8. Tęsknię...
Dzisiaj jest już lepiej.
Cięcia tak nie bolą, ale boli samotność, a w szpitalu jest to jeszcze bardziej przytłaczające.
Zwłaszcza wtedy gdy myślę o tej próbie... no wiecie jakiej.
Nie?
No samobójczej. Wstyd się przyznać...
Nie wstydzę się tego.
Przecież pokazałam że jestem silna, że nie boję się śmierci.
Hahah... Te myśli....
Może to na ich podstawie wypisali mi papiery do niespełna myślących.
Psychiatryk szczytem moich marzeń nie był. Może później będzie coś bardziej spektakularnego.
Nagle do pokoju wkroczył on, blondowłosy... Lekarz.
Psychiatra oczywiście.
Mnie miał uczyć normalności...
A sam wyglądał jakby se podcierał se dupę szmatą z futra malezyjskiej lamy.
Po jednym spojrzeniu na jego wątłe ciało miałam dla niego diagnozę- idź się zabij. Tylko to mu mogło pomóc na dzień dzisiejszy.
-Czemu chciałaś to zrobić?
-Nudziło mi się.
-Nie żartuj.
-To tak dla frajdy- prychnęłam.
A on zaczął coś notować w swoim notesiku. Mogę się założyć się iż zanotował tam "Niedojebanie mózgowe". A nawet jeśli- jego zdanie mnie nie obchodziło.
Teraz obchodziło mnie jak wydostać się ze szpitala na papierosa. Chciałam to zrobić przed wyjazdem do psychiatryka, bo tam wśród tych gumowych klamek będę musiała nawet myć zęby pod ich opieką. Bowiem każdy przedmiot mógł być ukojeniem cierpień...
Dobra lecimy z, bo bez fajka nie wytrzymam już ani chwili dłużej.
Wyszłam z tej białej, sterylnej klitki ciapiąc drzwiami. Chętnie bym się teraz pobiła z kimś. Na przykład z własnymi myślami.
Jednak nie na to był teraz czas. Soczyście zaciągałam się dymem, który powoli napełniał moje płuca. Czułam się wolna. I taka dorosła. Jednak czułam w secru coś co można by nazwać tęsknotą. Tęskniłam za Adrienem. Nie miałam nawet kiedy mu podziękować za to że mnie uratował.
Tęskniłam za nim, za matką, za znajomymi, których wprawdzie miałam garstkę, ale dawali mi dużo od siebie. Tęskniłam za ojcem. Chociaż wiem że on nie tęsknił za mną, on powoli zapominał, że ma córkę. Coraz mniej kontaktował z rzeczywistością, mówił tylko podstawowe wyrazy. Proste słowa. Każdy miał nadzieję że z tego wyjdzie, lecz ja już w to wątpię...
Było z nim tak źle, że nie odróżniał wody od wódki.
Herbatę zamiast zalewać wrzącą wodą on parzył ją gotowaną wódką. Widziałam że cierpi. Czasami myślałam że to on tu powinien być zamiast mnie. Bo jego uratował by tylko odwyk.
Oparłam się o drzewo i myśląc tak o tej tęsknocie, zamknęłam oczy i próbowałam stworzyć obraz przyszłości w wyobraźni.
Wszystkie te beznadziejne myśli coraz bardziej przekonywały mnie do bezcelowości mojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro