Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Zapach

#Pov# Sky

Tego wieczoru Jake próbował nauczyć mnie grać w karty. Marnie mu to wychodziło, więc wziął laptop i za wszelką ceną chciał wygrać z systemem. Po odgłosach i niezbyt przyzwoitych słowach, które dochodziły z kanapy, wywnioskowałam, że nie szło mu to zbyt dobrze.

Sama usadowiłam się w fotelu obok i włączyłam jakiś film na DVD. Gdzieś w połowie zrobiłam kolację, jednak chłopak nawet jej nie tknął.

- Hazardzista. - stwierdziłam.

- To się nazywa nietolerancja. - odrzekł.

- Dziwne, że to usłyszałeś.

- To, że ci nie odpowiadam, nie znaczy, że nie słyszę, co mówisz.

- Dupek.

- Egoistka.

W tym momencie na ekranie pojawiły się napisy końcowe.

- Wiesz co? Rób, jak chcesz. Ja idę się położyć. Może przyjdzie do mnie chociaż ten twój przyjaciel-wąż.

- Nie sądzę.

Przewróciłam oczami i wpięłam się po schodach. Padłam na łóżko i postanowiłam przemyśleć wszystko jeszcze raz. Lalka, lokomotywa, krzyżyki i dziwne zawijasy na obu przedmiotach. Ale co je łączy? Na pewno należały do dziecka. Do dwóch dzieci. Dzieci nie z tej epoki. Ręcznie robione i grawerowane wskazywać mogą na szlacheckie pochodzenie ich użytkowników.

Moje rozmyślania przerwało otworzenie się drzwi. W tym samym momencie przez uchylone okno do pomieszczenia wpadł wiatr. Kosmyki włosów zatańczyły mi przez delikatny podmuch. Powietrze powędrowało do drzwi. Zdążyłam zauważyć jak nozdrza chłopaka lekko się rozchylają, jak wtedy, kiedy czuje jakiś trop. Później wypadki potoczyły się już same.

Gepard rzucił się na mnie z rozpędu, przewracając na łóżko i wbijając w materac. Łapami przygwoździł mi ramiona. Obnażył kły.

A w następnej chwili zamiast łap poczułam smukłe palce, zaciskające się na moich barkach.

- Sky... Przepraszam.

Chłopak spuścił lekko głowę, ale nie wstał. Położył tylko łokcie po obu stronach mojej głowy. Oddychaliśmy szybko.

- Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby cię skrzywdzić. Po prostu... To był odruch. Jestem głodny, a ty... Ten podmuch poniósł twój zapach.

- Zrobiłam kolację. Mówiłam, żebyś coś zjadł.

Na chwilę podniósł wzrok, ale zaraz go opuścił.

- To jedzenie nie zaspokoi moich potrzeb.

Zajęło mi sekundę, zanim zrozumiałam, o co mu chodzi. Wytrzeszczyłam oczy, a on w tym samym momencie poderwał głowę.

- Nie! Nie chodziło mi o to, o co... O czym myślisz.

Przełknęłam ślinę.

- A tylko?

- Moja druga... Natura potrzebuje pożywienia takiego, jakie mają inne drapieżniki. Mięsa. Surowego mięsa i krwi. Od dawna nie polowałem. Rozumiesz? A kiedy poczułem twój zapach... Pachniesz tak...

Zamilkł.

- No jak?

- Apetycznie.

Znów lekko wytrzeszczyłam oczy. Zaśmiał się.

- Teraz to się mnie boisz. - stwierdził.

- Nie, po prostu... - potrząsnęłam głową. - Rozmawiamy tak, jakbyśmy rozwodzili się nad smakiem jakiegoś dania. Czuję się jakbym była obiadem.

- Prawie nim zostałaś.

- Nieprawda. Sam przyznałeś, że nie zrobiłbyś mi krzywdy.

- Że nie chciałem zrobić ci krzywdy. A to różnica.

Przez chwilę panowała cisza.

- To dowiem się dlaczego pachnę apetycznie? Co czujesz?

- Nie pamiętam. - wyszczerzył się. - Muszę sprawdzić.

Zniżył się i wtuliwszy twarz w moje włosy wciągnął powietrze do płuc.

- Ymm, jabłka... z cynamonem. I jakby... nutką miodu. I...

Umilkł raptownie. Albo chciał zacząć coś, czego nie powinien, albo coś innego go powstrzymało.

Podniósł głowę, by na mnie spojrzeć. Postanowiłam rozładować napięcie parskając śmiechem i mówiąc:

- Za to ty pachniesz miętą z czekoladą.

- Miętowa czekolada, mówisz?

- Tak.

- Lubisz czekoladę?

- Uwielbiam.

- A miętę?

Zastanowiłam się przez chwilę. Gdybym odpowiedziała, że tak, przyznałabym, że podoba mi się jego zapach. Podobał mi się, ale... Po co mu to wiedzieć?

- Zależy.

- Od?

- Do czego jest dodana.

- A do czekolady? - drążył.

- Może. W sumie zjadłabym czekoladę, jeśli już rozmawiamy o jedzeniu.

- Nie mamy czekolady, ale...

- Ale?

Znowu się trochę nachylił. Patrzyłam na niego zafascynowana. Musnął lekko wargami moje usta. Spojrzał na mnie, jakby czekał na pozwolenie albo myślał, że go za to spoliczkuję. Podniosłam się tylko lekko, by znów go pocałować. Złączył nasze usta i popchnął z powrotem na materac.

Znowu wtulił twarz w moje włosy i zaznaczył pocałunkami drogę od ucha do żuchwy. Włożył mi dłoń pod kolano i podciągnął je lekko do góry, bym oplotła go nogą w pasie. Całował teraz moją szyję, ale później wrócił do ust.

Nagle zamarł centymetr od moich warg. Wstał gwałtownie i podszedł do okna. Wyjrzał przez nie.

- Co się stało? - szepnęłam.

- Burza. - odpowiedział. - Nadchodzi burza. Ktoś próbuje się dostać na wyspę. Miejmy nadzieję, że to ktoś z naszych.

W tym momencie zrozumiałam, o co mu wcześniej chodziło.

- Jake, czym pachnę?

Spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc.

- O co ci chodzi?

- Czym pachnę? - powtórzyłam.

- Powiedziałem. Jabłka, cynamon i miód.

- Dodałeś później „i". Co chciałeś powiedzieć?

- Sky...

- Co chciałeś powiedzieć?

- Sky, proszę...

- Co?

Wyjrzał znów przez okno.

- Myślę, że wiesz. - szepnął, tak cicho, że nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam.

Wiedziałam. Albo raczej się domyślałam.

- Chcę to usłyszeć od ciebie.

Spojrzał na mnie z bólem w oczach.

Ale zaraz odwrócił wzrok. Wpatrywał się uparcie w coś z oknem.

- Śmiercią. Pachniesz śmiercią, Sky.

��\�"WT

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro