Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

 Tym razem zjadłam śniadanie. W trakcie jedzenia przyleciał do mnie Płomień i usiadł na ramieniu. Zaczęłam rozmowę z nim, nie zwracając uwagi na wzrok innych. Po tym co powiedział wstałam gwałtownie ze stolika i pobiegłam w stronę plaży. Za mną wstał ktoś jeszcze, ale to zignorowałam. Biegłam jak najszybciej i pojawiłam się na plaży. Skoczyłam do wody i zaczęłam płynąć jak najszybciej. Niestety nie jestem córką Posejdona i nie potrafię władać wodą. Jedyne co potrafię to oddychać pod wodą. Płynęłam tak i zobaczyłam to co miałam. Niewielka paczuszka o morskim opakowaniu. Wzięłam ją i zaczęłam wypływać. Niestety jak już mówiłam córką Posejdona nie jestem, więc wyszłam cała mokra. Nie obchodziło mnie to. Wzięłam upominek pod pachę i pobiegłam w stronę domku. Naglę ktoś złapał mnie za ramie. Obróciłam się i zobaczyłam zdyszanego Leo, za nim stał Percy, Nico, Ann i Jason. Popatrzyłam na nich pytająco.

- Co wy wyrabiacie? - spytałam

- My? Co ty wyrabiasz? Najpierw przylatuje twój smok i rozmawiasz z nim przy wszystkich. Potem zrywasz się jak poparzona i lecisz na łeb na szyję w stronę plaży. Nurkujesz i nie ma cię długi czas, a potem wynurzasz się cała i zdrowa, i znów biegniesz na łeb na szyje do domku z jakąś paczką. Co tam jest? - wyrzuciła z siebie Ann

- Zamówiłam sobie sztylety u Hefajstosa - powiedziałam z uśmiechem

- Sztylety? - zapytał Percy

- Ognisty sztylety w spinkach - otworzyłam pudełko, w którym były cztery czerwone wsuwki

 Uśmiechnęłam się i włożyłam ją we włosy. 

- A właśnie, Leo masz pozdrowienia od ojca 

 Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę areny wypróbować nową broń. Stanęłam na środku i wyciągnęłam pierwszą wsuwkę. Zamieniłam ją w sztylet, który natychmiast zapłoną i rzuciłam w manekina, znajdującego się na drugim końcu areny. Jak zwykle idealnie wyważony. Zrobiłam to samo z dwiema kolejnymi. Usłyszałam kroki i wyjęłam kolejny sztylet. Wycelowałam w stronę kroków i rzuciłam. Dopiero po tym skapnęłam się, że to Leo. Na szczęście tylko lekko drasnęłam mu policzek, a że był ognioodporny to się nie zapalił, jak manekiny. Patrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili zagościł u niego ten sam uśmiech co zawsze. Podbiegłam do niego przestraszona.

- Leo! Nic się nie stało? Przepraszam - powiedziałam przyglądając się ranie na jego policzku 

 Ten nic nie powiedział tylko znów mnie pocałował. Oddałam pocałunek, a dłonie włożyłam mu we włosy. On objął mnie w tali. Odsuną się lekko i poruszył sugestywnie brwiami. Zaśmiałam się.

- To co chciałeś? 

- Zapytać czy jesteś spakowana, bo za chwilę ruszamy - wyszczerzył zęby

- Jestem gotowa już od wczoraj, a teraz wracam do domku - oznajmiłam i zebrałam sztylety

 Leo nie dał za wygraną i w końcu do domku poszliśmy razem. Nie przeszkadza mi jego towarzystwo, więc nie wyganiałam go. Teraz siedział na moim łóżku i głaskał Płomienia. Fajnie, że się dogadali. Leo to jedyna osoba poza mną, której smok daje się głaskać. Patrzyłam na ich jeszcze chwilę i poszłam się przebrać. Ubrałam się w strój do jazdy na smoku i byłam już gotowa. W końcu nadszedł czas wyjazdu. 

- Ruszamy? - spytałam, a Leo przytakną

 Pobiegł jeszcze po swoje rzeczy i oboje poszliśmy do Argo II, którym mieliśmy jechać. Gdy wszyscy się zebrali wyruszyliśmy. Płynęliśmy spokojnie po morzu. Annabeth powiedziała Leo gdzie się kierujemy, a on wszystko ustawił. Ja oczywiście postanowiłam polatać na Płomieniu, więc nie było mnie na pokładzie. Latałam niedaleko statku i patrzyłam w wodę. Piękna i błękitna odbijała nasze odbicie. Zlecieliśmy niżej, a obok nas zaczęły tańczyć nimfy wodne. Było je widać podwodą. Wyglądały prześlicznie. Nie wiem ile tak lecieliśmy, ale na pewno długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro