Roz. 28
Ten czas jaki spędzałam na treningu z Oikawą aby dopracować mój serw. Nawet nieco lepiej już mi szło, ale nadal nie mogłam nakierować piłki tam gdzie chce. Chociaż Oikawa mnie tam pocieszał, to i tak wiedziałam swoje. Szybko mi się to nie uda, ale może przez ten miesiąc, będę w stanie wypracować odpowiednią technikę dla mojego serwu. Gdy był dzień, co Karasuno wracało z Nekomy, miałam jednocześnie wyjazd do Tokyo, do mojej przyjaciółki, na dalszy trening. A wyjazd miałam tak o o 15. Nie za późno i nie za wcześnie. Pewnie jak będę już blisko Tokyo, to tamci będą wracać autokarem szkolnym, więc tym lepiej dla mnie. Ale nawet jak poszłam na stację to nie byłam sama. Cóż ktoś się uparł i tym ktosiem nie był nikt inny niż Oikawa Tooru, ale nie sam. Iwaizumi Hajime. Z tego co mi mówili to i tak byli po lekcjach. Powiedzmy, że im wierzę. Właśnie powiedzmy
-Więc wracasz dopiero za dwa tygodnie?
-Tia. Powiedziałam co powiedziałam, a ja nie rzucam słów na wiatr
-Szkoda, że nie przyszłaś do Aoby, tylko do Karasuno
-Shittykawa...
Na mój ton, od razu odsunął się o parę kroków. Ale kto by pomyślał, że zaprzyjaźnię się z kimś kogo niby się podziwiało za styl gry, ale nie lubiło poza tym. No ale jakoś się zaprzyjaźniło i pomogło sobie nawzajem. Chociaż on mi bardziej. Mój serw już był lepszy. Tak to zostało tyle nieco roboty, bo największa część została zrobiona. Może wcześniej wrócę. Ale muszę trzymać się tych 2 tygodni....Na razie zostało mi jeszcze sporo czasu do powrotu....Gdy tylko usłyszałam komunikat o swoim pociągu, pożegnałam się z ekipą i poszłam na stację i potem...Już tylko jechać do Tokyo i potem do mojej przyjaciółki. Aimi chyba już naszykowała pewnie pokój znając ją. Ale na razie mam trochę drogi do Tokyo. Więc....Wyciągnęłam swoje MP3 i włączyłam jakąś piosenkę i słuchawki, a potem reader ebooków i tylko zaczęłam czytać. Nawet nie zauważyłam przejeżdżającego niedaleko autokaru chłopaków. Ale chyba i tak by nie mogli mnie zauważyć, w końcu trochę odległości było między pociągiem, a autokarem. Byłam bezpieczna. Przynajmniej tak sądzę. Miałabym niezłe kłopoty gdyby Daichi mnie zauważył. No i by cały mój plan diabli wzięli.
Dojechałam na miejsce po jakimś czasie i gdy tylko wyszłam na stację, zostałam niemal zaatakowana. I to przez kogo? Przez Bokuto! O mały włos mnie nie wywalił! Ale i tak skończyłam nieco w powietrzu, bo mnie podniósł i prawie nie udusił. A niby taki dorosły.
-Bokuto do jasnej anieli na ziemię!
Ten nic...
-Atsu-chan miło cię widzieć znowu!
-Bokuto puść ją
-Akaashi...
Ten dopiero wtedy mnie puścił i postawił z powrotem na ziemi, a ja mogłam wziąć głęboki wdech. Powietrze. Tego mi brakowało przez te pare sekund lub minut. Nie wiem!
-Wybacz Atsuko...Sami przyszli. I nie tylko oni....
Kogo ty jeszcze ściągnęłaś?! Błagam nie mów mi że Rin! Jak na zawołanie po chwili ktoś mi krzyknął wprost do ucha. No i tu już nie wytrzymałam. Straciłam kontrolę nad sobą i to nie skończyło się dobrze, dla Rin i Bokuto. Musiałam potem tą dwójkę ciągnąć za sobą, bo byli znokautowani. Aimi i Akaashi tylko szli obok nie zwracając uwagi na tą dwójkę.
-Wiedzą o tym?
-Nie Aimi. Nie mówiłam
-I dopiero wrócisz do nich na obozie następnym?
-Dokładnie Akaashi.
Akurat poczułam wibracje telefonu, gdy tylko zobaczyłam kto dzwoni nieco się zdołowałam...Daichi...Obiecałam, na razie nie odbierać...Wyciszyłam telefon i poszłam dalej do domu Aimi. Ale teraz nie mogłam przestać myśleć o Daichim...Oby nie był tylko na mnie zły, bo tego sobie nie daruję...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro