23. Jaskinia
#Pov# Sky
Przez kolejne dni ja nie dałam po sobie poznać, że coś zauważyłam, a on nic o tym nie wspominał. Mnie osobiście taki układ pasował.
Uwielbiałam chodzić po wyspie. Co rusz odkrywałam nowe, fascynujące miejsca: gniazda ptaków, kryjówki różnych małych zwierząt.
Teraz stoję nad przepaścią, przez którą Jake ostatnio skakał. Wypatruję tajemniczego przebłysku.
Nie widzę go - zapewne można to zrobić tylko w locie, a jeszcze mi życie miłe. Za to zauważam wydrążenie w skale, jest prawie niewidoczne, ale na szczęście znajduje się po tej samej stronie, po której jestem. Łapię za wystający konar i spuszczam się na rękach na dół, stając na półce skalnej.
Jeszcze parę metrów i...
Tak! Mogę wejść do środka.
Rozglądam się. Do pieczary wpada światło dnia, przez co wydaje mi się, że ściany wręcz błyszczą. Podchodzę bliżej. Mam rację - to nie złudzenie optyczne, ale prawdziwe promyczki odbijają się od kryształków rozmieszczonych pomiędzy skałami. Jakby ktoś wsadził je tam celowo.
W ogóle jaskinia wygląda na nie całkiem wydrążoną przez naturę. Jest zbyt równomierna, zbyt precyzyjnie dopracowana.
Ale komu potrzebne tutaj takie coś, kiedy kilkadziesiąt metrów dalej stoi wspaniały dom?
To bez sensu.
Wdrapuję się z powrotem na górę bez - brawo dla mnie! - żadnych poważniejszych obrażeń. Mam tylko jedno czy dwa zadrapania. Norma.
Wrócę tu w przyszłości, by odkryć...
Stop! O tym później. Na razie mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co tam będzie ciekawego to czytajcie dalej.
Tymczasem stoję przed drzwiami wejściowymi. Wchodzę ostrożnie i zdejmuję po cichu buty.
To taki mój codzienny rytuał.
Zawsze próbuję go zaskoczyć.
I zawsze mi się nie udaje.
Ma naprawdę dobry słuch. Co zresztą kompletnie mnie nie zniechęca. Raczej wręcz przeciwnie: próbuję z nową motywacją.
Z salonu słyszę przyciszone głosy i marszczę brwi. Ogląda film?
Przechodzę do drzwi na paluszkach. I wtedy słyszę jego zdenerwowany głos:
- Jak to nam nikogo nie przyślecie?
Jest wściekły. Słychać to wyraźnie.
- Chyba sobie żartujesz.
Już rozumiem co się dzieje. Udało mu się dodzwonić!
Mam właśnie radośnie wejść do pokoju, kiedy zatrzymuje mnie słowo:
- Znowu?
Jak to znowu?
- Mam już tego po dziurki w nosie. Wiem, że próbowaliście, ale to nie moja wina, że nie wyszło!
Odetchnął głęboko, by ściszyć głos. Dlaczego szepcze?
- Posłuchaj, macie tu kogoś przysłać... Nie interesuje mnie, że tamte akcje nie wypaliły!
Chwila ciszy.
- Tak, wiem ile ich było. Dziesięć, jedenaście?
Co? Skąd on o tym wie? Przecież burza była co najwyżej cztery razy.
- Rozumiem, że zginęli ludzie, ale...
Kolejna przerwa.
- Ostatnia próba, dobrze, szefie? Proszę.
Chyba ktoś w słuchawce zastanawia się nad odpowiedzią.
- Co pamiętam? Naszą rozmowę sprzed tygodnia? Pamiętam.
Jaką rozmowę sprzed tygodnia, do cholery?!
Przecież mówił, że nie może się dodz...
Okłamał mnie. To stąd wiedział o wszystkich próbach ratunku. Bo przed każdą ktoś się z nim kontaktował!
Czuję narastającą wściekłość. Jak on mógł?! Dlaczego mi nic nie powiedział?
- Wiem, że obiecałem, że to będzie ostatni raz, ale...
Zaryzykowałam wychylenie głowy przez framugę. Stał do mnie tyłem i wyglądał przez okno. Nie miał szans zobaczyć jak wracałam, a najwidoczniej był tak zajęty rozmową, że mnie nie usłyszał.
Jakoś nie miałam ochoty świętować zwycięstwa.
- Ostatni raz, proszę. Naprawdę. Obiecuję, że już więcej nie zadzwonię.
Westchnięcie pełne ulgi.
- Dziękuję. Jestem twoim dłuż...
W tym momencie się odwrócił. Zacisnęłam wargi i skrzyżowałam ręce na piersi. Byłam gotowa wyjść i huknąć drzwiami z całej siły.
-... nikiem. - dokończył. - Zadzwonię później.
Rozłączył się i wolnym ruchem schował telefon.
- Czekam. - powiedziałam. - Jak widzę, udało ci się dodzwonić.
Może myślał, że stoję tu od niedawna, bo uśmiechnął się.
- Na to wygląda. - oznajmił radośnie. - Przyślą ratunek. Mam nadzieję, że się uda. Dzięki Bogu, że wreszcie się uda...
- Daruj sobie. - przerwałam mu.
Przygryzł wargę.
- Od kiedy tu stoisz?
- Na tyle długo, żeby dowiedzieć się, że nie pierwszy raz do nich dzwonisz.
- Sky, ja...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - podniosłam głos.
- Żebyś się nie martwiła! - też zaczął krzyczeć.
- Niby czym?!
- No nie wiem! Może tym, że kilkanaście ekip zginęło próbując się tu dostać i nas uratować?!
- Mam dużo innych zmartwień na głowie. - ściszyłam głos i odwróciłam wzrok. Miał rację. Kiedy tylko o tym usłyszałam, zaczęłam się denerwować.
- Co nie zmienia faktu, że już wpadasz w panikę. - też zaczął mówić normalnie.
- Nie wpadam w panikę. - zaprzeczyłam.
Poczułam jak obejmuje mnie w pasie.
- Zaczynasz. Uspokój się. Oddychaj. Wdech, wydech, wdech...
- Nie ucz mnie jak się oddycha! - warknęłam, na co się roześmiał.
- Widzisz? Już lepiej.
- Dobra, dobra. Nie kombinuj.
- Nie kombinuję.
- To co ma na celu twoje zachowanie?
- Jakie zachowanie?
Skinęłam głową na rękę, którą mnie obejmował.
- Nie ma nic na celu.
- Nie umiesz kłamać.
- Albo ty za dobrze mnie znasz.
- Albo nie umiesz kłamać.
- Albo świetnie sobie radzisz z odczytywanie cudzych intencji.
- Albo nie umiesz kłamać.
Westchnął zirytowany i nachylił się do mnie. Wiedziałam. Pocałował mnie krótko.
W sumie może trwałoby to dłużej, ale odepchnęłam go, gdy zakręciło mi się w głowie. Musiałam się o coś oprzeć.
- Sky, co się...
Nie dokończył, bo musiał mnie złapać, żebym nie walnęła o podłogę. Straciłam przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro