Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Przymknęła lekko oczy, a nauczyciel obrony przed czarna magia przeszedł obok jej ławki. Pansy siedząca obok niej tylko uśmiechnęła się lekko i odczekała aż mężczyzna odejdzie dalej.

— Ktoś w tym roku nie będzie miał chyba "wybitnego". — mruknęła i oparła łokieć o blat ławki. Brunetka uchyliła powieki i prychnęła cicho.

— Ja się będę cieszyć jak zdam.

O tak, w tym roku osiągnięcie "wybitnego" z tego przedmiotu było na tym samym poziomie, co chęci Rona na "powyżej oczekiwań" z eliksirów. Wybrane podręczniki były strasznie okrojone i może historie opisane w nich były nawet wciągające, tak lekcje należały do tych strasznie nudnych. Brunetka spojrzała w stronę tablicy gdzie Lockhart wygłaszał kolejne monologi na temat tego co osiągnął.
Trzy słowa wypowiedziane przez nauczyciela, przywróciły ją do życia. "Koniec zajęć", wyszła z tej sali szybciej niż Severus Snape po usłyszeniu, że może ukarać Potter'a.

— Szlamy się boją, że aż miło się na sercu robi. — powiedział głośno Malfoy wpatrując się w Hermionę i kilka innych dziewczyn. Gryfonka zacisnęła usta w cienką linie i zrobiła krok do przodu.

— Zaniesiesz mi torbę na zielarstwo? — zapytała szybko brunetka wpatrując się z uśmiechem w platynowłosego. Draco ostatni raz spojrzał na Hermionę i zadowolony odszedł.

— Nie wiem jak możesz się z nim zadawać i mu nie przywalić.

Dwunastolatki zaczęły razem iść na zajęcia z zielarstwa rozmawiając przy tym na najróżniejsze tematy. Przechodząc przez dziedziniec do dziewczyn dołączył Harry oraz Ron.

— Właściwie o co Draco chodziło? — zapytała nagle prymuska domu lwa. Harry słysząc imię ślizgona momentalnie zetknął na Snape. Dziewczyna cicho westchnęła i zatrzymała się.

— Wczoraj w pokoju wspólnym zaczął sie temat tych dwóch ofiar i tej całej komnacie tajemnic. — zaczęła, a oni momentalnie jeszcze bardziej zainteresowali się tym co dziewczyna ma zamiar im przekazać. — Jeden z założycieli Hogwartu był przeciwny temu, aby dzieci spoza magicznych rodzin uczęszczały do naszej szkoły.

— Salazar Slytherin — wyszeptała Hermiona, a Alex jej tylko przytaknęła.

— Podobno ta komnata tajemnic to jego dzieło. Tylko jego potomek może ją otworzyć i wypuścić czyhającą bestie, aby ta oczyściła mury szkoły. — dokończyła, ale po chwili dodała. — Przynajmniej tak mówią, nie wiem na ile to może być prawda.

— Myślisz, że... — zaczął niepewnie Harry obserwując twarz brunetki — Draco może być dziedzicem?

— Draco sra po pas jak widzi pająka, a ty myślisz, że mógłby uwolnić jakąś bestię?

— Jest zwolennikiem czystości krwi. — mruknął Ron. — Jak zresztą cały Slytherin.

— Ronald! — syknęła głośno Hermiona, uderzając rudowłosego w ramie. Weasley spojrzał na zirytowaną minę Alex i od razu uświadomił sobie co powiedział.

— Alex, ja...

— Daruj sobie.

Powiedziała i odeszła od grupki. Nic ją tak nie irytowało jak te chore zabobony. Ludzie są różni, nie ważne do jakiego domu są przydzieleni. To, że ona jest z domu węża nie oznacza od razu, że jest zwolenniczka idei czystej krwi.
Platynowłosy widząc swoja przyjaciółkę odszedł od Crabbe i Goyle. Dziewczyna nie chcąc go martwić wysiliła się na sztuczny uśmiech. Malfoy podał jej torbę i we dwójkę weszli do sali.

***

Fred schował ostrożnie do pojemnika dopiero co wyprodukowane łajnobomby. George w tym czasie wylewał resztę nieudanego wywaru do zlewu. Odsunął kociołek i spojrzał na zabrudzoną umywalkę, wzruszył ramionami i wrócił do brata. W końcu i tak James jutro będzie tu sprzątał, co mu będzie zabierał zabawę.
Kiedy mieli już wszystko gotowe schowali swoje dzieło do torby i jakby nigdy nic, opuścili łazienkę. Korytarze pomimo późnej pory były zapełnione dyskutującymi uczniami. Fred pokazał coś na migi bratu i odłączył się od niego. Zakradał się najciszej jak mógł, wyciągnął jedną rękę chcąc dotknąć ramienia osoby stojącej przed nim. O mało sam się nie wystraszył gdy, obiekt jego niewinnego żarcika obrócił się i spojrzał na niego spod byka.

— Jezu — mruknął łapiąc się teatralnie za serce. — A ty co taka zła?

— Nie jestem zła. — powiedziała dziewczyna wymijając go. Fred tylko uśmiechnął się i ruszył za nią.

— To co za minę robisz? — szedł obok niej wpatrując sie lekko w dół.

— Twój brat to idiota.

— Który? — zapytał, a dziewczyna zatrzymała sie i uniosła głowę  do góry by móc zobaczyc jego pełną luzu minę. — No co, kilku ich mam.

— Ron.

— A, weź ty się nim nawet nie przejmuj. — machnał ręką odwracając głowę. — Jak był dzieckiem wyleciał z wózka tacie i zarył głową o chodnik. *

— Serio?

— No dobra mi wyleciał, ale w końcu kto zostawia dwulatka z niemowlakiem. — mówił z wyrzutem.

— Co tam masz? — zapytała krzyżując ręce na piersi, a lekkim skinięciem głowy wskazała na jego wypchaną torbę. Fred zaśmiał się cicho i wyjął jedną łajnobombę.

— Prezent dla kolegi James'a. — mówił patrząc z dumą na swój twór.

— Daj chłopakowi spokój — zaśmiała sie cicho widząc jak ten uśmiecha się w stylu jakiegoś szaleńca. — Popadnie jeszcze w depresję.

— Wpiszę ją sobie do życiorysu. — odparł poważnie. — Mógł nie zaczynać z moimi ludźmi. Plus mamy jeszcze inne obiekty żartów, spokojna twoja rozczochrana. — po tych słowach wolną dłonią zmierzwił jej włosy.  Brunetka po jego uśmiechu wiedziała, że musiał jej rozczochrać całą fryzurę i aktualnie wyglądała jakby piorun strzelił jej w głowę. Swoja ręką walneła w jego nie przemyślając tego z jaką siłą to zrobiła, starszy bliźniak Weasley zachwiał się, a z drugiej dłoni wyleciała mu łajnobomba. Spojrzeli jak uderza o posadzkę. Zerkneli na siebie.

— Chyba wam nie wyszła. — wyszeptała, a Fred zdążył tylko otworzyć usta. Bomba wybuchła, a wszyscy, którzy byli w jej zasięgu zaczęli uciekać w popłochu. Fred dziękował bogu, że jego bliźniak wrócił do pokoju wspólnego Gryfonów i tego nie widział. Zbiegli po schodach i zatrzymali sie w nieznanym dla dziewczyny miejscu. Kilka kroków od niej był wieki obraz przedstawiający miskę z owocami.

— Zjadłbym budyń. — mruknął Weasley. — A ty?

— Już po kolacji.

— Słodka jesteś. — zaśmiał się i pokazał ręką na obraz. — Połaskocz gruchę.

— Spadaj.

— No dawaj, fajnie będzie. — nalegał, a ona patrzyła na niego niepewnie. Chłopak złapqł jej palec i przyłożył do gruszki, która pod wpływem dotyku zaczęła sie wykręcać, a po chwili ich oczom ukazała się zielona klamka. — Damy mają pierwszeństwo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro