42. Wypadek
#Pov# Jake
Upadliśmy na chodniku.
Chciałem złapać Sky za rękę, ale nie zdążyłem.
- Gdzie dziecko?! - krzyknęła.
Jej wzrok padł na drogę.
- Nie! Sky nie rób tego! - wrzasnąłem, ale mnie nie posłuchała.
Wiedziałem co się stanie sekundę przed tym, zanim się wydarzyło. Widziałem to jak na zwolnionym filmie.
Kierowca samochodu zatrąbił i próbował zahamować, ale nie zdążył.
Przerażona Alice przyłożyła dłoń do ust.
Następne, co zobaczyłem to Harry biegnący do Sky i wyciągający ją spod kół.
- Dzwoń po karetkę! - wrzasnął do mnie.
Jak zahipnotyzowany wyjąłem telefon z kieszeni. Nie miałem pojęcia skąd się tam wziął.
- Halo? - wyszeptałem, kiedy ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę. - Potrzebujemy pomocy...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
#Pov# Sky
Obudziłam się w jakiejś dziwnej sali. Słyszałam podejrzane pikanie. Pii... Pii... Piiiiii... A później znowu pii... pii... pii...
Dopiero gdy na dobre wyostrzył mi się wzrok, zobaczyłam, że to szpitalna sala, a ja jestem przypięta do aparatury i to ona tak pika.
Przez chwilę znajdowałam się tu sama, ale po paru minutach drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Jake.
- Dzięki Bogu. - powiedział na mój widok. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale jest dobrze. Co się stało?
- Potrącił cię samochód, a kiedy zawieźli cię do szpitala i stwierdzili, że nie potrafią pomóc, od razu przenieśliśmy się w przyszłość.
- Amber? - wyjąkałam. - Co z nią?
Nagle coś mi się przypomniało i podniosłam się gwałtownie. Co było bardzo złym pomysłem. Z jękiem opadłam na poduszki.
- Nic mi nie jest. - zapewniłam Jake'a, który już chciał pójść po pielęgniarkę. - A co z dzieckiem? Co z TOBĄ?
- Zdołałaś je uratować. Mnie uratować. A jeśli chodzi o Amber, to jakimś sposobem przeniosła się z nami. Nie mam pojęcia jak tego dokonała, ale to w ogóle było jakieś dziwne. Byliśmy ubrani normalnie, ja miałem telefon w kieszeni. Amber nic nie pamiętała. - dodał.
- Czyli...?
- Skutek uboczny? Nie wiem. Została tam. W przeszłości. Tutaj już się nie przeniosła.
- No tak. - mruknęłam. - Musiała tam zostać. Żeby cię spotkać i żeby jakimś sposobem dowiedzieć się prawdy oraz ją nam przekazać. Dać ci zdjęcie. I wsiąść do tego samolotu.
Wszystko składało się w logiczną całość.
- A dziecko?
- Co dziecko?
- Co z nim zrobiliście?
- Zostawiliśmy tam, gdzie znalazła mnie organizacja.
- Dobrze. - zagryzłam wargę. Zaczynała mnie boleć głowa.
- Sky, jest coś jeszcze.
- Tak?
- Czekałem, aż się obudzisz... - zamilkł na chwilę. - Harry dostał wiadomość. Podobno moja matka żyje i chce się ze mną spotkać. Muszę lecieć do Indii.
Otworzyłam usta ze zdumienia.
- Ale...
- Kochanie. - nachylił się i mnie pocałował. - Wrócę szybciej niż się obejrzysz. Muszę ją zobaczyć. Poza tym i tak zaraz będzie tu twój ojciec, więc nie powinienem się tu pokazywać. Pamiętaj, że nadal jesteś poszukiwana.
Jak przez mgłę przypomniałam sobie początek naszej znajomości.
- Ale, Jake...
- Kocham cię. I wrócę, obiecuję.
- Jake... Nie zostawiaj mnie.
Ale jego już nie było. Usłyszałam tylko ciche kliknięcie, oznaczające zamknięcie drzwi.
Parę godzin później przez te same drzwi wszedł mój ojciec, a za nim dwóch policjantów.
- Nic nie pamiętam. - powiedziałam tylko, patrząc nieobecnym wzrokiem w ścianę naprzeciwko. - Pytali już o to lekarze. Nic nie wiem.
Cierpliwie mi tłumaczyli, że zostałam porwana, a ja cierpliwie mówiłam, że nic nie pamiętam. Milczałam, powtarzałam się, znów milczałam.
W szpitalu zostałam kilka tygodni. Później mnie wypisali, od razu wsiadłam do prywatnego samolotu i wyleciałam z Europy. Do tajemniczej organizacji nigdy nie dotarłam.
W domu od razu poszłam do swojego pokoju. Do dzisiaj często z niego nie wychodzę.
Minął miesiąc, potem drugi, trzeci, później pół roku, rok. Nigdy się nie pojawił.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
BARDZO WAŻNE!
Kochani, bardzo Was przepraszam.
Kompletnie nie chce mi się już tego pisać, mimo, że w głowie mam milion pomysłów.
Po prostu jestem takim leniem, że nie chce mi się przelewać ich na papier.
A szkoda, bo myślałam, że może powstać całkiem ciekawa książka. Widzę jednak, że tak nie jest. A nie chcę pisać na siłę.
Wszystko to, o czym opowiadał Jake i o czym (uwaga! spojler!) będzie jeszcze później pisał miało być szczegółowo opisane (koniec spojlera).
Miało być też dodane kilka wątków, ale od razu jak siadam do komputera i otwieram tę powieść, z miejsca brakuje mi słów. Chcę to barwnie opisać, ale nie mogę.
To samo było z prologiem mojej kolejnej powieści, "Gry". Ale myślę, że jest już lepiej.
Serdecznie do niej zapraszam, jeśli nie macie dość tajemnic.
Tak więc, proszę, nie usuwajcie jeszcze "Oddechu..." z biblioteki. Będą jeszcze dwa rozdziały, w których wszystko się zakończy (tutaj też spojler).
Jeszcze epilog, list i..........................
THE END
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro