⁂ Dwadzieścia Pięć ⁂
07.06.2009
- Jimin, pomógłbyś mi, a nie leżał całymi dniami na kanapie i oglądał kreskówki. - Pani Park pokręciła głową i spojrzała na swojego syna, który tylko jęknął, bo nie chciało mu się nic w tym dniu robić, ale jego mama wymyśliła sobie wiosenne porządku.
Uważał to za dziwne, żeby robić to w maju, ale niech jej będzie. Zawsze jak się zmęczy, może się wymigać od pracy, gdy tylko powie, że nie może oddychać. W końcu miał problem z tym od małego. Tak przynajmniej jego mama twierdziła.
- Ale co ja mam zrobić?
- Trzeba wyrzucić niepotrzebne rzeczy, które są na strychu. Ja w tym czasie zrobię obiad. - Powiedziała, kierując się do kuchni. Najwidoczniej nie mógł się wycofać. Wstał powolnie z siedzenia i poczłapał na samą górę domu. Zapalił malutkie światełko i rozejrzał się wokół.
Sam nie wiedział, od którego zacząć. Postanowił sięgnąć po pierwsze z brzegu. Otworzył je i ujrzał jakieś stare książki. Stwierdził, że to nie jest warte uwagi i przesunął wszystko na bok. Przeglądał kolejne. Wszystkie miały na sobie napisane, co w nich jest. Jednak uwagę przykuło mu jedno pudło, które wydawało się na bardzo stare.
Uklęknął, nachylając się i zdmuchnął kurz. Obejrzał je dookoła. Nie było oznaczone, dlatego sięgnął po nożyczki, które leżały obok niego. Chyba ktoś nie chciał, żeby zaglądał do środka, ponieważ było całe obklejone taśmą. Przeciął zaklejone miejsca i powoli otworzył.
Jego oczom ukazała się sterta listów. Na każdej kopercie była napisana data. Wziął najstarszą do dłoni i otworzył. Otworzył szerzej oczy, kiedy zauważył, że była do niego zaadresowana. Nie wiedział, o co mogło chodzić. Czemu ich wcześniej nie widział?
Z każdym nowym słowem zaczął sobie przypominać, co się wydarzyło, kiedy miał dziewięć lat. W jego oczach zaczęły się pojawiać łzy. Uwagę przykuło mu imię na końcu, którego nie mógł sobie tego przypomnieć. Drżącymi dłońmi sięgnął po drugi list.
Nowe słowa, nowe wspomnienia.
Kiedy dotarł do fragmentu, kiedy jego mama prawdopodobnie wszystko zaplanowała, nie wytrzymał. Rozpłakał się, bo również w jego pamięci pojawił się ten chłopak.
Jego przyjaciel, Yoongi.
Przecież to nie jego wina, że poszli na lód. Jimin sam to zaproponował, a Yoongi tego nie chciał. Czytał do końca wszystkie listy. Przytulił się do zabawki, którą starszy chłopak sam wykonał. Spoglądał na adres, który mu podał. Musiał się tam dostać.
Zbiegł na dół do kuchni, poprzednio wycierając łzy i doprowadzając się do porządku. - Co to ma znaczyć? Czemu chciałaś rozdzielić znajomość moją i Yoongiego?
Kobieta spojrzała na niego przerażona. Jak mogła zapomnieć o tym cholernym pudle? - Jimin, to było dla twojego dobra...
- Dobrem nazywasz stratę przyjaciela, który ciągle się obwiniał za to, co się wydarzyło? Nie pomyślałaś chociaż raz, że sam to zaproponowałem? Potem przez kilka lat wcale nikogo nie miałem. Super!
Zaczął wkładać buty i zakładać na siebie bluzę. - Jimin, gdzie idziesz?
- Szukać mojego straconego przyjaciela.
Wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami.
[Poświęcam się właśnie i piszę rozdział, a powinnam uczyć się dat na gimnazjalny i pisać podziękowania dla wychowawcy na koniec roku szkolnego. Mam tak dużo na głowie teraz, że nie wiem, jak się wyrobię ze wszystkim. Chciałabym już maj, kiedy będzie już wolność. No i wtedy też chciałam zacząć pisać opowiadanie z Septiplierem i Johnlockiem.
Liczę również, że rozdział się podoba i nie namąciłam w niczym. Do następnego!]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro