7. Szok
#Pov# Jake
Obudziwszy się rano odetchnąłem głęboko. Cały czas mając zamknięte oczy pomacałem dłonią połowę łóżka obok. I natychmiast się poderwałem, rozglądając po pokoju. Dziewczyny nie było.
- Cholera jasna...
Nasłuchiwałem czy z łazienki nie dochodzi szum wody. Nic. Otworzyłem ją, chcąc na pewno sprawdzić. Pusto. W tym momencie mój wzrok padł na drzwi. Klucz był w zamku. Mimo to, ubierając się w pośpiechu, zajrzałem chyba wszędzie. Dobrze, że pokój nie był duży. Kiedy dopinałem guziki koszuli, drzwi otworzyły się cicho. Natychmiast sięgnąłem pod poduszkę i zamarłem. Broni tam nie było.
Spojrzałem z powrotem w stronę wyjścia. Moja zguba się znalazła.
- Miałam nadzieję, że się nie obudzisz. - usprawiedliwiła się szybko, widząc, że wstałem.
Stałem i patrzyłem na nią, jakbym zobaczył ducha.
- Nie budziłam cię, ponieważ wczoraj przez wiele godzin prowadziłeś, chciałam dać ci się wyspać. - gderała dalej, nie widząc, że przeżywam szok. - I postanowiłam przynieść śniadanie.
Podała mi tacę z jedzeniem, którą odstawiłem na stolik nocny.
- A pamiętając, co wczoraj... co się zdarzyło, pozwoliłam sobie pożyczyć. - wyciągnęła coś zza paska.
Zamarłem widząc mój pistolet.
Dziewczyna chyba nadal nie zauważając mojego stanu, podała mi go. Sprawdziłem czy jest zabezpieczony i schowałem.
- Chyba nie jesteś na mnie zły? - spytała.
Otrząsnąłem się.
- Sky, mogę cię o coś zapytać? - zacząłem.
Kiwnęła głową.
- Jesteś chora czy masz coś z głową? - przyłożyłem jej dłoń do czoła, chcąc zmierzyć dziewczynie temperaturę.
- O co ci chodzi? - cofnęła się.
- Zapomniałem schować klucz od drzwi. - wyliczałem. - Wstałaś pierwsza i zabrałaś mi broń...
- Przep...
Uciszyłem ją gestem dłoni.
- Korzystając z tego, że byłem zmęczony i się nie obudziłem, kiedy wstawałaś, wymknęłaś się z pokoju i zamiast skorzystać z okazji i uciec przyszłaś tu z powrotem ze śniadaniem?
- No, tak.
- Ponawiam pytanie. Jesteś chora czy masz coś z głową?
Milczała.
- Sky, odpowiesz mi?
- Okej. - odetchnęła głęboko. - Przemyślałam sobie to wszystko i doszłam do wniosku, że masz rację.
Uniosłem wysoko brwi.
- Mówiłeś, że ten twój przyjaciel może mi pomóc. - kontynuowała. - A skoro i tak nic sama nie zdziałam już wolę pojechać z tobą. Poza tym nie dałabym sobie rady, gdyby w drodze powrotnej zdarzyło się to samo... no, to co wczoraj.
Pokiwałem głową, nadal nie mogąc uwierzyć, że przyznała mi rację.
- Nie będę więcej sprawiać kłopotów, obiecuję. - położyła sobie rękę na sercu.
- No dobrze. Co nie zmienia faktu, że to i tak jest dziwne.
- Zaimponowałeś mi wczoraj. - dodała i lekko się zarumieniła. - Nie wiem czy na twoim miejscu też bym tak zrobiła. Zasłoniła własnym ciałem dziewczynę, którą ledwo znam. Nawet, gdybym miała kamizelkę kuloodporną. Dziękuję.
Przeczesałem ręką włosy.
- Em... Nie ma za co.
Przeszła obok mnie, sięgając po kawałek chleba i smarując go masłem. Zrobiła sobie kanapkę i usiadła do stołu, uśmiechając się do mnie niepewnie.
Przysiadłem się do niej.
- Jesteśmy blisko granicy? - spytała.
Kiwnąłem głową twierdząco.
- Może nawet dzisiaj wsiądziemy do samolotu.
Na tym skończyła się nasza niecodzienna rozmowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro