Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

— Verino tu obowiązuje ograniczenie prędkości — poucza mnie Harry. Po raz pierwszy pozwolił mi prowadzić auto i jestem pewna, że to nasza ostatnia wspólna przejażdżka gdy ja prowadzę. Już więcej nie zgodzę się jechać gdy ktoś ciągle mi gada nad uszami.

— Wiem — mówię i delikatnie zwalniam nacisk na pedał gazu. — Nawigacja wskazuje, że niedługo będziemy na miejscu.

Dojeżdżamy pod wielki budynek. I co najważniejsze wydaje on się być zwyczajny, nie ma żadnego neonu, który informuje, że tu znajduje się jakiś klub. Jak ktoś kto nie zna miasta ma tu trafić?

— To na pewno tutaj? — cholera, a może źle wpisał adres do GPSu. Chociaż tak dokładnie się przyglądał drodze, że powienien szybko wyłapać, że zbłądziłam z trasy.

— Tak skarbie — oznajmia i opuszcza auto. Następnie do mnie podchodzi i otwiera mi drzwi. Wchodzimy do tego budynku, a następnie do windy. Zjeżdżamy na sam dół, a na dodatek Harry wpisuje na dodatkowej klawiaturze numerycznej jakiś kod.

— Jesteś tego pewien? — pytam już któryś raz dziś. Jestem zarówno podekscytowana jak i przestraszona.

— Tak — potwierdza chociaż wydaje mi się, że słyszę w jego głosie zawahanie.

— Ja się w ogóle na tym nie znam — zaczynam panikować. — A co jak doprowadzę to miejsce do ruiny?

Na jego ustach pojawia się delikatny uśmiech.

— Jeśli sprawi ci to radość to możesz nawet zrównać ten klub z ziemią — mówi i winda się otwierają. —Witaj w Tartarze Verino.

Panuje tu ciemność, lecz jest ona rozproszona przez błękitne rozświetlenie. Jest tu miejsce do tańczenia, ale także loże z stolikami i skórzanymi kanapami, na których można przysiąść. Za barem stoi jakaś dziewczyna, która poleruje kieliszki.

— Nikt z ulicy tu nie wejdzie, trzeba znać specjalny kod. To moje zabezpieczenie, bo nie mam zamiaru tu przyjmować byle kogo.

Odkręcam głowę w prawo i widzę, że znajduje się tam scena gdzie jest ta rura. Ciekawe jakby to było spróbować przy niej zatańczyć.

— Podejdź tu! — woła do dziewczyny. Ona gwałtownie unosi głowę i odkłada kieliszki. Wychodzi z zza baru i dość szybkim krokiem do nas podchodzi. — To moja żona Verina i od dziś będzie podejmowała tu wszystkie decyzje — blond włosa dziewczyna kiwa głową na tak. Jest tak wystraszona, że nie ma odwagi na mnie spojrzeć.

— Oprowadzisz mnie? — to pytanie kieruję bezpośrednio do niej.

— Tak pani Styles — jeszcze się nie przyzwyczaiłam do swojego nowego nazwiska. Dziwnie się go słucha.

Dziewczyna rusza przodem, a ja podążam za nią.

— Jak masz na imię? — dopytuje, bo oczywiście nie dowiedziałam się tego od męża.

— Alicia pani Styles.

— Nazywam się Verina — ona się wydaje być w moim wieku, więc nie widzę powodu by mnie tytułowała. Poza tym mamy razem pracować, więc lepiej byśmy były w koleżeńskich relacjach.

— Nie wiem czy powinnam — odwraca się do mnie i mówi przestraszonym tonem. Nie podoba mi się, że jest tak przerażona w pracy. Ja na pewno nie dopuszczę by te sytuacje się zdarzały.

— Bardzo mi na tym zależy. To jak będzie Alicio? — wyciągam do niej dłoń, a ona niepewnie ją uściskuje. — Musisz mi powiedzieć jak to wszystko działa, nie chce już na samym początku narobić błędów.

Alicia zaczyna mi tłumaczyć, że to miejsce głównie służy do załatwiania interesów przez bogatych facetów. Uprzedziła mnie, że tu na porządku dzienny jest widok broni, lecz ja jestem do niego już przyzwyczajona. Rachunkami zajmuje się księgowa, więc ja mam tu tylko nadzorować. Czyli pewnie nic nie robić.

— O właśnie przyszedł nasz stały klient — szepcze Alicia, a ja odwracam głowę na bok i widzę mojego ojca. Czyli to tu przychodzi na te swoje ważne spotkania.

— Co przeważnie zamawia, bo chce go obsłużyć.

— Nie wiem czy to dobry pomysł, tego pana przeważnie obsługuje jedna dziewczyna, niestety dziś jej nie ma, więc może być niezadowolony — a tylko by spróbował być nieszczęśliwy na mój widok.

— Jestem pewna, że spełnię jego oczekiwana — oznajmiam, a następnie wychodzę z zza baru. Tata uświadł tak, że nie widzi, że się do niego zbliżam. — Na co pan ma ochotę? — pytam, a tata gwałtownie odwraca się w moją stronę.

Jest wręcz zaszokowany moim widokiem.

— Co ty tu robisz Verino? — pyta wyraźnie zirytowany. Ciekawe czy jakby zobaczył tu jednego z moich braci to też by się tak zachował.

— Pracuje.

— No to są kurwa żarty! Gdzie jest Harry i jakim prawem przywozi cię w takie miejsce! — no na serio reakcja taty jest wyraźnie przesadzona.

— Wiesz co robię z ludźmi, którzy nie potrafią się zachować w moim klubie — oznajmia mój mąż jak zwykle pojawiając się jak zjawa. Krzyki mojego ojca musiały go wywabić z jego gabinetu. — Jeśli zaraz nie zmienisz swojego nastawienia to każe ochronie cię stąd usunąć.

— Powiedź mi lepiej czemu przywiozłeś tu Verine? Jeśli chciała sobie potańczyć to było ją zabrać w inne miejsce. Mniej niebezpieczne.

— Potrafię zadbać o bezpieczeństwo mojej żony, jeśli jednak coś ci się tu teraz nie podoba to nie musisz już przychodzić. Nie próbuj też irytować Veriny, bo ona może cię teraz w każdej chwili stąd wyrzucić — oznajmia Harry, a następnie znowu zmierza do swojego biura.

Cieszę się, że bierze moją stronę, ale też bardzo mnie martwi w jaką stronę idą ich relacje. Przecież jak tak dalej pójdzie to będę coraz mniej widywać swoją rodzinę.

— Nie rozumiem twojego zdenerwowania, przecież ja mam jedynie tym miejscem zarządzać. Widziałeś jaka byłam smutna po tym jak Harry kazał mi rzucić studia — tak naprawdę to tylko je zawiesiłam, bo spodziewałam się, że Aiden szybko rozwiąże sprawę z moim małżeństwem. Nikt jednak nie musi o tym wiedzieć.

— To nie jest miejsce dla ciebie — kolejny raz to powtarza i wstaje. Jego wyraz twarzy wreszcie przybiera łagodniejszy wyraz. — A i co najważniejsze to masz zakaz obsługiwania stolików, nie chce by jacyś faceci się na ciebie gapili. Nie masz pojęcia jak trudno mi było zaakceptować twoje małżeństwo.

— Sam je zainicjowałeś — nie mogę się powstrzymać przed wypowiedzeniem tych słów.

— Bo nie miałem innego wyjścia, ale proszę nie rozmawiajmy już o tym. Wiesz przecież, że nie lubię się z tobą kłócić — a szczególnie wtedy gdy to ja mam sensowniejsze argumenty.

Tata znów zajmuje swoje miejsce, a ja każe zrobić dla niego kawę i dla mnie także. Zajmuje też miejsce po drugiej stronie stolika.

— Twojej ulubienicy dziś nie ma, więc tylko ja mogę ci poprawić nastrój.

— Poznałaś już Elisę? — czyli nazywa się Elisa. Ciekawe czy to jest tylko chwilowe zauroczenie czy może zostanie stałą kochanką ojca.

— Nie, jestem tu dziś pierwszy dzień.

— Mam nadzieję, że ostatni — nie komentuje już tej uwagi ojca, ale uważam ją za naprawdę nie sprawiedliwą. Jestem tyle samo warta co moi bracia i nie chce byś gorzej od nich traktowana.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro