Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Rany

#Pov# Sky

Byłam tak przerażona, że przez chwilę nie docierało do mnie, co się stało. W następnej już klęczałam obok niego.

- Jake? Jake, odezwij się. Spójrz na mnie.

Podniósł nieco głowę.

- Sky, uspokój się. Nic mi nie będzie.

- Jak to nic ci nie będzie?! - wydarłam się na niego zdenerwowana. - Trafili cię kulą z pistoletu, a ty mi chcesz wmówić, że nic ci nie będzie?!

Spojrzał na mnie sceptycznie i rozpiął koszulę. Spojrzałam na to, co miał pod spodem.

- Co to jest?

- Kamizelka kuloodporna. Nie miałem drugiej, dlatego chciałem, żebyś została w samochodzie.

- To dlaczego...?

- Lekkie oszołomienie i tyle. Dlatego upadłem.

Zerknęłam na niego i rozejrzałam się. Chwyciłam go za ramię, kiedy chciał wstać.

- Naprawdę, nic mi nie będzie. - zaśmiał się. - Nie musisz mnie podpierać.

Ale nie dlatego go trzymałam. Czułam, że potrzebuję się o coś oprzeć, bo inaczej się przewrócę. Teraz dopiero dotarło do mnie, co się stało. Wpatrywałam się w mężczyznę, który wcześniej mierzył do mnie z broni. Jake podążył za moim wzrokiem.

- Och. - wyrwało mu się.

Chyba zrozumiał, dlaczego tak kurczowo się go uczepiłam.

- Zabiłam człowieka. - wyszeptałam. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć.

Ale pistolet, który trzymałam w dłoni był na to najlepszym dowodem.

Wyjął mi go teraz delikatnie z ręki, chowając za pasek spodni. Odwrócił mnie w swoją stronę i przycisnął do siebie.


 

#Pov# Jake

W sumie nie wiem, czemu to zrobiłem. Może dlatego, że widziałem w jakim była stanie? A może po prostu nie chciałem, by na to patrzyła?

- Uspokój się. Nic się nie stało.

- Zabiłam człowieka. - powtórzyła. - Jak nic się nie stało?

- Ja też dzisiaj zabiłem. Ośmiu, nie jednego. Poza tym zrobiłaś to w obronie własnej i miałaś do tego pełne prawo.

Pokręciła głową.

- Usiądź w samochodzie. - złapałem ją za ramiona.

Syknęła cicho z bólu. Natychmiast oderwałem od niej ręce. Na lewej dłoni został mi czerwony ślad.

- Co ci się stało? - obróciłem ją lekko, by móc przyjrzeć się skaleczeniu.

- Nic.

- Sky, nie pomogę ci, jeśli nie będę wiedział.

- Szyba. - powiedziała.

- Odłamek szkła?

Pokiwała tylko głową. Otworzyłem drzwi od mercedesa.

- Siadaj.

Spełniła polecenie. Wyjąłem z bagażnika apteczkę, szukając w niej bandaża i wody utlenionej.

Wróciłem do dziewczyny. Z bólem w oczach patrzyła na pobojowisko.

- Spójrz na mnie. - odezwałem się do niej. Przeniosła wzrok na moją twarz. - Nie patrz tam, okej? Niczego tam nie ma.

Przełknęła ślinę, ale pokiwała głową.

Zająłem się jej ręką.

- Zaraz wracam. - wstałem.

Spojrzała na mnie przerażona.

- Obiecuję. - dodałem, widząc jej minę. Chyba jej nie uspokoiłem.

Przeszukałem ludzi, którzy nas ścigali. Miałem nadzieję znaleźć jakieś dokumenty albo coś w tym stylu. Wszystkie ciała włożyłem z powrotem do dwóch aut, a je same podpaliłem.

Ruszyłem własnym z piskiem opon. Za nami czarne samochody już zajęły się ogniem. Za chwilę żar miał dostać się do benzyny... Usłyszałem huk. No właśnie.

Zerkając w tył, zauważyłem, że dziewczyna schowała głowę między kolanami i starała się oddychać głęboko. Nie wychodziło jej to za dobrze, więc westchnąłem, zatrzymałem się i wysiadłem. Otworzyłem drzwi i chwyciłem ją za łokieć.

- Chodź. - mruknąłem.

Posadziłem ją z przodu jeszcze na wszelki wypadek zapinając pasami.

Kiedy z powrotem ruszyliśmy, odezwałem się:

- Boisz się mnie?

Zerknęła na mnie.

- Nie bardziej niż na początku. - na jej usta wkradł się słaby uśmiech.

Odwzajemniłem go.

- Będę spokojniejszy, jeśli już wsiądziemy do samolotu.

- Ja chyba też.

Spojrzałem na nią zdziwiony, ale nie skomentowałem tego.

O dwudziestej trzeciej zaparkowaliśmy przed hotelem.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro