Roz. 2
Nadszedł ten wyczekiwany przez Atsuko czas przeprowadzki. Fakt była w pół przytomna, ale nadal tak samo się tym ekscytowała. Mogła spotkać swoich przyjaciół oraz swego kuzyna. Może miała z nimi kontakt, ale to nie było to samo co rozmowa twarzą w twarz. Niestety z jednym z nich jej kontakt się trochę urwał. Dopiero po kilku dniach dowiedział się co się stało. Znała to uczucie i sama go doświadczyła. On obwinia się o przegraną z Dateko, a ona o przegraną z Wakuan. Jednak jedno ich różniło. On zaprzestał grać w siatkówkę, a ona doprowadzała się do granic możliwości na treningach. Nie raz wracała cała obolała i wymęczona. Po pewnym czasie samochód zatrzymał się przed jakimś blokiem. Dziewczyna od razu wyszła z pojazdu i wzięła głęboki oddech. Odczucie wymiotne jej przeszło i pobiegła pomóc z pudłami.
-Jak się czujesz?
-D-Dobrze tato.
-Jeśli tak, to bierz jedno pudło i zanieś je do naszego nowego mieszkania.
Złapała za jedno z największych, a kasztanowłosy pokiwał tylko z zrezygnowaniem głową na boki. Idąc przed siebie z pudłem, przypomniała sobie co kiedyś zrobiła. Miało to miejsce, kiedy była w pierwszej klasie liceum. Jechali na jakiś mecz sparingowy i siedziała obok Izumi. Przez przypadek nie wytrzymała i puściła pawia na jej buty. Blondynka nie była na nią zła, ponieważ sama przeszła to samo. Zaśmiała się tylko i zmieniła swoje buty. Brunetka ją prawie cały czas przepraszała. Na samo to wspomnienie dziewczyna zaśmiała się pod nosem i czekała na swoją mamę, która miała otworzyć drzwi. Kiedy to się stało, dziewczyna odłożyła pakunek na odpowiednie miejsce i pobiegła po kolejne.
Po kilku godzinach wszystko było już skończone. Pudła rozpakowane i wszystko pochowane. Była tak gdzieś dziewiętnasta, więc Atsuko postanowiła się przejść i poszukać jakiegoś miejsca do treningu. Złapał za swoją ciemną bluzę z kapturem, telefon schowała do zamykanej kieszeni w spodniach i wyszła z domu. Przy okazji chciała zobaczyć czy coś się tutaj zmieniło. W końcu podstawówkę spędziła tutaj razem ze swoim najlepszym przyjacielem. Weszła do parku i ruszyła w kierunku boiska do siatkówki, na którym grał dzieci. Niby nic dziwnego, ale obok boiska stała jakaś postać. Z każdym krokiem, dostrzegała więcej szczegółów. W końcu rozpoznała w nim swego przyjaciela. Już chciała podejść, ale usłyszała krzyk jakiegoś chłopca. Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyła pędzącą na niego piłkę. Pobiegła w tamtą stronę i stanęła naprzeciwko niego. Ustawiła prawidłowo ręce i posłała piłkę na lewe skrzydło. Po chwili podbiegł do niej chłopiec, który posłał tą piłkę.
-P-przepraszam. T-to było niechcący.
Uklękła obok niego i położyła mu jedną dłoń na jego ramieniu. W jego kącikach zbierały się łzy.
-Hej mały nie płacz. Nic się nikomu nie stało. Powiedz mi, czy ty przypadkiem nie chcesz zostać asem w drużynie?
Mały szatyn od razu się rozweselił, a w jego oczach pojawiły się iskierki szczęścia.
-Tak. Jednym z najlepszych.
-To piękne marzenie i życzę ci, żeby się spełniło. Mam dla ciebie pewną radę.
Podniosła się na równe nogi i spojrzała na niego.
-Nigdy nie rezygnuj z tego o czym marzysz i idź przed siebie. Jeśli będziesz ćwiczył i wierzył w siebie to na pewno ci się uda. Ba. Może nawet przełamiesz się przez obronę Dateko.
-Dziękuję.
Specjalnie to powiedziała. Miała nadzieję, że coś doszło do osoby, która stałą za nią i się wszystkiemu przyglądała. Patrząc przed siebie na boisko, przypomniało jej się jak poznała Daichiego. Jednak zanim zaczęła to wspominać, obróciła się w kierunku wyjścia i ruszyła. W pewnym momencie się zatrzymała i kątem oka spojrzała na chłopaka.
-Ciebie też się to dotyczy...Asahi.
Poszła w swoją stronę, zostawiając zszokowanego chłopaka samego. W drodze wspominała jej pierwsze spotkanie z Sawamurą. Miała wtedy tak pięć lat i już wtedy w jej sercu królowała siatkówka. Zawsze kiedy wychodziła z rodzicami do tego parku, brała piłkę i ćwiczyła. Któregoś dnia, gdy jej rodzice siedzieli na jednej ławce obok boiska, starła sobie skórę na kolanie. Leciała jej krew, ale powstrzymała się od pisku i płaczu. Już wtedy była spokojna. Chciała przetrzeć tą ranę, ale ktoś jej przeszkodził.
-Nie ruszaj tego.
Zszokowana mruknęła parę razy i spojrzała na właściciela tego głosu. Uklęknął przy niej i wytrał strużkę krwi. Później zawiązał jej jakąś chustkę i pomógł wstać.
-Dziękuję. Jestem Atsuko Rida.
-N-nie ma sprawy. D-Daichi Sawamura.
Tak mniej więcej wygląda nasza Atsuko. No oczy są zielone jak szmaragdy, a nie niebieskie. Oczywiście rysunek nie jest mój. Znalazłam go na Pinterest.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro