20
Jęczę oparta o biurko Harry'ego, a on rytmicznie się we mnie porusza. Jest mi cholernie niewygodnie, ale jest mi tak dobrze, że nie zamierzam narzekać. Jedna z dłoni mojego męża zaciska się na moim biuście. Nie jest to bezpośredni dotyk, bo mam na sobie bluzkę.
— A jak ktoś tu wejdzie? — pytam podekscytowana tym, że możemy zostać przyłapani. Znajdujemy się przecież w jego gabinecie w klubie. Każdy z pracowników może tu wtargnąć.
— To zabiję za oglądanie mojej żony — dyszy pomiędzy pchnięciami. Moje nogi są owinięte wokół jego pasa.
Staram się nie głośno nie krzyczeć, ale to okazuje się ponad moje siły. Harry w tak krótkim czasie zdążył już poznać moje ciało i wie jak mnie zadowolić. Ogromna fala przyjemności zalewa moje ciało, mój mąż zaraz po mnie osiąga spełnienie, bo zalewa mnie swoją spermą.
Kurwa będzie trzeba wytrzeć to biurko.
Harry przenosi się na swój fotel, bo widocznie nie jest już w stanie ustać na nogach. I wcale mu się nie dziwę, ja sama mam wrażenie, że moje nogi są jak z waty i dlatego nadal leżę na tym niewygodnym biurku.
— Ta praca jest bardzo męcząca, ale za to satysfakcjonująca — uśmiecha się na moje słowa, lecz szybko poważnieje.
— Owszem skarbie, ale jedynie ze mną. Tylko ja cię mogę zadowalać — kolejny raz już podkreśla, że mam mu być wierna. Zachowuje się zupełnie tak jakbym przed ślubem miała jakiekolwiek życie erotyczne.
— Oczywiście, zresztą nikt mnie wcześniej nie zadowolił tak jak ty — powoli się podnoszę, a następnie robię dwa kroki i opadam na jego kolana. Harry automatycznie owija swoje ramię wokół mojego pasa i jeszcze bardziej mnie do siebie przyciąga. — A ty jesteś ze mnie zadowolony?
Patrzę mu prosto w oczy oczekując odpowiedzi.
— Tak Verino, jestem z ciebie bardzo zadowolony — uśmiecham się i sama nie wiem czemu mnie te słowa cieszą. Kurwa chyba zaczyna mi się pierdolić w głowie. — Będę zaraz musiał gdzieś na trochę pojechać.
— Dobrze, do domu wrócę taksówką, bo mam tu jeszcze trochę spraw do załatwienia. Alicia musi sporo mnie nauczyć — mam tylko nadzieję, że jest dość cierpliwa, bo na mnie krzykiem nie da się wpłynąć.
— Nie chcę byś wracała taksówką, po tym co się stało musimy zachować wszelką ostrożność — chwyta moją szczękę i nakierowuje ją tak, że muszę patrzeć mu w oczy. — Nie chciałbym żeby stała ci się jakakolwiek krzywda. Nie chce znowu się bać jak wtedy gdy usłyszałem, że miałaś wypadek.
Delikatnie pociera mój policzek, nachyla się także nade mną i składa krótki czuły pocałunek na moich ustach.
— Mam nadzieję, że nie traktujesz tego jak kary. Jak już odkryje kto próbuje zrujnować moje życie i go zabiję to wtedy nie będę się w żaden sposób ograniczał. Naprawdę zależy mi na tym byś dobrze się ze mną czuła.
Kiwam głową na tak. Wolę się nie odezwać, bo głos mógłby mi zadrżeć.
***
— Te niebieskie podświetlenie jest ekstra, ale nie ukrywam, że wolałabym fioletowe. Myślisz, że Harry by się zgodził na taką zmianę — mówię chodząc po głównej sali. Alicia nabija kody na komputer.
— Z tego co powiedział pan Styles to teraz to miejsce należy do pani, więc chyba nie potrzebuje pani jego pozwolenia — nagle staje i posyłam jej złe spojrzenie.
— Bardzo przepraszam — odpowiada Alicia. — Ciężko mi się przyzwyczaić i mówić ci po imieniu. Boję się, że panu Styles'owi mogłoby się to nie spodobać.
— Teraz pracujesz dla mnie, więc zdanie mojego męża nie ma żadnego znaczenia. Jestem Verina i jeśli jeszcze raz powiesz do mnie pani to uznam, że mnie postarzasz — oznajmiam bardzo poważnie. Parskam jednak śmiechem by dać jej do zrozumienia, że żartuje.
Nie chce by tu panował terror i strach.
— Dobrze Verino.
Podchodzę za bar i wyciągam z małej lodówki puszkę coli. Otwieram ją i zaczynam pić. Alicia wychodzi przyjąć towar, a ja zostaje tu wreszcie sama.
To dziwne uczucie, bo przecież to miejsce jest teraz moje. Mogę tu zrobić wszystko co mi się tylko zamarzy.
— Pani Styles — odwracam się słysząc męski głos. Jeden z pracujących ochroniarzy do mnie podchodzi. — Przyszedł właśnie jakiś mężczyzna twierdzi, że ma ważne rzeczy do przekazania pani mężowi.
— Harry'ego prędko nie będzie, ale to ja tu teraz rządzę, więc równie dobrze może i mi to przekazać. Niech wejdzie — blond włosy ochroniarz jedynie kiwa głową na tak i znika. Skoro ten facet pofatygował się do tego klubu to musi mieć sprawy związane z tym miejsce.
Mija krótka chwila i do sali wchodzi mój pracownik, a także ten nieznajomy mężczyna. Szatyn na moje oko grubo po trzydziestce. Może będzie chciał dostać tu pracę.
— To jest pani Verina Styles.
— Mam wiadomość dla pana Styles — odpowiada ten gbur ochroniarzowi w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Pieprzony szowinista, w stosunku do mnie jest nikim. Nie ma prawa mnie ignorować!
— Jeśli uznam, że to co chcesz powiedzieć jest warte zawracania głowy mojemu mężowi to wtedy się z nim spotkasz, w innym wypadku każę cię stąd wyrzucić — mówię zimnym tonem, ale nie krzyczę. Nie mogę pozwolić by sobie pomyślał, że zdołał mnie zdenerwować. On nie jest wart moich nerwów.
— Mogę tą informacje przekazać pani tylko na osobności — od razu zmienia swój ton.
— Możesz odejść — odzywam się do ochroniarza.
— Nie wiem czy to dobry pomysł — jemu także posyłam wściekłe spojrzenie przez co spuszcza głowę i wychodzi. Kurwa podoba mi się to.
— Mów o co chodzi, bo nie mam dużo czasu — robi kilka kroków w moją stronę, ale nie narusza mojej przestrzeni osobistej.
— Pani mąż na pewno będzie bardzo zadowolony z tych informacji. Dowiedziałem się kto stoi za śmiercią jego syna. I za pewną sumę mogę pani wyznać — jasna cholera to nie może być prawda. Przecież Aiden nie jest takim debilem żeby zostawiać ślady swojej zbrodni.
I to jeszcze takiej.
— Mogę ci dać pół miliona funtów. I radzę ci przyjąć tę propozycję, bo mój mąż nie da więcej. Plus weźmie cię na tortury by sprawdzić czy nie kłamiesz — staram się brzmieć najbardziej zimno. Musi zrozumieć, że to nie są żarty.
— Dobrze — szybko się zgadza. Oznacza to, że jest zwykłą płotką, skoro tak szybko udało mi się go wystraszyć. — Jak dostanę pieniądze.
— Wypiszę ci czek, a teraz już mów, bo każe swoim ludziom się tobą zająć — muszę jak najszybciej usłyszeć to co ma mi do powiedzenia. Może po prostu chce mi przekazać jakieś kłamstwo.
— W śmierć syna pana Stylesa jest zamieszana rodzina Aresco. A tak dokładnie to średni z braci — serce wali mi zupełnie tak jakbym przebiegła maraton. W tym pomieszczeniu co ja jest mężczyzna, który może kilkoma słowami wydać na mnie wyrok.
Ten mężczyzna wie kto zabił Fabiana i jeśli zaraz czegoś nie zrobię to nie tylko ja będę zgubiona. Moi bracia polegną wraz ze mną.
Spoglądam w bok i zauważam leżący na blacie wielki nóż. Los właśnie daje mi szansę, z której muszę skorzystać.
Podchodzę do tego blatu, bo na całe szczęście znajduje się na nim też moja torebka.
— Zbliż się — udaje, że czegoś w niej szukam. Niech myśli, że zaraz wypiszę mu ten czek. — Od kogo to wiesz?
— Mam swoich informatorów — kurwa czyli ktoś jeszcze zna prawdę. No cóż najpierw muszę się pozbyć jednego problemu.
— Zaraz dostaniesz swoją zapłatę — komunikuje i chwytam ten nóż. Wbijam mu go prosto w brzuch, wyciągam i tym razem uderzam w miejsce nad obojczykiem. Dźgam go jeszcze przypadkowe miejsca by mieć pewność, że nie przeżyje.
Liczę na waszą opinię. Jak myślicie prawda wyjdzie na jaw czy nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro