Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Roz. 19

Dzień meczu z Nekomą zbliżał się nie ubłagalnie szybko. A co za tym idzie? Ponowne spotkanie z Kuroo. Znowu zacznie to dogryzanie. I potem będzie trzeba nas uspokajać. Od kiedy ta sowa mnie z nim poznała, prawie zawsze konkurowaliśmy, lub się kłóciliśmy. Trochę jak rodzeństwo. Brat i siostra. Z resztą to samo było z Bokuto. Oboje walnięci czasami. Tylko ja byłam dobrą i spokojną siostrą i ich uspokajałam, ale jak zostawałam z jednym z nich sam na sam, lub nie było tej trzeciej osoby, to bójcie się Boga. Trzecia wojna światowa, albo i lepiej. Ale to nie ja zaczynałam oki? To oni. To wszystko ich wina, a nie moja. To oni zawsze muszą ze mną zaczynać. Ja nie wiem jak Daichi i reszta z nami wytrzymają. Pewnie będą mieć zawał. Ja im resuscytacji nie robię. No chyba że Daichiego. Chociaż za to że nie mogę ćwiczyć, powinien oberwać i to mocno! Nie daruję mu. Co dzień ćwiczyłam tak jak pierwszego dnia obozu. Głównie chciała sprecyzować swoje wystawy. Czułam, że to może mi pomóc. Sawamura ani razu nas nie przyłapał, co dla mnie jest sukcesem. 

Dnia w którym mieliśmy mieć mecz z Nekomą, postanowiłam nie ćwiczyć tylko odpocząć. Chociaż z Kuroo i tak to będzie jakiś trening. Trening dla mojej cierpliwości. Oj tak. Założyłam swoją bluzę klubową i poprawiłam fryzurę. Chociaż i tak pewne będę mieć ją rozwaloną. Usłyszałam jakieś pukanie do drzwi, więc złapałam za swoją torbę i zarzuciłam ją na ramie. Podeszłam do drzwi i wyszłam z pokoju. Doskonale wiem kto pukał. Tylko jedna osoba chciała po mnie przyjść. Daichi. 
-Gotowy na dzisiejszy mecz?
-W pełni. Wiem, że damy z siebie wszystko.
-Nie żebym wam nie kibicowała, ale pragnę wam nadmienić fakt, że Nekoma jest bardzo dobra. Są jak koty, a ich siła polega na odbiorze i analizowaniu ruchów przeciwnika. Łatwo mieć nie będziecie.
-Spokojna twoja rozczochrana. Damy radę
-Coś ty powiedział?!
Aż go ciarki przeszły i uniósł ręce w geście obronnym. Policzymy się potem. Walnęłam go lekko łokciem w ramię i poszłam przed siebie. Jak trochę odeszłam, lekko się uśmiechnęłam i cicho zaśmiałam. Zawsze się boi tego tonu. Aż tak straszna chyba nie jestem. Przynajmniej tak sądzę

Na miejscu byliśmy idealnie o czasie. Oczywiście w oczy rzucił mi się nie kto inny niż kapitan kotów. Sam Kuroo Tetsurou. Się zaraz zacznie. Ja to czuję. Po przywitaniu się oczywiście podszedł do mnie.
-Wiedziałem.
-No patrzcie patrzcie. Myślałam, że to było wiadomo już wcześniej.
-Jakoś nie byłem doinformowany
-A to nie moja wina. Trzeba było Bokuto pytać.
-Pytałem to nic nie powiedział. 
-Nie moja wina.
-Twoja.
-Nope.
Po prostu piorunowaliśmy się wzrokiem. A dookoła nas panowała napięta atmosfera. Jakby zaraz kot miał się rzucić na jastrzębia. 
-No dawaj kocurze. Jakoś się nie boję.
-Zakładamy się?
-O ile? Pięć dych?
-Możecie się uspokoić. Ile w macie lat?
Oboje spuściliśmy głowy w dół. Dziękuję Yaku. A już bym miała pięć dych, to nie. Musiał się odezwać.
-Innym razem?
-Innym razem. Przegrasz
-Ty przegrasz
-Chyba po moim trupie
Teraz gadaliśmy szeptem. Dopiero po chwili każdy poszedł w swoją stronę. Ja do swojej drużyny, a on do swojej. Fakt byliśmy na tej samej sali, ale byliśmy od siebie oddaleni, co było dla mnie korzystne. Przynajmniej nie zaserwuję mu piłki w ten pusty rozczochrany łeb. Kogut się znalazł. Już wolę mu takie serw zafundować na obozie treningowym. Na razie jednak to musi poczekać

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro