Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

— Panno Tonks? Panno Tonks, widziała pani może pana Pottera?

Uniosłam głowę znad książki. Ze zmartwionym wzrokiem spoglądała na mnie...

Minerwa McGonnagall? Hm. To nie jest codzienny widok, oj nie.

— Och, uch, tak, powinien być w sowiarni... A coś się stało? - zagaiłam, chcąc po cichu dowiedzieć się więcej — James nic nie chciał powiedzieć.

— Nie, nie, tylko mam do niego pewną rzecz - wyminęła moje pytanie nauczycielka. Kiwnęłam głową, nie widząc sensu w dalszej perswazji profesorki.

— Znakomicie. Och, i panno Tonks, radziłabym popracować nad wymową zaklęcia transmutującego, które przerabialiśmy na ostatniej lekcji — dodała jeszcze, po czym oddaliła się szybkim krokiem, zanim zdążyłam coś bąknąć.

Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że szósty rok to najwyższa pora, by zacząć się uczyć. Transmutacja to zawsze były zajęcia, na których ukradkiem podśmiewałam się z Blackiem, obok którego siedziałam podczas tych przerażających lekcji.

(Nie licząc fragmentów o animagii).

I naprawdę nie chciało mi się tego zmieniać.

— Może... Zacząć tak by się uczyć... — samo wymówienie tego zdania sprawiło mi największą trudność. Jednak mój wewnętrzny diabeł nie odpuszczał.

— Nie, przecież i tak wszystko zdam.

Wzruszywszy ramionami wróciłam do lektury mojego ulubionego podręcznika - Animagia i transformacja własna.

Tak, to ta jedyna rzecz, którą uwielbiam z transmutacji.

***

Ziewnęłam szeroko, zdając sobie sprawę, że zasnęłam przy lekturze.

Podniosłam głowę znad szarych stron i zatrzasnęłam książkę. Za oknem biblioteki właśnie zachodziło słońce, malując regały i grzbiety przeróżnych tomisk na krwistą czerwień i ognisty pomarańcz.

Wciągnęłam z zaskoczeniem powietrze, patrząc na skąpaną w wieczornym świetle aleję. Jednak mój wzrok najbardziej przyciągnęła postać na wpół siedząca, na wpół leżąca na parapecie. Jej lewa ręka swobodnie zwisała, a druga trzymała jakąś księgę. Głowa zaś była oparta bokiem o kamienną ścianę. Przez oślepiające mnie słońce mogłam zobaczyć tylko zarysy ciała, nie wiedziałam, do kogo należała ta sylwetka.

Zbliżyłam się, by się bliżej przyjrzeć tajemniczej osobie...

...którą okazał się być pan Remus Lupin we własnej osobie.

Uśmiechnęłam się lekko, bezczynnie przyglądając się śpiącemu Remusowi. Wyglądał tak niewinnie... Zupełnie inaczej, niż ten rozsądny, nieprzenikniony Lupin za dnia.

Niż ten zmartwiony, przygnieciony smutkami nie tylko swoimi, ale i smutkami przyjaciół Lupin.

Moje brwi niemal nieświadomie zmarszczyły się subtelnie, patrząc na twarz chłopaka.

Zastanawiałam się, czy miał sny? Czy miał koszmary, jak ostatnio każdy w zamku? Czy jego też każdej nocy otaczała mgła tak gęsta, że nikła w niej każda iskra?

Otrząsnęłam się z rozmyślań, odwracając się od okna, a w kierunku drzwi, jednak powstrzymał mnie pomruk — przypominający raczej wściekłego hipogryfa niż nastolatka.

— Która jest... Godzina? — ledwie wyartykuowane słowa wybrzmiały w pomieszczeniu. Remus, na chwilę obecną właściwie spadający z parapetu, wymamrotał pytanie, najwyraźniej skierowane do mnie.

Uniosłam brwi.

— Jest grubo po kolacji, Remus. Znowu o niej zapomniałeś? — skłamałam. Tak na prawdę dobrze wiedziałam, że do kolacji brakowało jeszcze co najmniej kwadransa.

Te słowa podziałały na Huncwota jak wiadro lodowatej wody. Jak oparzony zerwał się z miejsca.

— Już? O nie, znowu zasnąłem... — westchnął. — Cóż, może reszta mi coś wzięła.

Przygnębiony brakiem jedzenia, wstał, by odłożyć książkę. Zrobiłam to samo i zaśmiałam się, przyciągając jego uwagę.

— To idziemy na kolację?

Po jego twarzy przemknęło tysiąc niewypowiedzianych pytań.

— Ale mówiłaś...

Mój uśmieszek mówił sam za siebie.

— O, ty mała! — wykrzyknął, gdy wydostaliśmy się na korytarz. Echo naszych śmiechów odbiło się od marmurowych posadzek i labiryntów schodów, by powrócić do nas, zwielokrotnione.

***

króciutki, ale zapewne ostatni rozdział, przynajmniej na razie. nie mam motywacji by to kontynuować. mam w tej chwili mnóstwo projektów, a każdy większy od poprzedniego... być może kiedyś tutaj wrócę i dopiszę resztę mojej wersji historii. mam nadzieję, że te trzy rozdzialiki (napisane tak dawno!) sprawiły Wam jakąkokwiek przyjemność do czytania. jeśli chociaż część z Was zaczeka tu na mnie...

...obiecuję, że kiedyś wrócę.

Pozdrawiam Was wszystkich! Trzymajcie się w tej pandemii...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro