7.Mój biały przyjaciel
Chyba się budzę.
Ale nie wiem czy żyje.
Otwieram oczy i przez mgłę widzę białe ściany i swojego przyjaciela (chyba każdy wie że chodzi mi o sufit), który idealnie wtapia się w ściany. Łącząc się tworzą śliczną białą kostkę, a człowiek w niej przebywający czuje się jak rybka w akwarium-niby coś widzi ale nie jest w tym.
Ja właśnie tak się czułam i czułam ogromny ból. Hehe tym razem nie psychiczny teraz on był na serio. Zastanawiałam się czemu... Hmm... Chyba nie pamiętam o tym co było wczoraj. Uznałam to za słodki sen z happy endem dla mnie i z przypływem radości dla innych.Przecież to było epickie... Zdesperowana Nicol chwyta prochy i topi się w wannie. Niby nie logiczne. Ale dla mnie piękne. Chociaż nigdy bym tak nie zrobiła. Mieliby za dużo czasu by mnie uratować. Zawsze chciałam uwolnić innych od ciężaru jakim dla nich byłam.
Z trudem dźwignełam rękę, która teraz była nadzwyczaj ciężka. Podniosłam ją na wysokość oczu.
I spojrzałam na nadgarstki.
Owinięte wtedy bandażem na wskroś przesiąkniętym kwią nadgarski iskrzyły się z dala głębokimi cieciami finezyjnie ułożonymi na żyłach. Całość układała się w dwie literki i dwie kropki A.S. Chyba chciałam w skrócie napisać Adrien Spark...
Aaa no tak to on.
Chyba pamiętam!
To on mnie...
Uratował!?
Że co?
Po co?
Przecież i tak miał mnie dość.
Myślałam, że jeszcze mnie dobije że zada ten cios ostateczny...
Haha...
Suprise bitch!
Życie lubi robić niespodzianki.
Czyli podsumując: leżę w szpitalu po nieudanej próbie samobojczej, której co najśmieszniejsze wogóle nie pamiętam. Uratował mnie Adrien. Ale to chyba tylko z chęci posiadania miana bohatera. Dla mnie i tak jest żałosny, uratował coś co mu później życie skomplikuje. No cóż... Jego decyzja, choć postaram się by jej nie żałował.
A teraz rzecz nie naturalnie przyjemna- spokojnie zasypiam. Już się nie boję. Jestem silna. Dam radę. Teraz cofnęłam się tylko po to żeby wziąć rozbieg. Dojdę do celu i nic mnie juz nie zatrzyma.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro