Rozdział 23
Szła podekscytowana korytarzem w poszukiwaniu Seleny oraz reszty swoich przyjaciół. Zdarzyło się coś czego w ogóle się nie spodziewała i musiała w trybie natychmiastowym poprosić o poradę żeńską część grupy. Wyminęła nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, który z uśmiechem skinął głową, witając ją tym samym.
Brunetka widząc grupkę nastolatków siedzących sobie pod drzewem od razu ruszyła w ich kierunku. Przywitała ich i rzuciła swoją torbę niedaleko Rona, a ona sama usiadła pomiędzy wcześniej wspomnianym chłopakiem a Hermioną. Klasnęła w dłonie, a wszyscy spojrzeli na nią. Uśmiechnęła się szeroko i zaczęła opowiadać co wydarzyło się dzisiejszego dnia.
Mianowicie kiedy wraz z Pansy i Draco wychodzili z pokoju wspólnego na śniadanie, jeden chłopak ze starszego rocznika podszedł do niej. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby to nie był Adrien Russo. Chłopak był rok starszy, miał blond włosy i ciemnobrązowe oczy. Właściwie to nigdy nie zwracała na niego uwagi, w ogóle nie zwracała uwagi na chłopców. Jednak miał on coś w sobie i nie była w stanie samej sobie powiedzieć co. Niezbyt często rozmawiał z młodszymi dziewczynami, zazwyczaj trzymał się swojego grona znajomych. Adrien zaprosił ją na randkę w sobotę. Ron pod koniec jej monologu roześmiał się głośno.
— Co ten facet, ślepy jest czy co? — zapytał ocierając łzę spływająca po jego poliku.
— Ronald! — krzyknęła Hermiona, a zaraz po tym za jej plecami pojawili się bliźniacy, którzy niezbyt ogarniali co się tutaj dzieje. Alex krzyżowała ręce na piersi i zmierzyła Rona.
— No co, bywasz wredna i nie czuła. — mruknął, a Fred postanowił wkroczyć do akcji.
— Co się dzieje?
— Mam mieć randkę, a Ron się ze mnie śmieje. — odparła nie odwracając swojego rozgniewanego spojrzenia z rudzielca. Fred'owi zszedł z twarzy uśmiech słysząc to. Nie spodziewał się ani trochę takiego obrotu spraw. Poczuł lekkie ukłucie i wcześniej nieznane mu uczucie. Przejechał dłonią po włosach i zerknął na bliźniaka, który od razu zrozumiał o co chodzi.
— Ron jest zazdrosny bo jedyna kobieta jaka go kocha to nasza mama.— rzucił nie myśląc nawet George.
— Dobra ja muszę iść, mam lekcje z wróżbiarstwa.
Ten rok szkolny rozpoczął się spektakularnie, dowiedzieli się że niebezpieczny przestępca uciekł z Azkabanu. Wokół szkoły krążyli dementorzy, którzy tym samym bronili ich oraz szukali zbiega. W tym roku jedna z lokatorek nie wróciła do szkoły przez co miały wolne łóżko w dorminatorium, które aktualnie służyło im za mini szafę, co nie mieściło się w kufrze od razu tam lądowało. Jej myśli aktualnie krążyło pomiędzy niebezpiecznym mordercom, a Adrienem. Czuła się dziwnie zagubiona w tym wszystkim. W końcu jest niczym nie wyróżniającą się dziewczyną, nie potrafi nawet zrobić niechlujnego koka.
Z jednej strony była szczęśliwa, że ktoś zwrócił na nią uwagę, ale z drugiej czuła się jakby to był sen. Jej rozmyślenia zostały przerwane przez ostry ból pulsujący z prawego ramienia. Złapała się za nie i odwróciła głowę patrząc na osobę, która ją uderzyła. Draco uniósł ku górze jeden kącik ust i uniósł brew.
— Ała? — mruknęła, a platynowłosy zarzucił jej tylko rękę na ramię i zaczął marudzić jak to ciągle do niej mówił, a ta miała go w dupie.
Razem skierowali się w kierunku klatki schodowej, czuła jak przez ilość schodków zaczynają ją już boleć mnie nogi. Stanęli na okrągłej platformie. Odetchnęła z ulgą, a chłopak spojrzał na sufit gdzie była klapa z napisem Sybilla Trelawney, nauczycielka wróżbiarstwa. Po otworzeniu klapy zsunęły się schodki, weszli po nich i dostrzegli przytulne pomieszczenie na poddaszu. Zamiast krzeseł były poduszki, a obok nich małe stoliki. Okna były zasłonięte i tylko gdzieniegdzie stały świece. Można było wyczuć tajemniczy klimat. Usiadła przy jednym stolików, a Draco od razu się dosiadł. Malfoy spojrzał na grupkę uczniów którzy już byli w środku. Spostrzegł jednego niskiego chłopaka o czarnych włosach i piegowatej twarzy, który spoglądał na nas. Widząc jednak gniewne spojrzenie białowłosego od razu odwrócił głowę zmieszany.
— Wyczuwam tu dość napiętą aurę.—brunetka zadarła lekko głowę i spojrzała na wysoką i chudą kobietę. Wyglądała jakby miała nie równo pod głową, jej włosy były rozczochrane a wielkie okulary które nosiła powiększały jej oczy kilkukrotnie. Poprawiła znoszony szal wiszący na jej ramionach po czym położyła dłoń na ramieniu panny Smith. —Wyczuwam od ciebie powiew świeżości, ale i zimna. Urodziłaś się może na jesień?
—W lipcu.
Powiedziała, a ona zmieszana odeszła i poczekała na resztę klasy. Na pierwszych zajęciach mieli wróżyć z fusów. Nie był to może szczyt marzeń jednak co zrobią? Draco podał jej swoją filiżankę, a ta zerknęła na ułożenie fusów. Poszukała w książce tego samego układu.
— Dobra, słuchaj mnie uważnie. — spojrzała na platynowłosego. — Masz jakąś arkę, więc albo będziesz miał podróż życia.
— Albo?
— Albo zostaniesz rybakiem. — uśmiechnęła się w jego kierunku.
— Nadal lepsza opcja niż te żałosne zajęcia z Lupinem. — mruknął i chwycił jej filiżankę. — Ty masz nietoperza.
— Wow, nawet tutaj mnie ojciec prześladuje. — chłopak słysząc to parsknął.
Ogólnie wróżbiarstwo nie było jej top5, nudno tu jak w kostnicy. Chodziła bo musiała. Godzina dłużyła się niemiłosiernie, ale nadszedł ten czas. Lekcja się zakończyła, a oni mogli uciec.
***
Fred usiadł na sofie obok brata i spojrzał smętnie na tlący się ogień w kominku. George spojrzał na brata i lekko go klepnął w rękę. Lee Jordan, który był z nimi zamknął książkę, która miała dawać pozory tego że chciał zmienić swoje życie i oddać się oświeceniu.
— No gadaj co cię męczy. — Fred spojrzał na ciemnoskórego.
— Nie zrozumiesz.
— Słuchaj twój love expert jest gotowy do udzielenia porady. — uśmiechnął się.
— Alex ma randkę z jakimś ślizgonem i nasz Freddie jest zazdrosny. — odparł George, a Fred wstał gwałtownie z miejsca.
— Nie jestem zazdrosny! Po prostu znam tego dupka. — mruknął, a jego brat uśmiechnął się szeroko dobrze wiedząc co Fred'owi gra w duszy. — Alex jest dla mnie jak siostra, nie chcę żeby...
— Słuchaj — przerwał mu George— gdyby była jak siostra albo tylko przyjaciółka to byś się martwił, a nie wściekał, że z kimś wychodzi.
— I nie rozpisywałbyś na pergaminie jak pozbyć się ciała, żeby nikt go nie znalazł. — dodał Lee.
— To byłem akurat ja, ale tok myślenia masz dobry. — powiedział George, a ci spojrzeli na niego. — No co?! Przezorny ubezpieczony, a jak frajer naszej ślizgonce złamie serce to mamy już zarys planu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro