Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Żądania

#Pov# Jake

Kiedy obudziłem się rano drobne dłonie zaciskały się kurczowo na mojej koszulce. Uśmiechnąłem się i oderwawszy jej palce od siebie położyłem je na poduszce. Westchnęła cicho. Musiałem powstrzymać się, by nie wybuchnąć śmiechem. Nagle coś mi się przypomniało. Ciekawe czy jej ojciec zgłosił już zaginięcie córki? Muszę kupić jej jakieś nowe cichy, na wszelki wypadek. I kosmetyki, by zmieniła swój wygląd. I załatwić paszport, i dowód...

Uff... Czyli zapowiada się ciężki dzień.

Wymknąłem się z pokoju, zamykając go na klucz. Kiedy wróciłem, z łazienki dobiegał cichy śpiew zagłuszany przez szum wody. Hmm... Drzwi nie miały zamka.

Pewnie miała mnie za to zabić, ale nacisnąłem klamkę. Nic się nie stało, więc spróbowałem mocniej. Zorientowałem się, że woda przestała płynąć, przez co mogłem usłyszeć jej głośny śmiech i zadowolony głos:

- Nie uda ci się!

Rozejrzałem się po pokoju. Brakowało jednego krzesła. Musiała nim podeprzeć klamkę.

- Spryciula... - mruknąłem pod nosem.

Kolejny wybuch śmiechu i szelest stóp dotykających podłogi. Po czym... Parę niecenzuralnych słów.

- Co się stało, księżniczko? - tym razem to ja wybuchnąłem śmiechem.

- Pewnie nie zrobisz czegoś dla mnie?

- Pewnie nie.

Westchnęła. Usłyszałem szuranie krzesła o podłogę. Drzwi otworzyły się z hukiem. Dziewczyna wyszła z łazienki z dumnie podniesioną głową... i w samym ręczniku.

Czy tutaj nagle zrobiło się ciepło czy to ja dostaję gorączki?

- Umm... - chciałem położyć jej dłoń na ramieniu, ale odwróciła się szybko. Mignęła mi jej dłoń, kiedy zamachnęła się, by uderzyć mnie w twarz. W ostatnim momencie chwyciłem ją za nadgarstek. - Hej, spokojnie.

- Łapy przy sobie. - warknęła.

Podniosłem ręce do góry w obronnym geście.

- Nic ci nie zrobię. - zapewniłem ją.

Zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem, jedną ręką poprawiając ręcznik.

- Masz jakieś ubrania?

Bez słowa podszedłem i otworzyłem swoją torbę podróżną. Podałem jej jeden podkoszulek.

- Mógłbym pojechać na zakupy...

Oczy jej się zaświeciły.

- Sam.

Błysk zgasł tak szybko, jak się pojawił.

- Chyba nie sądzisz, że pozwoliłbym ci paradować po sklepach?

Warknęła sfrustrowana.

- Jeśli kupisz mi coś badziewnego, to przysięgam...

- Ej, ej, ej... Stop!

Uniosła brwi.

- Kto tu jest zakładnikiem? Ja czy ty?

- Teoretycznie ja.

- Praktycznie też.

- Więc to ja powinienem grozić tobie...

Prychnęła i z powrotem zaryglowała się w łazience.

Usiadłem na łóżku, biorąc się za śniadanie.

- Słuchaj, - zacząłem kiedy wyszła. - zrobimy tak. Kupię ci jakiś fajne ubrania, ale w zamian za to, ty będziesz tu grzecznie siedzieć do mojego powrotu, okej?

Pokiwała głową i wzięła z mojego talerza kawałek chleba.

- I jakąś książkę. Albo lepiej dwie.

Uniosłem brwi.

- No co? - spojrzała na mnie oburzona. - Kiedy ty będziesz jechał samochodem, ja się wynudzę za wszystkie czasy.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro