Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Iskra

#Pov# Sky

Jaskinia była taka, jaką ją zostawiliśmy. Podczas tej długiej drogi do niej, jednak tego samego dnia, szłam pomiędzy chłopakami. Raz moja dłoń otarła się o dłoń Jake'a, ale chłopak pospiesznie schował ją do kieszeni. Czyżby był zły za nasze podejrzenia? A może zawiedziony, że mu nie ufam?

Pierwsze słowa padły dopiero w laboratorium.

- Jake, znasz to miejsce? - spytał Harry.

Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Tamten wzruszył ramionami.

- Nie. - Jake odpowiedział ze spokojem, udając, że nie zauważył naszej niewerbalnej rozmowy.

Zacisnęłam zęby, kiedy zaczął przeglądać półki tak, jak my wcześniej.

- Może... poszukamy czegoś, co nam pomoże w rozwikłaniu zagadki? - zwróciłam się do drugiego chłopaka.

- Tak... Tak. Wszystko może się przydać.

Przełknęłam ślinę i zaczęłam przeszukiwać półki obok Jake'a. Oprócz papierów znalazłam jednak tylko zamknięty na kłódkę kufer. Szarpnęłam za zapięcie.

- Jesteś zły? - szepnęłam.

Milczał.

- Jeśli jesteś, to przynajmniej chciałabym wiedzieć, za co.

Posłał mi gniewne spojrzenie.

- Proszę...

- Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym? O poszukiwaniach? Tylko robiliście z tego jakąś wielką tajemnicę?

- Nie wiem.

- Szkoda. - prychnął i odwrócił się.

- Jake...

- No co? Już wiesz?

- Jake, co ci jest?

- Chcę tylko wiedzieć, dlaczego moja dziewczyna nie ma do mnie zaufania.

Wybałuszyłam na niego oczy.

- To nie tak!

- A jak?

- Nie wiem. Coś... coś mi mówiło, że nie powinieneś wiedzieć o tych poszukiwaniach.

- Coś ci mówiło? - prychnął.

Złapałam go za łokieć.

- Co się stało z chłopakiem, z którym rozmawiałam kilka chwil temu? Który chciał, żebym mu bezgranicznie zaufała, chociaż nie miałam podstaw? Zamieńmy się teraz rolami i niech to on mi uwierzy.

Zamarł.

- To było coś innego.

- Nie, Jake, nie było. Musisz mi uwierzyć, co do moich przeczuć, tak jak ja uwierzyłam w twoją niewinność. I niewiedzę. Musimy nauczyć się ufać sobie nawzajem. Inaczej to nie wypali. Chyba, że chcesz, żebyśmy zrobili sobie przerwę. Żebyś mógł to przemyśleć. Ale jeśli chcesz znać moje zdanie, to uważam, że kłócimy się z błahego powodu. - powiedziałam i puściłam jego rękę zdenerwowana. - Myślę, że nic tu już dzisiaj nie znajdziemy. Możemy spróbować kiedy indziej.

Przez ten krótki czas na dworze musiało padać, bo ziemia była mokra. Jake już był w połowie drogi na górę, Harry ruszył za nim. Spojrzałam smętnie na jaskinię i powlokłam się za chłopakami. Przez deszcz, nogi ślizgały mi się po trawie. Poczułam ulgę, kiedy do bezpieczniejszego gruntu został mi jeden krok. Wtedy... poślizgnęłam się i wydałam zduszony krzyk. Próbowałam się czegoś złapać, żeby nie polecieć w dół. W następnej chwili wydarzyło się kilka rzeczy.

Poczułam jak czyjeś palce zaciskają się na moim nadgarstku i ciągną do góry. Jednocześnie od miejsca zetknięcia dłoni z moją skórą przez ciało przebiegł mnie dreszcz - coś jakby prąd elektryczny. Dosłownie. Poczułam się, jakbym dotknęła gniazdka. Później chłopak przycisnął mnie do siebie. Podniosłam na niego wzrok.

- Wszystko dobrze? - spytał Harry. Jeden rzut oka i wiedziałam już, że on też to poczuł.

Jake odepchnął nas od siebie, a wrażenie tych pozostałości - resztek - prądu zniknęło.

- Nic ci nie jest? Sky, odezwij się.

Potrząsnął mną lekko. Byłam w stanie tylko pokręcić głową, wciąż oszołomiona po tym, co się stało.

- Boże, przepraszam. - wyszeptał mi do ucha.

- Nic mi nie jest.

- Dasz radę iść?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Tylko się poślizgnęłam. Nie jestem kaleką.

- Tego nie mówię.

- Dam radę. Dziękuję. Za ratunek. - zwróciłam się do Harry'ego.

- Nie ma za co. - posłał mi spojrzenie mówiące: „Musimy pogadać".

Kiwnęłam głową.

Musimy.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Kochani, wiem, że to są już takie flaki z olejem, ale bardzo Was proszę o cierpliwość. Muszę to wypisać, żebyście wiedzieli o co chodzi. Obiecuję, że za może góra trzy rozdziały akcja się rozkręci. Tylko troszkę cierpliwości. Tyćkę. Tyci, tyci...

~psiara2016

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro