Rozdział 4
Alex wraz z Fred'em zaraz po kolacji udali się do profesora obrony przed czarną magią. Miał on dla nich kilka zadań. Między innymi potrzebował pomocy ze sprawdzaniem sprawdzianów starszych klas.
Rudowłosy stanął przed drzwiami i zapukał lekko, a zaraz po tym uchylił je i przepuścił brunetkę. Dziewczyna weszła do środka i dostrzegła średniego wzrostu mężczyznę w turbanie. Siedział on za biurkiem i wpatrywał się w nich. Wstał szybko kiedy tylko dostrzegł jak się zbliżają. W wyniku gwałtownych ruchów profesora, krzesło na którym kilka sekund temu siedział, z hukiem upadło na podłogę. Mężczyzna spojrzał na nie i nachylił się podnosząc je.
— Usiądźcie sobie. — powiedział wskazując pierwszą ławkę. — Tutaj macie karty odpowiedzi, a tu sprawdziany.
— Aż tyle tego? — powiedział Fred patrząc na plik pergaminów.
— No tak... — powiedział cicho. — Jak skończycie, możecie wrócić do swoich dorminatoriów. Ja w tym czasie muszę coś zrobić w innym skrzydle zamku.
— Dobrze.
Profesor wyszedł, a Alex zabrała się do roboty. Fred natomiast zaczął od analizowania ile to zajmie mu czasu. Westchnął kiedy doszło do niego, że będzie miał roboty na co najmniej dwie godziny. Złapał pierwszy pergamin i spojrzał na odpowiedzi.Mógł przysiąść, że literki wirowały wokół jego oczów. Musiał na chwilę przerwać sprawdzanie. Oparł się wygodnie i przejechał dłońmi po twarzy. Czuł, że miał już suche oczy, a do tego coraz bardziej był senny.
— Pomóc ci? — usłyszał głos Alex. Otworzył oczy i zerknął na nią. Dziewczyna już skończyła swoją pracę, co go nie dziwiło zbytnio. Szło jej bardzo sprawnie, a on strasznie się z tym gramolił.
— Powinnaś iść już spać. — odparł. — Już późno.
— Ach, przestań. — odparła zabierając mu kilka pergaminów.
— Dlaczego to robisz? — zapytał nagle, ale gdy spojrzała na niego zdziwiona od razu dodał. — Jesteś taka pomocna i miła, w ogóle nie pasujesz do Slytherinu.
— A dlaczego miałabym być wredna? Ty jesteś dla mnie miły. — odparła z uśmiechem. — Można powiedzieć, że jesteś moim drugim przyjacielem.
— To było słodkie. — powiedział Weasley.
***
Harry i Ron szli po korytarzu rozmawiając między sobą o sprawach ważnych i mniej ważnych. W pewnym momencie dołączyła do nich Alex, która wsłuchiwała się w opowieść Harry'ego o tajemniczym lustrze, które odnalazł na trzecim piętrze.
— Widziałem tam swoich rodziców... — mówił przejęty. — Uśmiechali się do mnie, a tata położył mi dłoń na ramieniu.
— To niesamowite. — powiedziała entuzjastycznie dziewczyna. — Tylko jakie właściwości ma to lustro?
— Dumbledore mówił mi, że to lustro ukazuje najgłębsze pragnienia ludzkiego serca.
— Jak myślisz, co byś zobaczyła? — zapytał Ron.
— Pewnie siebie z wygranym kuponem z loterii. — odparła a rudzielec zaśmiał się. — A tak na poważnie, to pewnie swoją matkę.
— Właściwie... to co się z nią stało? — zapytał Harry przystając.
— Tata mówił, że odwróciła się od Sami-Wiecie-Kogo i poniosła za to karę. — mówiła patrząc na nich. — Zmarła krótko po moich narodzinach i wiem tylko to. Snape nie lubi o niej rozmawiać. Nie wiem nawet jak miała na imię.
— Wybacz nie powinienem pytać, to musi być dla ciebie trudne.
— Nie martw się. — uśmiechnęła się do bliznowatego. — Nie można za kimś tęsknić, jeśli się go nie znało.
Ich rozmowę przerwała nauczycielka zielarstwa. Otworzyła ona właśnie szeroko szklane drzwi i z uśmiechem wołała pierwszorocznych, którzy weszli do środka. Lekcja ślizgonów i gryffonów minęła bez zbędnych kłótni. Hermiona zdobyła kilka punktów dla swojego domu.
***
Alex siedziała na kolacji, pomiędzy Draco, a Pansy.Czarnowłosa rozmawiała z chłopakiem o tym co dzisiaj się działo, właściwie to nie było to nic interesującego więc, nawet się nie wtrącała. Jadła właśnie kurczaka, kiedy do Wielkiej Sali wbiegł profesor obrony przed czarna magią. Był zadyszany, a dłoń trzymał na turbanie, który podczas biegu lekko się przekręcił. Mężczyzna zatrzymał się niedaleko stołu nauczycieli i schylił się lekko. Nagle wyprostował się i dysząc lekko powiedział.
— W lochach... jest troll. — powiedział a dyrektor wstał. — Stwierdziłem, że powinien pan wiedzieć. — uczniowie po tym zdaniu zaczęli w popłochu biec w stronę drzwi. Można było usłyszeć krzyki oraz wołania nauczycieli.
— Cisza! — Dumbledore przyłożył różdżkę, do szyi i wykrzyczał to. Uczniowie odwrócili się i spojrzeli na grono pedagogiczne. — Prefekci, odprowadźcie swoich podopiecznych do dorminatoriów.
Suuuper co nie? Troll w lochach, a kto ma tam swój pokój wspólny? Ślizgoni! Ale fun! To musi być naprawdę ciekawym doświadczeniem, kiedy jako perfekt musisz odprowadzić tak naprawdę dzieci w centrum niebezpieczeństwa. Alex szła na samym początku z nadzieją, że uda jej się nie wpaść na owego potwora.Perfekt przystanął przed wejściem do ich pokoju wspólnego. Na korytarzu nagle rozniósł się podejrzany dźwięk, i można było dosłyszeć głośne kroki. Chłopak będący perfektem szybko powiedział hasło i przepuszczał członków domu węża. Kiedy już wszyscy byli w pokoju wspólnym sam wszedł, a drzwi zamknęły się.
— Wszyscy są? — zapytał rozglądając się.
— Tak. — odparła Pansy z uśmiechem, kiedy tylko perfekt poszedł do swojego dorminatorium ta odwróciła się do Alex i Draco. Uśmiechnęła się złośliwie, a po chwili pół szeptem dodała — Ta mała plugawa ściera nie była na kolacji, a wiecie co to znaczy?
—Nie wiem nawet o kim mówisz. — Malfoy spojrzał na nią z uniesioną brwią.
— Na tą Selenę. — wywróciła oczami, w końcu opowiadała o niej!
— Mamy kogoś takiego? — zdziwił się.
— Mało istotne! Ale podobno była gdzieś z Granger, więc pewnie troll już ja zjadł.
— Zdrajca krwi. —odparł Malfoy.
— A ja nadal nie wiem o kim rozmawiamy. — rzuciła brunetka, a jej przyjaciele spojrzeli na nią. Zapadła cisza, którą przerwał Draco.
— Ja też. — Draco podrapał się po głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro