Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Szła podekscytowana korytarzem w poszukiwaniu Seleny oraz reszty swoich przyjaciół. Zdarzyło się coś czego w ogóle się nie spodziewała i musiała w trybie natychmiastowym poprosić o poradę żeńską część grupy. Wyminęła nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, który z uśmiechem skinął głową, witając ją tym samym. 

Brunetka widząc grupkę nastolatków siedzących sobie pod drzewem od razu ruszyła w ich kierunku. Przywitała ich i rzuciła swoją torbę niedaleko Rona, a ona sama usiadła pomiędzy wcześniej wspomnianym chłopakiem a Hermioną. Klasnęła w dłonie, a wszyscy spojrzeli na nią. Uśmiechnęła się szeroko i zaczęła opowiadać co wydarzyło się dzisiejszego dnia.

Mianowicie kiedy wraz z Pansy i Draco wychodzili z pokoju wspólnego na śniadanie, jeden chłopak ze starszego rocznika podszedł do niej. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby to nie był Adrien Russo. Chłopak był rok starszy, miał blond włosy i ciemnobrązowe oczy. Właściwie  to nigdy nie zwracała na niego uwagi, w ogóle nie zwracała uwagi na chłopców. Jednak miał on coś w sobie i nie była w stanie samej sobie powiedzieć co. Niezbyt często rozmawiał z młodszymi dziewczynami, zazwyczaj trzymał się swojego grona znajomych. Adrien zaprosił ją na randkę w sobotę. Ron pod koniec jej monologu roześmiał się głośno.

— Co ten facet, ślepy jest czy co? — zapytał ocierając łzę spływająca po jego poliku.

— Ronald! — krzyknęła Hermiona, a zaraz po tym za jej plecami pojawili się bliźniacy, którzy niezbyt ogarniali co się tutaj dzieje. Alex krzyżowała ręce na piersi i zmierzyła Rona.

— No co, bywasz wredna i nie czuła. — mruknął, a Fred postanowił wkroczyć do akcji.

— Co się dzieje?

— Mam mieć randkę, a Ron się ze mnie śmieje. — odparła nie odwracając swojego rozgniewanego spojrzenia z rudzielca. Fred'owi zszedł z twarzy uśmiech słysząc to. Nie spodziewał się ani trochę takiego obrotu spraw. Poczuł lekkie ukłucie i wcześniej nieznane mu uczucie. Przejechał dłonią po włosach i zerknął na bliźniaka, który od razu zrozumiał o co chodzi. 

— Ron jest zazdrosny bo jedyna kobieta jaka go kocha to nasza mama.— rzucił nie myśląc nawet George. 

— Dobra ja muszę iść, mam lekcje z wróżbiarstwa. 


Ten rok szkolny rozpoczął się spektakularnie, dowiedzieli się że niebezpieczny przestępca uciekł z Azkabanu. Wokół szkoły krążyli dementorzy, którzy tym samym bronili ich oraz szukali zbiega. W tym roku jedna z  lokatorek nie wróciła do szkoły przez co miały wolne łóżko w dorminatorium, które aktualnie służyło im za mini szafę, co nie mieściło się w kufrze od razu tam lądowało. Jej myśli aktualnie krążyło pomiędzy niebezpiecznym mordercom, a Adrienem. Czuła się dziwnie zagubiona w tym wszystkim. W końcu jest niczym nie wyróżniającą się dziewczyną, nie potrafi nawet zrobić niechlujnego koka. 

Z jednej strony była szczęśliwa, że ktoś zwrócił na nią uwagę, ale z drugiej czuła się jakby to był sen. Jej rozmyślenia zostały przerwane przez ostry ból pulsujący z prawego ramienia. Złapała się za nie i odwróciła głowę patrząc na osobę, która ją uderzyła. Draco uniósł ku górze jeden kącik ust i uniósł brew.

— Ała? — mruknęła, a platynowłosy zarzucił jej tylko rękę na ramię i zaczął marudzić jak to ciągle do niej mówił, a ta miała go w dupie.

Razem skierowali się w kierunku klatki schodowej, czuła jak przez ilość schodków zaczynają  ją już boleć mnie nogi. Stanęli na okrągłej platformie. Odetchnęła z ulgą, a chłopak spojrzał na sufit gdzie była klapa z napisem Sybilla Trelawney, nauczycielka wróżbiarstwa. Po otworzeniu klapy zsunęły się schodki, weszli po nich i dostrzegli przytulne pomieszczenie na poddaszu. Zamiast krzeseł były poduszki, a obok nich małe stoliki. Okna były zasłonięte i tylko gdzieniegdzie stały świece. Można było wyczuć tajemniczy klimat. Usiadła przy jednym stolików, a Draco od razu się dosiadł. Malfoy spojrzał na grupkę uczniów którzy już byli w środku. Spostrzegł jednego niskiego chłopaka o czarnych włosach i piegowatej twarzy, który spoglądał na nas. Widząc jednak gniewne spojrzenie białowłosego od razu odwrócił głowę zmieszany.

— Wyczuwam tu dość napiętą aurę.—brunetka zadarła lekko głowę i spojrzała na wysoką i chudą kobietę. Wyglądała jakby miała nie równo pod głową, jej włosy były rozczochrane a wielkie okulary które nosiła powiększały jej oczy kilkukrotnie. Poprawiła znoszony szal wiszący na jej ramionach po czym położyła dłoń na  ramieniu panny Smith. —Wyczuwam od ciebie powiew świeżości, ale i zimna. Urodziłaś się może na jesień?

—W lipcu.

Powiedziała, a ona zmieszana odeszła i poczekała na resztę klasy. Na pierwszych zajęciach mieli wróżyć z fusów. Nie był to może szczyt marzeń jednak co zrobią? Draco podał jej swoją filiżankę, a ta zerknęła na ułożenie fusów. Poszukała w książce tego samego układu.

— Dobra, słuchaj mnie uważnie. — spojrzała na platynowłosego. — Masz jakąś arkę, więc albo będziesz miał podróż życia.

— Albo?

— Albo zostaniesz rybakiem. — uśmiechnęła się w jego kierunku.

— Nadal lepsza opcja niż te żałosne zajęcia z Lupinem. — mruknął i chwycił jej filiżankę. — Ty masz nietoperza.

— Wow, nawet tutaj mnie ojciec prześladuje. — chłopak słysząc to parsknął.

Ogólnie wróżbiarstwo nie było jej top5, nudno tu jak w kostnicy. Chodziła bo musiała. Godzina dłużyła się niemiłosiernie, ale nadszedł ten czas. Lekcja się zakończyła, a oni mogli uciec.

***

Fred usiadł na sofie obok brata i spojrzał smętnie na tlący się ogień w kominku. George spojrzał na brata i lekko go klepnął w rękę. Lee Jordan, który był z nimi zamknął książkę, która miała dawać pozory tego że chciał zmienić swoje życie i oddać się oświeceniu. 

— No gadaj co cię męczy. — Fred spojrzał na ciemnoskórego.

— Nie zrozumiesz.

— Słuchaj twój love expert jest gotowy do udzielenia porady. — uśmiechnął się. 

— Alex ma randkę z jakimś ślizgonem i nasz Freddie jest zazdrosny. — odparł George, a Fred wstał gwałtownie z miejsca.

— Nie jestem zazdrosny! Po prostu znam tego dupka. — mruknął, a jego brat uśmiechnął się szeroko dobrze wiedząc co Fred'owi gra w duszy. — Alex jest dla mnie jak siostra, nie chcę żeby...

— Słuchaj — przerwał mu George— gdyby była jak siostra albo tylko przyjaciółka to byś się martwił, a nie wściekał, że z kimś wychodzi.

— I nie rozpisywałbyś na pergaminie jak pozbyć się ciała, żeby nikt go nie znalazł. — dodał Lee.

— To byłem akurat ja, ale tok myślenia masz dobry. — powiedział George, a ci spojrzeli na niego. — No co?! Przezorny ubezpieczony, a jak frajer naszej ślizgonce złamie serce to mamy już zarys planu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro