Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Wyznanie

#Pov# Sky

- Ktoś tu miał rację! - oznajmił radośnie Harry, wchodząc do pokoju.

Chłopak był mniej więcej w wieku Jake'a, może rok albo dwa lata starszy. Miał nierówno ostrzyżone włosy, akurat teraz uczesane „na jeża". Wysportowany, wysoki i właściwie tylko okulary mogły wskazywać na to, że jest naukowcem. Ale okulary nosił wyłącznie w pracy.

Uśmiechnęłam się i podniosłam na łokciu.

- Jaki skromny. - stwierdziłam.

- Lepiej powiedz: idealny.

Zaśmiałam się.

- Chciałbyś. Dla mnie nikt nie jest idealny.

- Nawet ukochany Jake'uś?

- Uspokój się! - pokręciłam głową ze śmiechu. - Bo tym razem naprawdę rzucę w ciebie czymś więcej niż poduszką.

- Dobra, dobra. - przysiadł na brzegu łóżka. - Co czytasz...?

Przekręcił głowę, by móc zobaczyć tytuł powieści.

- Uuu... Sherlock Holmes. Poważna sprawa.

- Bardzo.

- Chcesz kanapkę z tuńczykiem? - podsunął mi pod nos talerz.

- Nie, dziękuję. Nie lubię ryb.

Złapał się za serce.

- Jak można nie lubić ryb? Dodatkowo jak jesteś na samym środku oceanu, gdzie dookoła pływają tylko ryby!

- Nie przekonałeś mnie.

- Świeża rybka prosto z morza! - znów podsunął mi talerz.

Odtrąciłam jego rękę.

- Brzmisz jak przekupka na targu. Poza tym nie wierzę.

- Czemu? - udał przerażenie.

- Bo ktoś ewidentnie odsączył je przed chwilą z sosu pomidorowego. Czyli wniosek z tego taki, że musiały w nim przed chwilą być. A nie sądzę, by woda z oceanu w ciągu kilkunastu minut zmieniła się w sos pomidorowy.

- A skąd wiesz? - naskoczył na mnie. - Może właśnie to się stało i od dzisiaj jak jedziesz na wakacje to zamiast w słonej wodzie kąpiesz się w pomidorach?

To było tak absurdalne, że oboje zaśmiewaliśmy się do łez, kiedy drzwi znowu się otworzyły.

- Widzę, że świetnie się bawicie. - Jake naburmuszony wszedł do pokoju.

Od jakiegoś czasu, kiedy śmiałam z żartów Harry'ego, stawał się taki... Taki nieprzyjemny.

- Chłopie, wyluzuj. Chcesz mentosa?

Spojrzał na mnie przy tym tak wymownie, że wszyscy wyczuliśmy drugie dno jego wypowiedzi.

Jake jeszcze bardziej się zjeżył.

- Miałeś nie robić żadnych aluzji. - warknął do niego.

Tamten podniósł ręce w obronnym geście.

- A co ja znowu zrobiłem?

Wyciągnął z kieszeni paczkę cukierków.

- To jak będzie? - powiedział, wyciągając jednego.

Kiedy przyjaciel nie zareagował, wzruszył ramionami i włożył go do ust.

- Przed chwilą jadłeś rybę. - zwróciłam mu uwagę.

- I co z tego? Wszystko i tak idzie do jednego żołądka.

Jake zaczerpnął głęboki oddech.

- Mogę z tobą porozmawiać? - zwrócił się do mnie. - W cztery oczy?

Trochę zaskoczona odpowiedziałam „jasne" i wyszłam z nim za drzwi. Poprowadził mnie do salonu i otworzył drzwi na taras. Odwrócił się do mnie i już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale chyba jednak zmienił zdanie. W jednym susie znalazł się przy mnie i chwycił w ramiona, a następnie pocałował. Lekko zaskoczona dopiero po chwili zorientowałam się, co robi.

Odsunął się ode mnie, dysząc ciężko.

- A to co miało być? - spojrzałam na niego.

- Już po prostu nie mogę.

- Czego nie możesz?

Nie odpowiadając znowu mnie pocałował.

- Jake... - odsunęłam go i powtórzyłam. - Czego nie możesz?

- Wytrzymać. - znowu chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.

- Najpierw masz mi wytłumaczyć, o co chodzi. - stwierdziłam.

- Naprawdę nie widzisz?

- Przepraszam, ale nie. - pokręciłam głową.

Dobra... Może i po części kłamałam, bo domyślałam się, o co mu chodzi, ale... Niech sam się przyzna.

- A więc?

- Nie mogę wytrzymać.

- To już wiem.

- Nie mogę wytrzymać bez ciebie.

- Ale ja tu cały czas jestem. - teraz to się zgubiłam.

- Ale siedzisz z NIM. Śmiejesz się z JEGO dowcipów. Rozmawiasz z NIM częściej niż ze mną. Już po prostu nie mogę. - zacisnął pięści.

- Jake... - nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. - Jake, ja...

Śmiałam się do rozpuku. Aż musiałam usiąść na jednym z krzeseł.

- Ty jesteś zazdrosny! - stwierdziłam, kiedy już mogłam złapać oddech.

Milczał przez chwilę.

- Tak. Masz rację. - podniósł mnie za ramiona. - Jestem cholernie zazdrosny.

Okej... Nie spodziewałam się, że przyzna mi rację.

- Ale to dlatego, że cię kocham. - wyrzucił z siebie.

Zamarłam.

- Co?

Przełknął ślinę.

- Powiedziałem, że cię kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro