21. Zapowiedź
#Pov# Sky
Kiedy Jake przekręcił za nami drzwi na klucz, uśmiechnęłam się drwiąco. Podszedł do łóżka i położył mnie na nim, siadając mi na brzuchu.
- I co? To ma być ta kara? Zamierzasz mnie zgwałcić? - spytałam, powstrzymując śmiech.
Drgnął ledwo zauważalnie, a później zesztywniał.
- Słucham?
- To, co słyszałeś.
- Sky, naprawdę sądzisz, że... Że mógłbym... - pokręcił głową ze smutnym wyrazem twarzy. Od razu pożałowałam, że się z niego nabijałam.
- Jake, ja... Przepraszam.
- I co mi dadzą twoje przeprosiny? Naprawdę masz o mnie takie zdanie? - kąciki jego ust drgnęły.
- Nie! Jake! To nie tak.
- Proszę, Sky, nie próbuj zaprzeczać. Sam słyszałem, co powiedziałaś.
- To nie tak. - powtórzyłam. - Jake, proszę!
Odpowiedział mi wybuch śmiechu. Spojrzałam na niego, jakby uderzył się porządnie w głowę.
- Gdybyś widziała swoją minę, Sky. I to przerażenie w oczach. O matko... - zaśmiał się ponownie. - To było świetne!
Zrozumiałam, że się ze mnie nabijał.
- Ty głupku! Myślałam, że ty... Że naprawdę... Że... Że cię uraziłam.
- To miłe, że przejmujesz się tym, co myślę.
- Wcale się nie przejmuję.
- W to też nie uwierzę. Słonko, jesteś zbyt marnym kłamcą. Radziłbym trochę potrenować.
- Na tobie?
- Ani mi się waż. Znajdź sobie kogoś innego.
- Ciekawe kogo?
- Papużkę falistą.
- Bardzo śmieszne.
- Mówię całkiem serio. To bardzo mądre zwierzęta. I smaczne, choć nie ma z nich dużego pożytku.
- Fuj! Naprawdę nie muszę poznawać twojej diety. Biedne papużki...
- Bardzo biedne.
Pokiwałam z powagą głową.
- Bardzo.
- Mamy bardzo ciekawe tematy do rozmowy.
- To znajdź inne.
- Jakie? - usiadł na kołdrze.
- Nie wiem. Może takie: o czym myślisz w tej chwili?
Spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Może będzie lepiej dla ciebie, jeśli zostaniemy przy papużkach.
Poderwałam się gwałtownie.
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę! Ty niespełniony zboczeńcu!
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do drzwi. Ale albo wstałam zbyt szybko, albo to z jakiegoś innego powodu zakręciło mi się w głowie i musiałam oprzeć się framugę drzwi. Zanim zdążyłam mrugnąć, chłopak już stał obok mnie i przejął na siebie mój ciężar.
- Co się stało? - podprowadził mnie z powrotem do łóżka i pomógł usiąść.
- Ja nie... Nie wiem.
Ukucnął przed meblem i spojrzał na mnie z dołu.
- Poczułam się tak, jakbym za chwilę miała zemdleć. - wytłumaczyłam mu.
Milczał przez chwilę.
- Sky, nie udajesz, żeby się na mnie odegrać?
Spojrzałam na niego oburzona.
- Nie, nie udaję!
- Dobrze, w takim razie, jeśli nie udajesz...
- Nie udaję!
- Okej, wierzę ci. Chcę tylko powiedzieć, że w takim razie może być to początek - przedsmak tego, co zacznie z tobą robić ta... Ta trucizna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro