15. Czarny kot
#Pov# Sky
Oddychałam szybko, spazmatycznie. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Miałam wrażenie, że to jakiś naprawdę zwariowany sen, z którego zaraz będę mogła się obudzić. Ale nie.
Nad sobą widziałam twarz. Nadal złote oczy, które jednak przybierały już powoli barwę mlecznej czekolady, wyglądały jakby chciały mi przekazać jakąś wiadomość, ale również jakby się trochę bały.
Zamiast ostrych pazurów w ramiona wbijały mi się nerwowo paznokcie chłopaka. On sam też oddychał zbyt płytko.
- Co się stało...? - wydusiłam. - J... Jak? Przecież... przed chwilą... Ten tygrys... On... A teraz ty...
Nie umiałam złożyć logicznego zdania.
Podniósł się i uciekł wzrokiem w bok. Podał mi rękę.
- Chyba jestem ci winien wyjaśnienia. - powiedział. - Masz ochotę na przejażdżkę do domu na tygrysie?
Wytrzeszczyłam oczy ze strachu.
- Nie!
- Tak myślałem. - chwycił moją dłoń i zaczął się przedzierać przez gąszcz drzew.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Jake zamknął za sobą drzwi. Przytrzymał rękę trochę za długo na klamce, po czym przekręcił klucz. Odruchowo cofnęłam się do tyłu.
- Boisz się mnie? - nadal nie odwracał się w moją stronę.
- Dlaczego tak sądzisz? - starałam się mówić normalnie.
- Mam lepszy słuch niż ci się wydaje.
Stanęłam.
- Może. - postanowiłam się ani nie zgadzać, ani nie zaprzeczać.
- W sumie powinnaś. Od początku. Wtedy, kiedy cię porwałem. - obrócił się na pięcie i spojrzał mi w oczy. - Obiecujesz, że nie spróbujesz wyskoczyć przez okno albo mi coś zrobić, jeśli ci coś pokażę?
- To zależy.
- To postaraj się... Nie panikować.
Próbowałam unormować oddech. Coraz lepiej mi to wychodziło.
Jake zamknął na sekundę oczy. Powietrze wokół jego postaci zawirowało... A później zamiast chłopaka pośrodku pokoju stał olbrzymi czarny kot. Mimowolnie zrobiłam głębszy wdech, a przy wypuszczaniu z płuc powietrze niebezpiecznie zadrgało. Tygrys uniósł brwi. Albo zrobił ruch podobny do uniesienia brwi. Całą siłą woli zmusiłam się do nie zrobienia naturalnego odruchu - ucieczki.
Tymczasem zwierzak powoli, łapa za łapą sunął w moją stronę. Złote ślepia cały czas miał utkwione w moich oczach. Usiadł tuż przede mną i przechylił łeb patrząc na mnie ciekawsko. Trącił nosem moją dłoń. Włożyłam palce w jego gęstą grzywę i przejechałam po niej. Zamruczał cicho, ale zaraz jakby się zreflektował. Zamilkł raptownie. Jestem pewna, że gdyby był człowiekiem, chociaż trochę by się zarumienił. Podrapałam go za uszami, a powietrze znowu lekko zamigotało. Po sekundzie zamiast tygrysa stał przede mną mój towarzysz. Speszona wyciągnęłam dłoń z jego włosów. Miał je lekko potargane. Poczułam, że tym razem to na moje policzki wstępuje róż.
- Czekam na wyjaśnienia. - oznajmiłam.
Chwycił mnie za łokieć i pociągnął w stronę łóżka. Usiedliśmy naprzeciwko siebie.
- Od czego by tu zacząć? - spytał.
- Może od początku? - zaproponowałam.
- Może tak. - zgodził się, ale zamilkł.
Zbierał przez chwilę myśli.
Kiedy już miałam go ponaglić, otworzył usta.
- Odkąd pamiętam, zawsze byłem inny...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej, kochani. Może uda mi się wstawić jeszcze jeden dzisiaj albo jutro.
Trzymajcie kciuki. ;-)
~psiara2016
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro