Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42. Wypadek

#Pov# Jake

Upadliśmy na chodniku.

Chciałem złapać Sky za rękę, ale nie zdążyłem.

- Gdzie dziecko?! - krzyknęła.

Jej wzrok padł na drogę.

- Nie! Sky nie rób tego! - wrzasnąłem, ale mnie nie posłuchała.

Wiedziałem co się stanie sekundę przed tym, zanim się wydarzyło. Widziałem to jak na zwolnionym filmie.

Kierowca samochodu zatrąbił i próbował zahamować, ale nie zdążył.

Przerażona Alice przyłożyła dłoń do ust.

Następne, co zobaczyłem to Harry biegnący do Sky i wyciągający ją spod kół.

- Dzwoń po karetkę! - wrzasnął do mnie.

Jak zahipnotyzowany wyjąłem telefon z kieszeni. Nie miałem pojęcia skąd się tam wziął.

- Halo? - wyszeptałem, kiedy ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę. - Potrzebujemy pomocy...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

#Pov# Sky

Obudziłam się w jakiejś dziwnej sali. Słyszałam podejrzane pikanie. Pii... Pii... Piiiiii... A później znowu pii... pii... pii...

Dopiero gdy na dobre wyostrzył mi się wzrok, zobaczyłam, że to szpitalna sala, a ja jestem przypięta do aparatury i to ona tak pika.

Przez chwilę znajdowałam się tu sama, ale po paru minutach drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Jake.

- Dzięki Bogu. - powiedział na mój widok. - Jak się czujesz?

- Bywało lepiej, ale jest dobrze. Co się stało?

- Potrącił cię samochód, a kiedy zawieźli cię do szpitala i stwierdzili, że nie potrafią pomóc, od razu przenieśliśmy się w przyszłość.

- Amber? - wyjąkałam. - Co z nią?

Nagle coś mi się przypomniało i podniosłam się gwałtownie. Co było bardzo złym pomysłem. Z jękiem opadłam na poduszki.

- Nic mi nie jest. - zapewniłam Jake'a, który już chciał pójść po pielęgniarkę. - A co z dzieckiem? Co z TOBĄ?

- Zdołałaś je uratować. Mnie uratować. A jeśli chodzi o Amber, to jakimś sposobem przeniosła się z nami. Nie mam pojęcia jak tego dokonała, ale to w ogóle było jakieś dziwne. Byliśmy ubrani normalnie, ja miałem telefon w kieszeni. Amber nic nie pamiętała. - dodał.

- Czyli...?

- Skutek uboczny? Nie wiem. Została tam. W przeszłości. Tutaj już się nie przeniosła.

- No tak. - mruknęłam. - Musiała tam zostać. Żeby cię spotkać i żeby jakimś sposobem dowiedzieć się prawdy oraz ją nam przekazać. Dać ci zdjęcie. I wsiąść do tego samolotu.

Wszystko składało się w logiczną całość.

- A dziecko?

- Co dziecko?

- Co z nim zrobiliście?

- Zostawiliśmy tam, gdzie znalazła mnie organizacja.

- Dobrze. - zagryzłam wargę. Zaczynała mnie boleć głowa.

- Sky, jest coś jeszcze.

- Tak?

- Czekałem, aż się obudzisz... - zamilkł na chwilę. - Harry dostał wiadomość. Podobno moja matka żyje i chce się ze mną spotkać. Muszę lecieć do Indii.

Otworzyłam usta ze zdumienia.

- Ale...

- Kochanie. - nachylił się i mnie pocałował. - Wrócę szybciej niż się obejrzysz. Muszę ją zobaczyć. Poza tym i tak zaraz będzie tu twój ojciec, więc nie powinienem się tu pokazywać. Pamiętaj, że nadal jesteś poszukiwana.

Jak przez mgłę przypomniałam sobie początek naszej znajomości.

- Ale, Jake...

- Kocham cię. I wrócę, obiecuję.

- Jake... Nie zostawiaj mnie.

Ale jego już nie było. Usłyszałam tylko ciche kliknięcie, oznaczające zamknięcie drzwi.

Parę godzin później przez te same drzwi wszedł mój ojciec, a za nim dwóch policjantów.

- Nic nie pamiętam. - powiedziałam tylko, patrząc nieobecnym wzrokiem w ścianę naprzeciwko. - Pytali już o to lekarze. Nic nie wiem.

Cierpliwie mi tłumaczyli, że zostałam porwana, a ja cierpliwie mówiłam, że nic nie pamiętam. Milczałam, powtarzałam się, znów milczałam.

W szpitalu zostałam kilka tygodni. Później mnie wypisali, od razu wsiadłam do prywatnego samolotu i wyleciałam z Europy. Do tajemniczej organizacji nigdy nie dotarłam.

W domu od razu poszłam do swojego pokoju. Do dzisiaj często z niego nie wychodzę.

Minął miesiąc, potem drugi, trzeci, później pół roku, rok. Nigdy się nie pojawił.

  ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~ 

BARDZO WAŻNE!

Kochani, bardzo Was przepraszam. 

Kompletnie nie chce mi się już tego pisać, mimo, że w głowie mam milion pomysłów. 

Po prostu jestem takim leniem, że nie chce mi się przelewać ich na papier.

A szkoda, bo myślałam, że może powstać całkiem ciekawa książka. Widzę jednak, że tak nie jest. A nie chcę pisać na siłę. 

Wszystko to, o czym opowiadał Jake i o czym (uwaga! spojler!) będzie jeszcze później pisał miało być szczegółowo opisane (koniec spojlera)

Miało być też dodane kilka wątków, ale od razu jak siadam do komputera i otwieram tę powieść, z miejsca brakuje mi słów. Chcę to barwnie opisać, ale nie mogę. 

To samo było z prologiem mojej kolejnej powieści, "Gry". Ale myślę, że jest już lepiej.

  Serdecznie do niej zapraszam, jeśli nie macie dość tajemnic.

Tak więc, proszę, nie usuwajcie jeszcze "Oddechu..." z biblioteki. Będą jeszcze dwa rozdziały, w których wszystko się zakończy (tutaj też spojler).

Jeszcze epilog, list i..........................

THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro