Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Szok

#Pov# Jake

Obudziwszy się rano odetchnąłem głęboko. Cały czas mając zamknięte oczy pomacałem dłonią połowę łóżka obok. I natychmiast się poderwałem, rozglądając po pokoju. Dziewczyny nie było.

- Cholera jasna...

Nasłuchiwałem czy z łazienki nie dochodzi szum wody. Nic. Otworzyłem ją, chcąc na pewno sprawdzić. Pusto. W tym momencie mój wzrok padł na drzwi. Klucz był w zamku. Mimo to, ubierając się w pośpiechu, zajrzałem chyba wszędzie. Dobrze, że pokój nie był duży. Kiedy dopinałem guziki koszuli, drzwi otworzyły się cicho. Natychmiast sięgnąłem pod poduszkę i zamarłem. Broni tam nie było.

Spojrzałem z powrotem w stronę wyjścia. Moja zguba się znalazła.

- Miałam nadzieję, że się nie obudzisz. - usprawiedliwiła się szybko, widząc, że wstałem.

Stałem i patrzyłem na nią, jakbym zobaczył ducha.

- Nie budziłam cię, ponieważ wczoraj przez wiele godzin prowadziłeś, chciałam dać ci się wyspać. - gderała dalej, nie widząc, że przeżywam szok. - I postanowiłam przynieść śniadanie.

Podała mi tacę z jedzeniem, którą odstawiłem na stolik nocny.

- A pamiętając, co wczoraj... co się zdarzyło, pozwoliłam sobie pożyczyć. - wyciągnęła coś zza paska.

Zamarłem widząc mój pistolet.

Dziewczyna chyba nadal nie zauważając mojego stanu, podała mi go. Sprawdziłem czy jest zabezpieczony i schowałem.

- Chyba nie jesteś na mnie zły? - spytała.

Otrząsnąłem się.

- Sky, mogę cię o coś zapytać? - zacząłem.

Kiwnęła głową.

- Jesteś chora czy masz coś z głową? - przyłożyłem jej dłoń do czoła, chcąc zmierzyć dziewczynie temperaturę.

- O co ci chodzi? - cofnęła się.

- Zapomniałem schować klucz od drzwi. - wyliczałem. - Wstałaś pierwsza i zabrałaś mi broń...

- Przep...

Uciszyłem ją gestem dłoni.

- Korzystając z tego, że byłem zmęczony i się nie obudziłem, kiedy wstawałaś, wymknęłaś się z pokoju i zamiast skorzystać z okazji i uciec przyszłaś tu z powrotem ze śniadaniem?

- No, tak.

- Ponawiam pytanie. Jesteś chora czy masz coś z głową?

Milczała.

- Sky, odpowiesz mi?

- Okej. - odetchnęła głęboko. - Przemyślałam sobie to wszystko i doszłam do wniosku, że masz rację.

Uniosłem wysoko brwi.

- Mówiłeś, że ten twój przyjaciel może mi pomóc. - kontynuowała. - A skoro i tak nic sama nie zdziałam już wolę pojechać z tobą. Poza tym nie dałabym sobie rady, gdyby w drodze powrotnej zdarzyło się to samo... no, to co wczoraj.

Pokiwałem głową, nadal nie mogąc uwierzyć, że przyznała mi rację.

- Nie będę więcej sprawiać kłopotów, obiecuję. - położyła sobie rękę na sercu.

- No dobrze. Co nie zmienia faktu, że to i tak jest dziwne.

- Zaimponowałeś mi wczoraj. - dodała i lekko się zarumieniła. - Nie wiem czy na twoim miejscu też bym tak zrobiła. Zasłoniła własnym ciałem dziewczynę, którą ledwo znam. Nawet, gdybym miała kamizelkę kuloodporną. Dziękuję.

Przeczesałem ręką włosy.

- Em... Nie ma za co.

Przeszła obok mnie, sięgając po kawałek chleba i smarując go masłem. Zrobiła sobie kanapkę i usiadła do stołu, uśmiechając się do mnie niepewnie.

Przysiadłem się do niej.

- Jesteśmy blisko granicy? - spytała.

Kiwnąłem głową twierdząco.

- Może nawet dzisiaj wsiądziemy do samolotu.

Na tym skończyła się nasza niecodzienna rozmowa.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro