Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

Trochę się wystraszyła i już Luna miała jej przywalić biorąc zamach, ale ktoś złapał ją za rękę. Spojrzałem, kto to był i okazał się to być sam Solen Tadajewski, kapitan drużyny futbolowej naszej szkoły, no i przyjaciel Luny i Leo. Choć nigdy się to tego nie przyznał, to widać jak bardzo Luna mu się podoba. Nie wiem jak tylko ona jeszcze o tym nie wie, albo raczej nawet nie próbuje zauważyć. Spojrzałem mu w oczy chcąc wiedzieć, czy poradzi sobie sam i opanuje sytuację, kiedy ja pójdę szukać Kate, skinął głową, więc ruszyłem za Kate chcąc to wyjaśnić. Zanim ją dogoniłem straciłem ją z wzroku. Rozglądałem się za nią wszędzie, ale bezskutecznie. Próbowałem wyczuć jej zapach, ale wiatr rozwiał go kompletnie.

~ Czemu nie przerwałeś tego?! Jak mogłeś jej to zrobić?!

~ Wiem Aiden. Spieprzyłem i to solidnie, ale to było z zaskoczenia. Miejmy nadzieję, że nas wysłucha i wybaczy.

~ Nie My, tylko Ty miej nadzieję, że ci wybaczy.

~ Mógłbyś nie dobijać leżącego?

~ Wiesz co? Najlepiej nie odzywaj się do mnie, dopóki jej nie odzyskasz.

~ Zrobię wszystko, co w mojej mocy.

~ No ja myślę.

Okej muszę pomyśleć, gdzie mogłaby pójść. Może ma jakieś własne miejsce, gdzie lubi przebywać sama? Nie, wątpię w to, przeprowadziła się niedawno. A może poszła do domu? Nie zdziwiłbym się, jest wrażliwa i nie wysiedziałaby w szkole. Spytam się jej mamy czy jest w domu. Urwałem się z lekcji i zaszedłem pod jej dom, następnie zapukałem do drzwi, które otworzyła mama Kate.

- Dzień dobry chciałem się spytać, czy Kate jest w domu?

- Po co tu przychodzisz Zayn, nie dość już ją skrzywdziłeś?

Mimo że mówiła spokojnym głosem, to wyczuwałem w nim złość.

- Przyszedłem właśnie w tej sprawie. To nie było wcale tak jak Kate myśli. Ja nie pocałowałem tamtej dziewczyny.

- To nie mi musisz się tłumaczyć, tylko Kate.

- Czy mogę wejść i z nią porozmawiać?

- Przykro mi, ale nie. Niedawno zasnęła po wzięciu leków na uspokojenie i lepiej by było, gdyby cię teraz nie widziała.

- Ale ja...

- Nie Zayn, daj jej czas. A teraz powinieneś iść, ponieważ lepiej, żeby mój mąż nie dowiedział się o tym.

Na razie przegrałem, ale to nie znaczy, że zamierzam się poddać. Jeśli stawką jest odzyskanie zaufania i serca Kate, jestem gotów do poświęceń.

- Do widzenia. Ale jak Kate się obudzi... Proszę jej przekazać, że tu byłem.

- To nie jest najlepszy pomysł. Do widzenia Zayn.

Zamknęła mi drzwi przed twarzą. Czyli raczej mi już nie pomoże. Zrobiło mi się naprawdę smutno. Ale dopóki ciągle jesteśmy razem nie dam za wygraną. Postaram się, aby mi wybaczyła. Wróciłem pod szkołę po moje auto, które ciągle stało na parkingu i pojechałem do swojego domu.

_______________________________ 

Nie wytrzymam dłużej, tego czekania. Siedzę już 8 godzin i planuję jak w końcu mogę się z nią skontaktować, a muszę z nią porozmawiać. Nie odbiera telefonu i nie rozmawia ze mną już od kilku dni. Nie mając zbytnio planu w głowie, zerwałem się na nogi, ruszyłem do drzwi, wsiadłem do samochodu i pojechałem w kierunku jej domu. Musiałem uważać, aby jej rodzice mnie nie zauważyli, zaszedłem na tył domu, gdzie był pokój Kate. Wziąłem garść małych kamyczków i wspiąłem się na drzewo blisko jej okna. Rzucałem nimi w szybę, aby spojrzała przez okno, ignorowała mnie. Zacząłem dzwonić, rozłączała się. Zacząłem do niej pisać, ale nie odpisywała. W końcu napisałem do niej ostatnią wiadomość.

,,Nie trzymaj mnie w niepewności. Powiedz czy naprawdę chcesz ze mną zerwać?''

Czekałem, ze strachem o odrzuceniu. Serce waliło mi jak młot, czułem jak pot spływa mi po karku. Nie mogłem oddychać, nie wiedziałem dokładnie czego mam się spodziewać. Mało nie spadłem z gałęzi z zaskoczenia, gdy dostałem wiadomość. Kliknąłem drżącą dłonią, aby ją wyświetlić.

,,Tak...''

Od jednego wyrazu zawalił mi się świat. Straciłem chęć do życia, zupełnie opadłem z sił i podczas próby zejścia na dół, zleciałem z drzewa. Nawet nie krzyknąłem ze strachu, nie poczułem tego upadku, tylko leżałem tam na trawie w stercie liści i gałęzi, patrząc w nocne niebo. Rozmyślałem jak jeden głupi moment zrujnował mi szansę na w końcu normalne życie u boku osoby, którą kocham.

~ Proszę zrób coś Zayn. Nie pozwól jej odejść od nas.

Mój wilk nigdy nie był tak załamany, zrozpaczony i przede wszystkim on nigdy nie prosił.

~ Zrobię co w mojej mocy Aiden. Przysięgam.

Po tych słowach, poczułem jak wstępują we mnie nowe siły. Nie odpuszczę, ja nigdy tego nie robię. Będę starał się tak długo, aż Kate mi wybaczy. Jest moją bratnią duszą i tylko ona liczy się teraz najbardziej. Próbowałem wstać, ale poczułem straszliwy ból w prawym przedramieniu. Chyba złamałem sobie rękę, ale na szczęście zrośnie się w pełni po tygodniu, dzięki moim wilczym genom. Trzymając się kurczowo za rękę poszedłem do auta, ale miałem teraz naprawdę spory problem. Jestem praworęczny, a tylko lewą ręką nie dam rady kierować i zmieniać biegów. Będę musiał spać w samochodzie, na szczęście zaparkowałem kawałek od domu Kate, więc jest szansa, że jej rodzice mnie nie zauważą. Usiadłem wygodnie, oparłem głowę o oparcie i trzymając się za uszkodzone przedramię, usnąłem pomimo bólu, który właśnie czułem. 

Jak ocknąłem się, była już godzina siódma nad ranem, czyli już zapewne jej rodzice pojechali do pracy. Z niewielkim trudem wysiadłem z auta i ostrożnie ruszyłem w stronę jej domu. Rozejrzałem się i faktycznie nie było samochodu jej rodziców. Okej, oby tylko mi otworzyła drzwi. Wziąłem głęboki oddech i zapukałem do drzwi. O dziwo otworzyła, jednak zamiast uśmiechu zawsze goszczącego na jej twarzy, ujrzałem ból, smutek, przygnębienie i pustkę w oczach.

- Zayn? Co ty tu robisz, mówiłam ci, że z tobą zrywam.

- Ale ja się nie zgadzam, aby sprawy tak się potoczyły.

Przyglądała się chwilę mojej twarzy i spytała:

- Co ci się stało? Czemu tak wyglądasz?

Uśmiechnąłem się tylko lekko, bo ból w przedramieniu dawał się we znaki. Jednak pomimo iż zerwała ze mną, to wciąż się mną przejmuje.

- Spałem w aucie.

- Niech zgadnę, zapewne gdzieś niedaleko mojego domu?

- Tak, zgadza się. - powiedziałem patrząc w dół.

- Dlaczego nie możesz mi dać świętego spokoju?! Nie dość, że mnie ranisz, to jeszcze śpisz pod moim domem?! Nie no naprawdę, to było bardzo inteligentne!

- Uspokój się, skarbie. To nie dlatego spałem w samochodzie.

- To niby czemu?!

- Bo nie mogłem kierować. - powiedziałem cicho.

- Czemu nie mogłeś kierować? - w jej cichym głosie znów zabrzmiała troska.

- Wczoraj, gdy byłem pod twoim oknem... próbowałem cię przeprosić. Powiedziałaś mi, że zrywasz ze mną. Załamałem się i gdy miałem schodzić z drzewa, spadłem z niego i chyba złamałem sobie rękę. - odpowiedziałem pokazując jej rękę.

- O mój boże! I nie poszedłeś z tym do szpitala?! Tylko mi nie mów, że spałeś w takim stanie w aucie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro