Rozdział 10
Tym razem zjadłam śniadanie. W trakcie jedzenia przyleciał do mnie Płomień i usiadł na ramieniu. Zaczęłam rozmowę z nim, nie zwracając uwagi na wzrok innych. Po tym co powiedział wstałam gwałtownie ze stolika i pobiegłam w stronę plaży. Za mną wstał ktoś jeszcze, ale to zignorowałam. Biegłam jak najszybciej i pojawiłam się na plaży. Skoczyłam do wody i zaczęłam płynąć jak najszybciej. Niestety nie jestem córką Posejdona i nie potrafię władać wodą. Jedyne co potrafię to oddychać pod wodą. Płynęłam tak i zobaczyłam to co miałam. Niewielka paczuszka o morskim opakowaniu. Wzięłam ją i zaczęłam wypływać. Niestety jak już mówiłam córką Posejdona nie jestem, więc wyszłam cała mokra. Nie obchodziło mnie to. Wzięłam upominek pod pachę i pobiegłam w stronę domku. Naglę ktoś złapał mnie za ramie. Obróciłam się i zobaczyłam zdyszanego Leo, za nim stał Percy, Nico, Ann i Jason. Popatrzyłam na nich pytająco.
- Co wy wyrabiacie? - spytałam
- My? Co ty wyrabiasz? Najpierw przylatuje twój smok i rozmawiasz z nim przy wszystkich. Potem zrywasz się jak poparzona i lecisz na łeb na szyję w stronę plaży. Nurkujesz i nie ma cię długi czas, a potem wynurzasz się cała i zdrowa, i znów biegniesz na łeb na szyje do domku z jakąś paczką. Co tam jest? - wyrzuciła z siebie Ann
- Zamówiłam sobie sztylety u Hefajstosa - powiedziałam z uśmiechem
- Sztylety? - zapytał Percy
- Ognisty sztylety w spinkach - otworzyłam pudełko, w którym były cztery czerwone wsuwki
Uśmiechnęłam się i włożyłam ją we włosy.
- A właśnie, Leo masz pozdrowienia od ojca
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę areny wypróbować nową broń. Stanęłam na środku i wyciągnęłam pierwszą wsuwkę. Zamieniłam ją w sztylet, który natychmiast zapłoną i rzuciłam w manekina, znajdującego się na drugim końcu areny. Jak zwykle idealnie wyważony. Zrobiłam to samo z dwiema kolejnymi. Usłyszałam kroki i wyjęłam kolejny sztylet. Wycelowałam w stronę kroków i rzuciłam. Dopiero po tym skapnęłam się, że to Leo. Na szczęście tylko lekko drasnęłam mu policzek, a że był ognioodporny to się nie zapalił, jak manekiny. Patrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili zagościł u niego ten sam uśmiech co zawsze. Podbiegłam do niego przestraszona.
- Leo! Nic się nie stało? Przepraszam - powiedziałam przyglądając się ranie na jego policzku
Ten nic nie powiedział tylko znów mnie pocałował. Oddałam pocałunek, a dłonie włożyłam mu we włosy. On objął mnie w tali. Odsuną się lekko i poruszył sugestywnie brwiami. Zaśmiałam się.
- To co chciałeś?
- Zapytać czy jesteś spakowana, bo za chwilę ruszamy - wyszczerzył zęby
- Jestem gotowa już od wczoraj, a teraz wracam do domku - oznajmiłam i zebrałam sztylety
Leo nie dał za wygraną i w końcu do domku poszliśmy razem. Nie przeszkadza mi jego towarzystwo, więc nie wyganiałam go. Teraz siedział na moim łóżku i głaskał Płomienia. Fajnie, że się dogadali. Leo to jedyna osoba poza mną, której smok daje się głaskać. Patrzyłam na ich jeszcze chwilę i poszłam się przebrać. Ubrałam się w strój do jazdy na smoku i byłam już gotowa. W końcu nadszedł czas wyjazdu.
- Ruszamy? - spytałam, a Leo przytakną
Pobiegł jeszcze po swoje rzeczy i oboje poszliśmy do Argo II, którym mieliśmy jechać. Gdy wszyscy się zebrali wyruszyliśmy. Płynęliśmy spokojnie po morzu. Annabeth powiedziała Leo gdzie się kierujemy, a on wszystko ustawił. Ja oczywiście postanowiłam polatać na Płomieniu, więc nie było mnie na pokładzie. Latałam niedaleko statku i patrzyłam w wodę. Piękna i błękitna odbijała nasze odbicie. Zlecieliśmy niżej, a obok nas zaczęły tańczyć nimfy wodne. Było je widać podwodą. Wyglądały prześlicznie. Nie wiem ile tak lecieliśmy, ale na pewno długo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro