Rozdział 4
Greka poszła mi bardzo dobrze. Kiedyś Atena mnie trochę nauczyła, a jeśli chodzi o Annabeth to widać, że jest jej córką. Są do siebie bardzo podobne. Gdy tylko skończyłam miałam szermierkę z Percym. Nie podobał mi się ten pomysł. Dlaczego niby miałabym się jej uczyć. Nie lubię zabawy z bronią, wolę swoją moc. Mama też nie używa broni. Więc czemu ja muszę?
- No choć wybierz miecz i zaczniemy - powiedział Percy
- Nie chcę, nie lubię używać broni - założyłam ręce na klatce piersiowej
- To czym masz zamiar walczyć? - spytał lekko zdenerwowany
- Tym - wystawiłam rękę na której pojawił się płomień
- Łał... - patrzył na niego jak zaczarowany - Ale nie zmienia to faktu, że musisz umieć posługiwać się bronią - popatrzył na mnie surowo, a ja westchnęłam
- Niech będzie - odparłam zrezygnowana
- Pójdę po broń - i poszedł
Może nie będzie, aż tak źle. Zawsze mogę zrezygnować. Naglę usłyszałam płacz. Dochodził on z drugiego końca areny. Popatrzyłam w tamtą stronę i ujrzałam zapłakaną dziewczynkę, nad którą stał starszy chłopak. Po wyglądzie można wnioskować, że jest to rodzeństwo. Podeszłam do nich spokojnie i kucnęłam przy zapłakanej.
- Co się stał? - spytałam ciepło, a dziewczynka uniosła głowę
Była młodsza ode mnie. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Popatrzyłam na jej brata pytająco. On tylko fukną.
- Kłótnia rodzeństwa - odparł niezadowolony, że się wtrącam
- Rodzeństwo nie powinno się kłócić - powiedziałam spokojnie
- Każde rodzeństwo się czasem kłóci - drążył dalej
- A nie powinno - popatrzyłam jeszcze raz na dziewczynkę - Powinno się wspierać - powiedziałam do obojgu
Popatrzyli najpierw na siebie potem znów na mnie.
- Starszy brat powinien być wzorem - popatrzyłam na starszego
- A młodsza siostra powinna słuchać starszego braciszka - zwróciłam się do dziewczyny i otarłam jej łzę z policzka
- A w szczególności w tej sytuacji - podniosłam się wraz z dziewczyną
Ta popatrzyła na brata i po chwili zapłakana wpadła mu w ramiona. Postanowiłam ich zostawić, ale przed tym zatrzymał mnie głos dziewczynki.
- Poczekaj! Jak ci na imię? - spytała i chwyciła mnie za nadgarstek
- Feniks, córka Hestii - uśmiechnęłam się lekko
- Do zobaczenia siostrzyczko Feniks - przytuliła mnie
Zaskoczyła mnie tą siostrzyczką, ale nie protestowałam. Pogłaskałam ją tylko po główce i pocałowałam w czółko.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę mojego trenera, który już od pewnego czasu przyglądał się sytuacji
Podeszłam i wzięłam jeden z mieczy. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja tylko się uśmiechnęłam. Zaczęliśmy lekcję. Na początku szło mi średnio, ale po chwili udało mi się. Miecz był lekki i wręcz idealny dla mnie. Poruszałam się zręcznie i szybko. Ćwiczyłam tak z godzinę, aż w końcu mogłam wrócić do domku. Zmęczona usiadłam na kanapę przed wielkim kominkiem. Zapaliłam do i patrzyłam na niego jak zaczarowana.
- Mamo, mam nadzieję, że się nie gniewasz. Zostanę tutaj puki co - zaczęłam mając nadzieję, że słucha
Ogień w kominku zapłoną mocniej, a w nim pojawiła się postać.
- Mamo...- podeszłam bliżej i patrzyłam w jej ciepłe płomienne oczy
- Nie gniewam się płomyczku, ale wiec że teraz ani ja, ani żaden inny bóg nie może się odwiedzić - odparła ciepło jak zawsze
- Wiem o tym, ale postanowiłam tu zostać - poinformowałam ją, a ona tylko się uśmiechnęła
- Jest jeszcze ktoś, kto chcę się pożegnać - odparła z uśmiechem, a ja już wiedziałam o kogo jej chodzi - Przyjdź na plażę po kolacji - i zniknęła
Posejdon pewnie chcę mnie pożegnać. Jest dla mnie jak ojciec i wiem, że on uważa mnie za swoją córkę. Mama jest zadowolona, że dobrze się dogadujemy. Stworzyła z nas rodzinne tak jak chciała. Brakuje tylko Percy'ego. Przebrałam się po treningu i naglę rozbrzmiał gong wołający na posiłek. Spięłam włosy w kucyka i ruszyłam do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam Leo, który najwyraźniej właśnie miał zapukać. Rozbawił mnie jego widok. Razem ruszyliśmy na kolację. Rozmowa z nim zawsze wzbudza we mnie pozytywne emocję, a jego bliskość przyprawia mnie o ciarki. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy iść za ręce. Nie przeszkadzało mi to. Jest taki ciepły. Całą drogę śmialiśmy się. Świetnie się razem dopełniamy.
Od razu po kolacji ruszyłam na plażę. Patrzyłam na spokojne morzę i nie ruszałam się. Po chwili z między fal wyszedł facet o oczach koloru morza.
- Posejdon - lekko się skłoniłam
- Witaj Feniks, cieszę się, że przyszłaś - odparł i popatrzył na mnie spokojnie
- Feniks! - krzykną ktoś z tyłu
Wraz z Posejdonem odwróciliśmy się w jego stronę.
- Percy, co ty tu robisz? - spytałam gdy zobaczyłam bruneta
- Posejdon? - spytał ignorując moje pytanie
- Witaj Percy - powiedział z lekkim uśmiechem
- Co ty tu robisz? - spytał
- Feniks ci wytłumaczy, a teraz muszę iść. Do zobaczenia - i znikną w morzu
- Dlaczego on tu był? - spytał natychmiastowo Percy
- Chciał się pożegnać - patrzyłam dalej w miejsce gdzie znikną
- Pożegnać? - Percy popatrzył na mnie ze zdziwieniem
- Wież nim tu trafiłam, często mnie odwiedzał z mamą. Bardzo go polubiłam. Jest tak jakby moim ojczymem - powiedziałam i popatrzyłam na chłopaka smutno
Jeszcze trochę porozmawialiśmy i wróciłam do siebie. Szkoda, że nie mogą mnie tu odwiedzać, ale teraz mam tu znajomych. Ciekawe jak się miewa Rex.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro