Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Z samego rana w wielkiej sali był gwar, dosłownie każdy rozmawiał o wczorajszym wydarzeniu. Plotka o spetryfikowanej dziewczynie szybko obiegła uczniów, i każdy chciał wiedzieć jak najwięcej o danym zdarzeniu. Nie podobało się to Alex Snape. Ewidentnie większość ludzi nie miała wyczucia i chciało z niej wyciągnąć informacje, prawdopodobnie wybuchła by gdyby nie bliźniaki Weasley, którzy grozili każdemu kto tylko przekraczał granice. Nikt nie chciał z nimi zadzierać, tym bardziej kiedy ci obiecywali, że będą kolejnymi obiekatami ich żartów.
Zerknęła na Draco, który w świetnym nastroju opowiadał o zdarzeniach, które miały miejsce. Dziewczyna wywróciła oczami i odkładając widelec na talerz wstała z miejsca. Chwycila swoja torbę i przerzuciła ja przez ramię. Bez słowa odeszła od stołu ślizgonów i szybkim krokiem opuściła wielką salę. Szła tak dłuższą chwilę kiedy to nie zatrzymał ją czyjś głos. Stanęła niedaleko wyjścia na dziedziniec i lekko się obróciła. Widząc ruda czuprynę kącik jej ust uniósł się lekko do góry.

— Hej, Ginny. — wpatrywała się w młodszą siostrę swoich przyjaciół.

— Nie martw się Alex, to co mówią to brednie. — odparła, a panna Snape uniosła lekko brew do góry. Nie wiedziała zbytnio o co może chodzić dziewczynie. Ginny widocznie widząc jej zakłopotanie pośpieszyła z wyjaśnieniami. — Starsi Gryfoni myślą, że to ty tak załatwiłaś tą dziewczynę, ale ja wiem że tak nie było. Nie masz takiej mocy.

— Ginny zaczynam się niepokoić o ciebie. — powiedziała robiąc krok w jej kierunku, ale dziewczyna tylko uśmiechnęła się i wyminęła ją.

Brunetka stała tak chwilę myśląc o tym co usłyszała. Nie wiedziała czy to zmęczenie czy może naprawdę coś dzieje się z Ginny. Niechętnie odeszła od miejsca, w którym stała i z zamyślona miną zaczęła kierować się na zajęcia z eliksirów.
Nie ważne jak starała się skupić na lekcjach w jej głowie wciąż były słowa Ginny. "Nie masz takiej mocy", brzmiało to tak jakby rudowłosa coś wiedziała w tej sprawie. Jej chwile zadumy przerwał głośny trzask. Podskoczyła lekko i podniosła głowę. Jej oczy skrzyżowały się z lodowatym spojrzeniem jej ojca. Snape wpatrywał się chwile w swoje dziecko po czym cicho, ale dobitnie rzekł.

— Otwieramy podręczniki na stronie 213. — pokiwała głową i przysunęła bliżej książkę. Otworzyła ja na wskazanej stronie, a jej ojciec odszedł.

***

Korytarze były opustoszałe, większość uczniów była juz w wielkiej sali czekając na kolację. Brunetka jak nigdy spóźniała się na posiłek, zaraz po lekcjach wróciła do swojego pokoju i nawet nie wiedziała kiedy usnęła. Szybkim krokiem mijała rozmawiające ze sobą postacie z przeróżnych obrazów, w tym samym czasie poprawiała swój mundurek. Nie patrzyła przed siebie, przez rok świetnie poznała korytarze i na oślep dałaby radę trafić do większości z pomieszczeń.
Poczuła jak uderza w coś. Zatrzymała się i podniosła lekko głowę. Przed sobą ujrzała dwóch wysokich brunetów. Z mundurków mogła wywnioskować, że są gryfonami. Przeprosiła ich cicho i zaczeła wymijać.

— Steve, czy to nie panna Snape? — zapytał jeden zagradzając jej drogę. Dziewczyna spojrzała na starszego chłopaka, który głupkowato się do niej uśmiechał.

— Tak James, to córka naszego ukochanego profesora. — chłopak skrzyżował ręce na piersi i plecami oparł się o zimna ścianę.

— Hej, gdzie uciekasz. — powiedział zatrzymując dziewczynę.

— Daj mi spokój. — powiedziała odrzucając jego dłoń ze swojego ramienia.

— A czy ty wczoraj dałaś spokój tamtej dziewczynie? To zabawne jak role szybko mogą się obrócić, prawda? — pytał kucajac lekko, żeby być na poziomie jej oczu. — Ślizgoni zawsze robili problemy, od zawsze uważaliście się od lepszych. Nie sądziłem, że stać was na takie coś.

— James daj spokój, to jeszcze dzieciak chyba serio nie myślisz, że...

— Zamknij się. — wymruczał dobitnie. — Na czym to ja skończyłem...

Gryfon nie zdążył jednak dokończyć zdanie, bo ktoś przywalił mu z pięści w nos. Brunet zachwiał się i opadł na podłogę, dziewczyna spojrzała na rudowlosego chłopaka, który oddychał ciężko wpatrując się w jęczącego z bólu gryfona. James zaśmiał się lekko odsłaniając zakrwawiona twarz. Rudzielec zrobił krok w jego stronę, ale drogę zagrodziła mu dziewczyna.

— Fred, nie warto. — powiedziała patrząc na jego zdenerwowaną twarz. Chłopak spojrzał to na nią, to na członka domu lwa. Widząc jednak proszace spojrzenie dziewczyny, pokiwał głową.

— Tak Weasley, słuchaj się jej. — James wstał z podłogi i rękawem od koszuli wytarł krew. Fred jednak nie dał się sprowokować i razem z brunetka zaczął iść w innym kierunku. — Broń SS.

Poczuł jak krew się w nim zagotowała. Znał ten skrót, starsze roczniki używały go, żeby obrażać dziewczyny ze Slytherina, które zaszły im za skórę. Obrócił się i już nawet słowa jego przyjaciółki nie pomogły. Ruszył w kierunku brunetka i łapiąc go za koszulę przycisnął do ściany. Dziewczyna patrzyła na to nie wiedząc co robić.

— Koniec! — głos trzeciego gryfona rozniósł się po korytarzu.

— Uderzył mnie. — wysyczał James nadal będąc przyciśniętym do ściany.

— Sam się prosiłeś. — rzucił Steve odciągając Weasleya. — Zaczepiałeś dwunastolatkę, a on ją tylko bronił. Rozejdźmy się zanim dojdzie do czegoś gorszego.

— On ma racje Fred, chodźmy.

Rudzielec odchylił lekko głowę i spojrzał na dziewczynę. Złapał ją za rękę i ostatni raz spojrzał na wkurzonego gryfona. Nic nie mówiąc, zaczął iść w kierunku dziedzińca. Potrzebował odetchnąć świeżym powietrzem, dziewczyna szła tuz obok niego w ciszy. Schodząc w dół poczuła jak chłodny wiatr rozwiewa jej rozpuszczone włosy. Fred puścił jej rękę i usiadł na pobliskiej ławce. Oparł łokcie o kolana, a twarz schował w dłoniach.  Dziewczyna usiadła obok niego i położyła mu dłoń na plecach, chłopak spojrzał na nią, a ta posłała mu uśmiech.

— Przykro mi, że musiałaś tego słuchać. — mówił. — Nie każdy gryfon jest miły, mamy również palantów.

— Nie każdy gryfon jest miły, tak samo jak każdy ślizgon jest wredny. — mówiła — Nie ma co żyć przesądami. Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie. Dobrze mieć takiego przyjaciela,

— W ogień bym za tobą skoczył. — odparł szczerze i wyprostował się. — Typ ma szczęście, że bez Georga przyszedłem. Chłop nie wygląda, a to chodząca maszyna do zabijania.

— Wierzę na słowo.  — zaśmiała się, po czym dodała. — Co znaczy SS?

— Nie powiem ci, nie mógłbym. — odparł cicho, ale po chwili uśmiechnął się szeroko. — Nie martw się, za te słowa wyśle mu końskie łajno sowią pocztą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro