Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Lalka

#Pov# Sky

Ja się boję? Cóż, tak, zgodzę się z tym. Ale nie mam zamiaru przyznawać mu racji. Gdyby naprawdę coś mi groziło, nie puściłby mnie samej, prawda? Miałam przynajmniej taką nadzieję.

Las tropikalny znajdujący się pośrodku wyspy prezentował się wspaniale. Żywe kolory, wilgotne powietrze, mnóstwo owoców na drzewach dawało wrażenie krajobrazu rodem z najpiękniejszych bajek. W pewnych momencie, kiedy potrąciłam łokciem jeden z liści, w powietrze poderwały się setki - jeśli nie tysiące - różnobarwnych motyli. Zaśmiałam się głośno, kiedy to zobaczyłam. Czułam się i pewnie zachowywałam również jak dziecko wpuszczone do Disneylandu.

Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.

Leśna gęstwina wydawała się nie mieć końca, lecz nareszcie wyszłam na niezadrzewiony kawałek lądu. Dalej rozciągał się już tylko piasek i bezkres morza. Przeszłam te kilkanaście metrów, które dzieliły mnie od brzegu i zapatrzyłam się na powoli zachodzące słońce. Usiadłam na plaży zdejmując buty i mocząc nogi ciepłą jeszcze wodą. Westchnęłam cicho. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy mogłabym przyjechać tu na wakacje. Cisza, brak ludzi, ochroniarzy, ciągłego nadzoru.

Ciągłego nadzoru?

Uświadomiłam sobie, że to nie do końca prawda.

Od paru dni nie zostałam sama na dłużej niż godzinę. Chłopak tak skrupulatnie mnie pilnował, a jednocześnie był tak inny niż wszyscy moi ochroniarze, że z początku nie zwróciłam na to uwagi.

Aż do teraz.

Faktycznie nie spuszczał mnie z oczu.

Szczerze, to nawet mu za to dziękowałam. Nie, nie za tamto. Za tę chwilę samotności. Po raz pierwszy w życiu naprawdę poczułam, że jestem sama. Że nikt nie obserwuje każdego mojego ruchu, że nie czyha na każde moje skinienie. Kiedy to sobie uświadomiłam aż krzyknęłam z radości. W głębi lądu poderwało się mnóstwo ptaków. Oddalały się od źródła hałasu. Ich czerwone, błękitne i żółte pióra nabrały intensywności pod wpływem kąta padających na nie promieni słonecznych.

Ale nie przejmowałam się nimi. Wzięłam w ręce garść piasku i wyrzuciłam do góry w geście zwycięstwa, po czym padłam na niego uśmiechając się do siebie szeroko i cały czas chichocząc. Miałam wrażenie, że cała wyspa śmieje się razem ze mną. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym po chwili NAPRAWDĘ nie usłyszała śmiechu. Był jakby przytłumiony, brzmiał bardziej jak... ryk niż śmiech, ale mimo wszystko nie miałam wątpliwości. Poderwałam się i rozejrzałam uważnie. Nie dostrzegłam nic dziwnego, ale bynajmniej mnie to nie uspokoiło. Słońce zdążyło pozostawić po sobie jedynie krwistoczerwoną łunę na horyzoncie. Pora wracać.

Cały czas miałam wrażenie jakby coś mnie obserwowało, ale kiedy rozglądałam się po okolicznych drzewach, nic takiego nie dostrzegałam. Tyle, że ja to czułam. Podświadomie wiedziałam, że ktoś - lub coś - mnie obserwuje. Przyspieszyłam kroku i nagle zauważyłam coś kątem oka. Przystanęłam i spojrzałam w tamtą stronę. Nachyliłam się zszokowana. Była to malutka laleczka, niemożliwie ubrudzona w błocie. Jej delikatna, porcelanowa twarz uśmiechała się do mnie.

Zabawka wyglądała jak nie z tej epoki. Długa suknia, starannie uczesane włosy, delikatne pantofelki. Przypominała te, które widuje się czasem w muzeum, gdy ogląda się wystawy sprzed kilkuset lat.

Ale skąd u licha ta lalka wzięła się na, podobno, nieznanej nikomu wyspie?

Schowałam ją pod skórzaną kurtkę, którą miałam na sobie.

Coś, jakiś szósty zmysł podpowiadał mi, żeby nie pokazywać mojej zdobyczy Jake'owi.

Ruszyłam w dalszą drogę. Wyspa była naprawdę mała, ale przy odrobinie szczęścia można by było się w tym lesie zgubić. A ja zawsze miałam takie szczęście.

Tym razem jednak było inaczej.

Nie zgubiłam się. Brawo ja.

Lecz zrobiłam coś innego. Ale z drugiej strony, to nie była moja wina!

Noga wpadła mi nagle w coś głębszego niż reszta terenu. Spojrzałam w dół, modląc się, by nie znajdowały się tutaj ruchome piaski.

Ale w sumie, nie wiem czy nie byłyby one lepsze od tego, co zobaczyłam.

Na ziemi widniał wyraźny ślad łapy jakiegoś ogromnego zwierzęcia.

Chłopaki spotkali raz nawet tygrysa.

Przełknęłam ślinę.

Chyba już wiem, co mnie obserwowało.


 


 


 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro