Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Porwanie

#Pov# Sky

Nigdy wcześniej nie piłam takiego alkoholu. Bo może gdybym piła, coś by mi się nie zgadzało w smaku.

Odstawiłam szklankę i tym razem zamówiłam coś delikatniejszego.

- Hej piękna. - usłyszałam. - Postawić ci drinka?

Odwróciłam głowę w stronę ciemnowłosego chłopaka. Był dość wysoki, ubrany na czarno. Świdrował mnie oczami koloru mlecznej czekolady. Wyglądał tak, jakby wszystko w nim krzyczało: Szukasz kłopotów?! Zapraszam do siebie!

- Może niekoniecznie. - uśmiechnęłam się przepraszająco.

Nic sobie nie zrobił z mojej wypowiedzi i usiadł obok.

- Nie daj się prosić.

Westchnęłam i odwróciłam się do niego przodem.

- Co będziesz miał z tego, że postawisz mi jednego drinka? - spytałam.

- A kto powiedział, że jednego? - odbił piłeczkę.

- Ja. I nie odpowiedziałeś na pytanie.

Tym razem to on westchnął teatralnie.

- Chciałem cię poprosić do tańca, ale najpierw jakoś zagadać. Zepsułaś cały mój misterny plan. - kolejne westchnięcie.


 

#Pov# Jake

- ... Zepsułaś cały mój misterny plan.

Po części nie kłamałem. Gdyby nie ona, byłbym pewnie teraz w drodze powrotnej do Europy z towarem zabezpieczonym w sejfie i może jeszcze przypiętym pasami na siedzeniu pasażera w moim samochodzie.

Zerknąłem w jej oczy. Wydawało mi się, że widzę w nich coś znajomego. Potrząsnąłem głową, skupiając się na zadaniu. To niemożliwe, żebyśmy wcześniej się spotkali.

Najłatwiej byłoby mi ją upić i wsadzić do auta. Ale oczywiście musiała stwierdzić, że po jednym drinku i szklance szkockiej to jej już wystarczy!

Dobra, pora wcielić w życie plan B.

Pociągnąłem ją na parkiet. Stwierdziłem, że chyba uczyła się tańczyć w jakiejś zaawansowanej szkole. No, pewnie było ją na to stać.

Z każdym krokiem pociągałem ją trochę w stronę bardziej zaciemnionych miejsc. Może i umalowała się tak, żeby nikt jej nie poznał, ale ostrożności nigdy za wiele.

Rękami z jej tali zjechałem trochę niżej.

Odsunęła się ode mnie gwałtownie.

- Przepraszam, chyba powinnam już iść. - wymamrotała, odwracając się na pięcie.

Zakląłem siarczyście w myślach. Czego ta dziewczyna chce?!

Znikała już w tłumie. Nie no, nie pozwolę, by kilkadziesiąt milionów uciekło mi sprzed nosa!

Przepychałem się przez tłum. Sky właśnie wychodziła przez główne drzwi.

Dogoniłem ją na ulicy i złapałem za nadgarstek.

- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło! - powiedziałem.

Zabrzmiało to nawet szczerze.

- Puść mnie. Nic się nie stało, naprawdę. I tak powinnam już wracać. - próbowała mi się wyrwać.

- Będziesz szła sama? Odprowadzę cię. - próbowałem ją przekonać.

- Nie. Poradzę sobie.

Puściłem ją. Odeszła ode mnie szybkim krokiem. Podążyłem za nią bezszelestnie.

Jeszcze tylko kilka metrów... Jeszcze... Jeszcze...

Szybkim ruchem złapałem ją jedną ręką w tali, a drugą zakryłem jej usta.

Miało być subtelnie? Sorry, Harry, twoje metody nie działają. Zrobimy to po mojemu.

Wciągnąłem dziewczynę do ciemniejszej uliczki. Wyrywała mi się, jakbym nie wiadomo co chciał jej zrobić. No... w sumie, może miała rację. Syknąłem, gdy nadepnęła mi z całej siły na stopę. Ręką z jej ust próbowałem sięgnąć pistolet. Słyszałem jak wciągnęła powietrze do płuc by krzyknąć, więc jednym sprawnym ruchem odbezpieczyłem go przyłożyłem jej do skroni. Zamarła, bojąc się nawet oddychać.

No, i to rozumiem.

- Grzeczna dziewczynka. - powiedziałem. - Nie krzycz, to nic ci się nie stanie.

Tym razem bez komplikacji z jej strony dotarliśmy do mojego samochodu. Otworzyłem drzwiczki i wepchnąłem dziewczynę na tylne siedzenie. W ekspresowym tempie zasiadłem za kierownicą i zablokowałem wyjście, by nie mogła uciec. Usłyszałem jak wściekła walnęła pięścią w szybę.

- Zostaw mój samochód. Nic ci nie zrobił.

- I tak na pewno nie jest twój. - prychnęła.

Uniosłem brwi, patrząc na nią w lusterku.

- Skąd takie przypuszczenia? - spytałem.

- Pewnie jest kradziony.

Jak na rozpieszczoną smarkulę szybko sklejała ze sobą fakty. Niestety tutaj nie trafiła. Czasami kradliśmy samochody, ale akurat to cacko było moje.

To samo jej powiedziałem, wyjeżdżając z parkingu. Skrzyżowała ręce na piersi.

- Czego ode mnie chcesz?

Milczałem.

- Pewnie okupu, tak? Jeśli odwieziesz mnie bezpiecznie do domu, mój ojciec będzie ci tak wdzięczny, że na pewno dostaniesz dużą sumę.

- A później wsadzisz mnie za kratki za porwanie, co? Poza tym nie o okup tu chodzi. Przynajmniej nie do końca.

Zdębiała.

- Nie?

- Nie.

- To czego chcesz? - powtórzyła.

Zastanawiałem się chwilę nad odpowiedzią.

- Czegoś, co jest w twoim organiźmie.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro