⁂ Trzydzieści Pięć ⁂
Pierwszy na miejscu pojawił się Jimin. Nie mógł się doczekać tego dnia, kiedy będzie mógł porozmawiać z chłopakiem, który nie będzie się o nic upierał. Stanął pod drzewem jakieś piętnaście minut przed wyznaczonym czasem.
Intensywnie wpatrywał się w taflę wody, która znajdowała się niedaleko jego osoby. Zaczął przypominać sobie to wszystko, co się wydarzyło. Przypomniał sobie również ten ból, kiedy woda dostała się do jego płuc. Wzdrygnął się i delikatnie zacisnął dłoń na swojej bluzie.
– Cześć? – Usłyszał, a kiedy odkręcił głowę w tamtą stronę, ujrzał Yoongiego.
– Cześć, Hyung. – Uśmiechnął się do niego i ukłonił. Nie chciał, żeby to wszystko było niezręczne, więc postanowił mówić dalej. – Nie wierzę, że nie chciałeś się wcześniej spotkać.
– Miało się swoje powody. – Zaśmiał się niezręcznie. Nie wiedział, co mógłby mu powiedzieć.
– Chodź. – Jimin złapał go za nadgarstek i podbiegł z nim na pomost, na którym usiadł. Jego nogi zwisały, prawie dotykając tafli wody. Yoongi wykonał tą samą czynność. Rozejrzał się wokół i poczuł jak zabolało go serce. Nie mógł patrzeć na to miejsce. Wszystkie okropne chwile mu się przypominały. – Yoongi?
– Tak, Jimin?
– Mógłbyś mi powiedzieć o swoich problemach? – Powiedział odważnie, posuwając się o krok dalej. Liczył na to, że Yoongi zacznie się przed nim otwierać, skoro już zgodził się na przyjście w dane miejsce. Park ścisnął dłoń na kieszeni od własnych spodni. Poczuł malutki przedmiot.
– Ja... – Nie wiedział, co zrobić. – Jimin, to na pewno dobra chwila? Tego było naprawdę dużo.
– Jak nie teraz, to kiedy? Nie znajdziemy dużo czasu, żeby znowu się spotkać i o wszystkim poważnie porozmawiać. – Spuścił wzrok na własne kolana.
– Dobrze. – Wziął głęboki wdech. – Mówiąc w skrócie, zszedłem na dno. Wszystko w listach powinno być wyjaśnione. Przez moje wyrzuty sumienia, co się tobie przydarzyło zacząłem tak postępować. – Jego głos zadrżał wraz z dolną wargą. – A teraz sam cierpię.
– Yoongi. Spójrz na mnie. – Jimin jako pierwszy spojrzał na starszego chłopaka. Min po chwili wykonał jego polecenie, a Park mógł ujrzeć łzy, które spływały w dół po policzkach chłopaka. Puścił nadgarstek Yoongiego, który do tej pory trzymał i przeniósł ją na policzek, gdzie starł jego łzy. – Uspokój się, dobrze? Wszystko ze mną w porządku.
Drugą dłonią wyciągną przedmiot, który trzymał w kieszeni. Uśmiechnął się pocieszająco i spojrzał na metalowy medalik. Rozpiął go i założył Yoongiemu na szyję. Ostatni raz przejechał po metalowym piórku. – Przepraszam, Yoongi, że wyrządziłem ci tyle cierpienia.
Park przyciągnął ich do wspólnego uścisku. Nie musieli mówić nic, żeby sobie wybaczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro