Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Zayn Blake

Pogoda dzisiaj niezbyt przyjazna, ponieważ jest pochmurnie, pada lekka mżawka i tylko muzyka dobiegająca z moich słuchawek jakoś trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Jak ja nie cierpię moknąć w deszczu. Idąc chodnikiem, z rękoma w kieszeniach mojej kurtki i zastanawiam się co mam robić w taki chłodny dzień. Nawet nie wiem, kiedy poczułem lekkie szturchnięcie w prawe ramię. Szybko odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem jakiegoś dzieciaka znacznie młodszego ode mnie. Leżał na ziemi i wstając, podniósł telefon, który mu wyleciał z rąk gdy upadł. Kiedy uniósł wściekły wzrok na mnie, momentalnie jego postawa się zmieniła ze złej na przerażoną.

- P-pszep-praszam. Zapatrzyłem się i-i..

- To następnym razem uważaj, jak chodzisz, bo zamiast we mnie wlecisz pod samochód.

Patrzyłem z lekkim rozbawieniem, jak ucieka w popłochu, jakby go jakiś diabeł gonił. Nie rozumiem tych dzisiejszych dzieci, są takie nieodpowiedzialne i zawsze siedzą w tych telefonach, jakby świat dookoła nich w ogóle nie istniał. Mam to gdzieś, że był dzieckiem, powinien bardziej uważać, bo inaczej to się może skończyć znacznie gorzej niż tylko wpadnięciem na kogoś. Pomimo że nie jestem samotny w życiu, ponieważ mam dwoje przyjaciół, to straciłem wiarę, że kiedykolwiek będę szczęśliwy, wątpię, nawet żeby moja bratnia dusza chciała kogoś takiego jak ja. Jestem sierotą, tracąc rodzinę w młodym wieku, byłem wychowany w domu dziecka, a tam albo jesteś tym który rządzi, albo to tobą rządzą. Dosyć szybko się przystosowałem do takiego stylu życia, a moja wilcza natura dodaje mi sił, aby przetrwać kolejny dzień w tym okrutnym świecie. Już widzę, jak Leo się naśmiewa z moich słów, a jego bliźniaczka go popiera, ponieważ takie narzekanie nie jest zwykle w moim stylu.

~ Ej Zayn, przejdziemy się do lasu pobiegać?

Odezwał się mój wewnętrzny wilk Aiden.

~ W sumie, to nie mam nic lepszego do roboty.

~ Okej, tylko poczekaj, aż tamta kobieta sobie pójdzie.

~ Jaka kobieta?

~ No tamta z torbą pełną zakupów.

Rozejrzałem się i zobaczyłem starszą panią przechodzącą przez ulicę z torbą zakupów w ręku. Od prawej strony dobiegał dźwięk pędzącego auta, spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem jakiegoś durnia jadącego samochodem i rozmawiającego przez telefon. Nie mogąc pozwolić na to, aby coś się stało kobiecie, częściowo użyłem mojej nadludzkiej prędkości i w ostatniej chwili zabrałem ją z trasy pędzącego auta. Chwyciłem ją i jej torbę, a mniej niż sekundę później samochód przejechał w miejscu, w którym wcześniej stała starsza kobieta. Co jak co, ale nikomu bym nie życzył tego, co stało się mi.

- Nic pani nie jest?

Zapytałem się, jednak kobieta wstrząśnięta całą sytuacją, brała powolne, głębokie oddechy, trzymając się za serce, mocno zaciskając oczy. Cierpliwie czekałem aż się uspokoi i będzie w stanie mówić.

- Mój boże... nie wiem jak mam ci dziękować chłopcze. Uratowałeś mi życie.

- To nic takiego proszę pani. Ale tak to jest, gdy podczas jazdy nie skupia się na drodze jak tamten kierowca.

- Powiedz, czy jest jakiś sposób, abym mogła ci podziękować za ratunek?

- Na prawdę niczego nie potrzebuję, wystarczy mi, że nic pani się nie stało.

Posłałem jej delikatny uśmiech, na co i ona się uśmiechnęła.

- Och, gdyby na świecie było więcej takich ludzi jak ty, wszystko wyglądałoby inaczej.

- Być może tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro