Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54

O nie mój drogi, nie będziesz mówił tak o mojej nowej przyjaciółce. Nagle nabrałam siły, jakby coś się we mnie otworzyło i poczułam się inaczej niż zwykle. Zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam go w ten głupi ryj, aż odleciał, uderzając w przeciwległą ścianę. Przez chwilę był zdziwiony, z resztą jak ja, ale moment potem otrząsnął się i pomimo jego tak jak zwykle, nieprzytomnych oczu, zachowywał się jakoś dziwnie. Znaczy, to jest takie uczucie, kiedy nawet widząc kogoś obcego, masz takie dziwne wrażenie, że z tą osobą dzieje się coś złego.

- Właśnie skróciłaś długość swojego żywota.

Zaszarżował na mnie, a ja zrobiłam to samo. W połowie pomieszczenia, które było spore, zanim mógł mnie dosięgnąć, zrobiłam unik, jednocześnie podcinając mu nogi tak, że przeleciał nade mną.

~ Widzisz? Przydały się moje lekcje z walki.

~ Lily! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, wiedząc, że nic ci nie jest.

~ Ja też się cieszę, że znów jesteśmy razem. A teraz pomóc ci?

~ No raczej, choć sama też nieźle sobie radzę.

~ Uważaj!

W ostatniej chwili uniknęłam pięści lecącej mi prosto w twarz, jednak nie zdążyłam uniknąć kolana w żebra. Na chwilę się zachwiałam, po czym odzyskałam postawę, dalej trzymając się za bok.

~ Dość tego, Lily pomożesz mi? Potrzebuję twojej prędkości.

~ Jasne bez problemu.

Wybiegłam na niego w tym samym momencie co on, zrobiłam wślizg między jego nogami, wyskoczyłam, odbijając się od przeciwległej ściany, uderzyłam go z półobrotu prosto w bok głowy, nie za mocno, żeby go nie zabić, ale wystarczająco silnie, żeby stracił przytomność i padł na ziemię.

- Tego się nie spodziewałeś co? Opłacały się te lekcje z samoobrony. Kurcze, ale mnie teraz noga boli.

- Yyy...

Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i zobaczyłam Zayna stojącego w drzwiach.

- To było takie gorące, nawet nie masz pojęcia jak bardzo skarbie.

- Zayn!

Pobiegłam, żeby go przytulić, ale zanim zdążyłam się do niego zbliżyć, zostałam zatrzymana przez przezroczystą niebieską powłokę.

- Zayn, co to jest?

- To pole siłowe, które zrobiła Alice, żeby chronić cię przede mną.

- Przecież wszystko już się wyjaśniło, że ten pocałunek był nieporozumieniem i poza tym, jak to zrobiła?

- Nie w tym sensie chronić, chodzi o to, żebym nie mógł ci zrobić krzywdy, ale w sensie fizycznym i twoi rodzice są czarownicami? Lub raczej czarownicą i czarodziejem, ale nie wiem czemu, Alice mówiła mi, że Rhett jest czarownicą. W sensie minę miała, jakby coś ukrywała, albo oczekiwała jakieś reakcji od twojego przybranego taty. Może to był jakiś ich żart albo coś w ten deseń?

- Zayn, nie rozumiem, o co tu chodzi.

- Ja sam nie jestem pewien, czy wiem, ale o to spytasz się Alice i Rhetta.

- Okej, ale niby jak masz zrobić mi krzywdę?

- Nie przeciągając zbytnio, to jest pewna przepowiednia, mówiąca o białym i czarnym wilku. Biały wilk symbolizuje światło i potrafi uleczać rany, a czarny, symbolizuje cień i może zabić jednym dotykiem, nawet swoją bratnią duszę.

- Co to ma wspólnego z nami?

- To my jesteśmy tymi wilkami Kate, a ja będę musiał wyjechać na jakiś czas, dopóki nie uda się mi zapanować lepiej nad mocą.

Nie, on nie może mi tego zrobić. Łzy zaczęły mi się zbierać w oczach, miałam ochotę wtulić się w jego umięśniony tors i udawać, że to wszystko to tylko jakiś głupi żart, ale w tej celi jest również kobieta, która potrzebuje mojej pomocy. 

Odwróciłam się od Zayna, widząc wyraźnie ból w jego oczach, ale nie ja teraz się liczę tylko kobieta, która została uwięziona wbrew jej woli, pobita, związana i pozbawiona kontaktu z jej wilczycą i jej przeznaczonym. Właśnie Steven, co z nim?

Stojąc plecami do niego, zadałam mu pytanie, sprawdzając, czy z Caroline wszystko jest w porządku.

- Zayn, czy przed wejściem do lochów spotkałeś mężczyznę?

- Tak, ale leżał nieprzytomny, prawdopodobnie pobity przez jego alfę.

- Co on zrobił z moim Stevenem?

 Zayn dopiero spostrzegł kobietę w rogu pomieszczenia.

- Przepraszam, nie widziałem pani, kim pani jest?

- Caroline, to ty? - powiedział Steven cichym, obolałym głosem, stojąc w wejściu.

- Steven, kochany, nic ci nie jest?

- Caroline, to naprawdę ty!

Steven podbiegł do niej, nie zwracając uwagi na ból, jaki odczuwał wcześniej i otulił swoją żonę w jego ramionach.

- Kochana, nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem. Ty... Ty byłaś tu przez cały ten czas?

- Tak, Bob pobił mnie, za to, że pomogłam Liv uciec, następnie związał mnie, zakrył mi usta wilczym zielem i polał czymś, maskując mój zapach.

- Czemu wcześniej nie pomyślałem o tym, aby tutaj zajrzeć? Przeze mnie tak cierpiałaś. - mówił ze łzami w oczach.

- To nie twoja wina, a gdyby nie pomoc Kate, nie wiem, co by ze mną było. Właśnie Kate, powiedz, jak mnie znalazłaś, nikt nie mógł mnie zobaczyć, bo leżałam w najgłębszym mroku, ani nikt nie mógł mnie wyczuć i usłyszeć, mimo że było tu już kilku innych więźniów, to żaden mnie nie znalazł.

- Najpierw usłyszałam ciche jęczenie z bólu, później zobaczyłam cię leżącą w rogu, a twój zapach był ledwie wyczuwalny przez wilcze ziele i to coś, czym zostałaś oblana.

- Przepraszam Kate za to, że ciebie porwałem, ale Bob trzymał w niewoli moją żonę i nie chciał mi powiedzieć gdzie. Musiałem robić co mi każe, bo inaczej by ją zabił.

- Nie gniewam się na ciebie. Rozumiem, że chciałeś ratować swoją ukochaną. A teraz chodźmy, zanim... Chwila, gdzie on jest?

Słysząc jego słowa, odwróciłam się i spojrzałam na miejsce, gdzie wcześniej leżał Bob.

- Wymknął się? Ale jak, leżał tutaj nieprzytomny.

- Szybko chodźmy stąd, zanim się dowiemy, gdzie się podziewa.

Na zewnątrz czekali już wszyscy, Alice i Rhett stali obok pary starszych osób, prawdopodobnie w ich wieku. Byli tam nawet Leo i Luna oraz chłopak, którego kojarzę, choć jego imienia nie pamiętam. Obok nich natomiast stało dwoje dorosłych ludzi, z czego mężczyzna wyglądał jak starsza wersja Zayna, z paroma wyraźnymi różnicami, a kobieta, która była wtulona w jego bok, jest zapewne jego przeznaczona. Starsza para patrzyła na mnie ze łzami w oczach.

- Witaj córciu.

Nie, to niebywałe. To są moi rodzice, prawdziwi, biologiczni i stoją tu przede mną!

- Mamo! Tato!

Biegłam do nich, ale jakaś ręka złapała mnie i rzuciła w przeciwną stronę. Odleciałam dobre kilkadziesiąt metrów dalej, uderzając w drzewo i tracąc przytomność.

[Narrator]

Bob pochylił się nad nieprzytomnym ciałem Kate i z wewnętrznej kieszeni płaszcza, który nosił, wyjął lśniący, srebrny rewolwer.

- A ty gdzie się wybierasz, co? Powinnaś być martwa, więc teraz pożegnaj się z rodzicami i swoim KOCHANYM chłopaczkiem.

Wymierzył pistoletem prosto w jej głowę i już miał strzelić, gdy...

- Nie!!

Rozległ się krzyk Zayna, następnie wołanie jego bliskich i znajomych.

- Zayn stój!



_____________________________________________

Zrobiłem tak samo, jak reklamy Polsatu normalnie, a może to był TVN? Nie pamiętam, no nic, nie mam siły teraz myśleć. Już od kilku dni pomagam przy remoncie w moim i mojej bliskiej rodziny nowym domu. Muszę powiedzieć, że to męczące tak od rana jechać tam na miejsce, a wracać wieczorem uwalonemu w kurzu, farbie i pyle z szorowania (szlifowania?) ścian. To pierwsza przeprowadzka w moim życiu, gdzie pomagam w czymś i muszę powiedzieć, że to jest jednak trudniejsze i bardziej męczące, niż wygląda.

No ale nie chce tu przynudzać i ciągle gadać jak to ja ostatnio spędzam całe dnie i nie mam siły poprawiać rozdziałów. A no tak, już wiem, co chciałem powiedzieć. Chciałem uprzedzić, że kolejny rozdział będzie to (przynajmniej tak sądzę) mocny angst. No i jeśli ktoś czytał już wcześniej ,,Odmianę'' i czyta ją ponownie, to ta osoba powinna wiedzieć, co się za niedługo wydarzy, natomiast jeśli ktoś nie czytał, to przygotujcie się na sporą ilość smutku... dramatu? 

Na pewno będzie się działo, ale ponieważ sam nie lubię, jak książka się źle kończy, to nie pozwolę, żeby moje "Dzieci" (wszystkie postacie fikcyjne stworzone przeze mnie) cierpiały i były nieszczęśliwe. Nic im nie będzie... Ale to dopiero potem. Teraz... Teraz dowiedzą się, że z niektórymi siłami lepiej nie zadzierać, będąc nieprzygotowanym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro