Roz. 5
Zaraz po tym jak Atsuko została sama, znowu przed oczami miała ten mecz. Na jej twarzy momentalnie pojawił się smutek i zdenerwowanie.
-Znowu o tym myślisz?
-Co? Nie! Wcale nie.
Założyła ręce na piersi i poszła do swego pokoju. Walnęła się na łóżko i włączyła pierwszy lepszy mecz siatkówki. Chciała zobaczyć co może u siebie poprawić i czego powinna się nauczyć. Tak się składa, że był to jeden z meczy Aoby. Niby nie lubiła za bardzo Oikawy, ale podziwiała jego grę. Sama chciała grać na takim poziomie jak on.
-Chwila ten atak, to była wystawa?!
O mały włos tego nie wykrzyczała. Była tym zagraniem zdziwiona i chciała móc je powtórzyć. Z tego powodu szybko wyłączyła swój telefon, schowała go do torby i krzycząc krótkie "wychodzę", wybiegła z mieszkania. Skierowała się do parku, gdzie spotkała Asahiego. Myślała, że jeśli ją zobaczy jak ćwiczy, to wróci do gry. Z tego treningu mogła wynieść tylko dwa plusy. Wzmocni się oraz dopracuje swoją zagrywkę i dodatkowo może coś dojdzie do jej przyjaciela.
Kiedy wchodziła już na boisko, nie zauważyła nawet, że ktoś siedzi niedaleko. Widząc ją wstał z ławki i podszedł bliżej boiska. Dziewczyna wyjęła butelkę z wodą i postawiła ją w dowolnym miejscu na przeciwnej stronie siatki. Kilka razy próbowała zaserwować z wyskoku, ale żadna piłka nie trafiła w upragniony cel. Po którymś razie wzięła piłkę w dwie ręce i mocno ją ścisnęła.
-Tak samo jak wtedy. Tam gdzie nie chce. Co ze mnie za kapitan, skoro nie potrafiłam ich doprowadzić na szczyt.
Przez swój gniew zaserwowała prosto w słupek, a piłka poleciała na nią rykoszetem. Upadła na ziemię i po chwili się podniosła. Zaczęła lekko kaszleć. Siły to ona miała sporo. Każdy z jej poprzedniej drużyny o tym wiedział, a Bokuto przekonał się o tym na własnej skórze. Odsunęła swoją rękę, a na niej zobaczyła kawałek zęba. Niby nic strasznego, ale wiedząc co ją wkrótce czeka, straciła przytomność. Jej przyjaciel od razu do niej podbiegł. Nie za bardzo wiedział co robić, więc napisał do Daichiego, gdzie jest i co się stało. Zaraz po otrzymaniu wiadomości Sawamura pobiegł jak najszybciej aktualnie mógł na boisko. Kiedy już tam się znalazł wziął ją na ręce.
-Raczej nic jej nie będzie. Mówił coś zanim to się stało?
-Coś o tym jakim jest kapitanem. Przeprowadziła się?
-Tak. Chodź.
Zanieśli ją do jej mieszkania i wszystko wytłumaczyli. Szatynka tylko pokiwała głową na boki i pokazała, gdzie jest jej pokój.
-Wiedziałam, że tak będzie. Zawsze tak jest.
-Jak to?
-Wszystko zaczęło się po meczu damskiej drużyny fukurodani z Wakuan. Prawie codziennie ćwiczyła do upadłego a nawet dłużej.
-Nie powinna. Mogła sobie coś zrobić.
-Trener to samo jej mówił i to nie raz. Dziękuję, że ją tu przynieśliście.
-Nie ma sprawy.
Po tej rozmowie oboje wyszli. Pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro