogaduje z twoimi ludźmi. Nawet tak sobie pomyślałam, że skoro Kevin dalej dochodzi do siebie to mógłby go zastąpić Jason. Skoro i tak pilnuje mnie w klubie to równie dobrze może czasem ze mną gdzieś jechać.

Na moją propozycję Harry całkowcie odrywa wzrok od ekranu laptopa, a na dodatek odstawia jeszcze laptopa.

— Długo z nim rozmawiałaś skarbie? — znów pokazuje tę swoją zazdrość.

— Trochę, ale musisz mu powiedzieć żeby zrobił się bardziej rozmowny, bo odpowiadanie mi półsłówkami bardzo mnie irytuje — narzekam, bo przecież właśnie to chciałby usłyszeć mój mąż.

— On pracuje u mnie zbyt krótko bym mu cię powierzył — cholera spodziewałam się, że nie będzie sprawiał żadnych problemów, a ten postanowił mi utrudnić.

— A Kevin ma w sobie coś co mnie irytuje. Poza tym po ostanich wydarzeniach nie mam zamiaru czekać aż on sobie łaskawie dojdzie do siebie. Potrzebuje ochroniarza i już go sobie wybrałam. Jeśli masz innego kandydata to mi go przedstaw.

Harry głośno wzdycha, a następnie do mnie podchodzi nachyla się by mnie pocałować, ale zatrzymuje się przed moją twarzą.

— Piłaś?

— Moim obowiązkiem jest przestestowanie towaru — tłumaczę.

— Dostanie to pracę, ale jedynie na próbę — staram się nie uśmiechnąć, bo nie chce pokazać jak bardzo mi na tym zależało. — Jednak jeśli coś mi się nie spodoba to nie tylko straci robotę, ale i życie.

A ja z tego powodu jakoś bardzo płakać nie będę.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro