19. Ratunek
#Pov# Sky
Przez kolejną godzinę, albo i dłużej, siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Jedynie, kiedy burza zbliżyła się do wyspy a za oknami, niebezpiecznie blisko, rozległ się grzmot, wymieniliśmy parę zdań.
Zadrżałam lekko, a Jake przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.
- Boisz się wszystkich burz czy tylko tej jednej?
Zastanawiałam się przez chwilę o co mu chodzi. Tej jednej, przez którą zginęło już tak wiele osób. Tej jednej, przez którą tu wylądowaliśmy. Tej jednej, przez którą nikt nie mógł nas uratować.
- Wszystkich, ale tej jednej w szczególności.
To była cała nasza rozmowa. Później nie odzywaliśmy się aż do wieczora, gdy burza ucichła.
Zrobiło się jeszcze na chwilę jasno, a później słońce zaszło za horyzont.
- Udało się? - szepnęłam.
Chłopak pokręcił głową.
- Gdyby się udało, ten ktoś już by tu był. A ja bym wiedział, gdyby był na wyspie. Mogę sprawdzić monitoring, ale to zbędne. - wstał. - Ktokolwiek to był, nie przeżył tak długo, by tu dotrzeć.
Znów lekko zadrżałam.
- A jak myślisz, kto to był? Ktoś z tej waszej „ekipy sprzątającej" czy...
- To nikt z tubylców.
- Skąd wiesz?
- Bo zastrzegli, że nie będą nam w takich sytuacjach pomagać. Powiedzieli, że już dość ryzykują przyjeżdżając tutaj sprzątać. Nie będą się dodatkowo narażać na gniew wyspy.
- Więc po co w ogóle się zgodzili cokolwiek robić?
- Są dwa powody. Pierwszy, ważniejszy jest taki, że po prostu potrzebują pieniędzy i jedzenia. Poza tym muszą utrzymać nie tylko siebie, ale też swoje rodziny. Dlatego godzą się to robić. Drugim, też dla nich ważnym jest to, że pilnują tej wyspy. Sprawdzają czy nie niszczymy roślinności, nie zatruwamy powietrza. Wiedzą jak jest w naszym świecie. Nie chcą, by ta „trucizna", jak to ujęli, dotarła też do nich.
- Rozumiem. - pokiwałam głową.
Podszedł do okna i zamyślił się.
Odwróciłam się do drzwi. Kiedy chciałam nacisnąć klamkę, przed sobą zobaczyłam ramię zagradzające mi wyjście. Obejrzałam się szybko za siebie. Przy oknie nikt nie stał.
- Jak ty to...?
- Zapominasz, że jestem pewnie najszybszym stworzeniem na tej planecie. - uśmiechnął się do mnie.
- Ach tak? - zadrwiłam.
- Tak. - powiedział z pewnością w głosie.
Udałam, że się zastanawiam.
- Nie wierzę. Z pewnością cię prześcignę.
Zaśmiał się. Zabrzmiało to trochę tak, jakby kot wydawał z siebie głośne miauknięcie.
- Chyba żartujesz.
- Nie. Zróbmy konkurs. Wygram, jeśli ci ucieknę. Co ty na to? - wyciągnęłam do niego rękę.
- Kochana, mam doskonały węch. A wyspa nie jest taka duża. Znajdę cię na niej w ciągu pięciu minut. No, chyba, że umiesz latać i postanowisz wybrać się na wycieczkę na stały ląd. Możesz też tam popłynąć, ale przypominam, że to przynajmniej kilkanaście kilometrów.
- Już ty się o to nie bój. To co?
- Umowa stoi. - uścisnął mi dłoń. - Co będę miał, jeśli wygram?
- Nie wiem. Coś wymyślisz. Tylko nic zboczonego! - dodałam, widząc jak sugestywnie unosi brwi.
- Ach, a miało być tak pięknie. - westchnął teatralnie.
Pokręciłam głową zdegustowana. Czy facetom naprawdę tylko jedno w głowie?
- Daj mi kilka minut.
- Ale to jeszcze nie początek?
- Nie.
Zostawiłam go w pokoju i przeszłam do tego naprzeciwko.
Otworzyłam kufer i zaczęłam grzebać w środku.
- Przecież gdzieś to musi być. - mruknęłam do siebie.
Aha! Jest!
Zaryglowałam się w łazience. Gdy z niej wyszłam, z pozoru nic się nie zmieniło: nadal miałam na sobie top, szorty i sandałki. Tyle, że pod spodem, zamiast bielizny, włożyłam strój kąpielowy.
Mam nadzieję, że woda będzie ciepła.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- Dasz mi trzydzieści sekund przewagi? - spytałam go, stojąc przed drzwiami wejściowymi.
- Słonko, nawet gdybym dał ci trzydzieści minut i tak przegrasz.
- Tak czy nie? - nie zwróciłam uwagi na jego wypowiedź.
- Jasne. Jak tam sobie chcesz.
- Więc trzydzieści sekund po moim wyjściu możesz zacząć mnie gonić i jeśli chcesz się zmienić w tego kocura. Twój wybór.
- Okej.
- W takim razie. - otworzyłam drzwi. - Czas start!
Puściłam się biegiem przez polanę. Kiedy zniknęłam za linią drzew, przebiegłam jeszcze kilkanaście metrów i ściągnęłam w biegu szorty. Pomiędzy liśćmi już prześwitywał błękit oceanu.
Ciekawe co sobie pomyśli, gdy zobaczy moje ubrania, jak będzie mnie gonił.
Zaśmiałam się pod nosem. Bluzka wylądowała na mokrej trawie.
Na nabrzeżnym piasku zaczęłam ściągać sandałki. Zostawiłam je małym odstępie od siebie.
Wpadłam do wody. Była ciepła. Przeszłam kilka metrów dalej i zanurzyłam głowę. Tak, jak podejrzewałam nawet burza nie ochłodziła jej do końca. Nagle straciłam grunt pod stopami. Na chwilę wpadłam pod powierzchnię, ale zaraz się wynurzyłam przecierając twarz. Odwróciłam się w stronę lądu.
Nie podejrzewałam, że odpłynęłam tak daleko. Zaczęłam wracać, jednocześnie badając od czasu do czasu stopami dno.
W tym momencie z lasu wyłonił się Jake. Stanął jak wryty i popatrzył na mnie oczami rozszerzonymi ze strachu.
Podbiegł i stanął w miejscu, gdzie woda styka się z lądem.
Uśmiechnęłam się do niego triumfująco. Ale coś mnie zbiło z pantałyku. Nie wyglądał na przegranego. Raczej na przerażonego.
Rozejrzał się, jakby czegoś szukał.
- Sky, słyszysz mnie?! - krzyknął.
Kiwnęłam głową.
W tym momencie temperatura wody gwałtownie spadła. Niemożliwe? A jednak.
Jednocześnie uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz. Chociaż płynęłam już jakiś czas, wcale nie zbliżałam się do brzegu. Wręcz przeciwnie - oddalałam się od niego.
- Co się dzieje?! - krzyknęłam. Zabrzmiało to trochę piskliwie.
- Wyspa nie chce, żeby ktoś się na nią dostał. A jeszcze bardziej nie chce, by ktoś się wydostał. Pragnie zatrzymać swoje istnienie dla siebie. A ponieważ nie chce, żebyś na niej była ani żebyś z niej odpłynęła, postanowiła się ciebie pozbyć...
Jego słowa już zaczynał porywać wiatr, który się zerwał. Przyłożył dłonie do ust i krzyknął jeszcze:
- Nie walcz z nią! Zaraz ci pomogę! Sky, słyszysz?! Przestań płynąć, bo się utopisz!
Przemienił się w geparda i pognał brzegiem. Straciłam go z oczu.
Tylko tak mówił, że mi pomoże? A jeśli nie wróci?
Wpadłam w panikę, ale go posłuchałam. Ruszyłam od czasu do czasu nogami, by utrzymać się na powierzchni.
Mogłam się tylko modlić, żeby tu wrócił i mi pomógł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro