Nowe znajomości=Nowe problemy#2
Blacksnowowie chodzili przez cały dzień za Mattiasem. Kilka lekcji mieli razem, przez co nie spuszczali go z oczu. Victoria chciała mieć pewność, że chłopak jest wilkołakiem, bo na takiego na razie nie wyglądał.
- Popadasz w obsesję. On nie jest wilkołakiem. Na początku faktycznie tak wyglądało, ale teraz. Proszę cię. Daj spokój.
Dziewczyna zatrzymała się raptownie i stanęła na przeciwko brata.
- Nie dam sobie z tym spokoju, bo wiem, że mam rację. Może faktycznie nie wygląda jak wilkołak, ale my nie wyglądamy jak Nocni Łowcy, Dominica jak faerie, a Maya jak czarownica. Jednak sam wiesz jak jest.
- Po pierwsze one wyglądają jak Podziemne. Charakter to inna sprawa. On nie jest wilkołakiem. A nawet jeśli by był, nasze relacje z nimi nie są najlepsze. Sama dobrze o tym wiesz.
Vic zrobiła znudzoną minę. Relacje rodzeństwa z Dziećmi Księżyca, były na poziomie wilkołak-wampir. Z niewiadomych przyczyn zawsze, jak dzieje się coś złego z tutejszym stadem, są przy tym Cam i Vic. I tak od kilku lat.
- Może jak pomożemy jednemu z nich, te relacje będą lepsze? Wilkołaki przed pierwszą przemianą są drażliwe. A my byliśmy już przy kilku przemianach.
- Nawet jeśli masz rację, to chodzenie za nim dzisiaj nie ma sensu. Chyba, że magicznie będzie dziś pełnia.
- Ale przecież dzisiaj jest pełnia.
***
Dominica siedziała i pracowała w swoim mieszkaniu. Jej praca polegała na byciu tłumaczem. Zadziwiająco dużo osób ufa dziewczynie, która wygląda na góra siedemnaście lat. Oczywiście pracowała tylko dla bogatych osób.
- Nareszcie chwila samotności, już prawie zapomniałam, co to znaczy - mruknęła sama do siebie.
Dziewczyna miała na tyle szczęścia, że praca nie sprawiała jej praktycznie żadnej trudności, bardzo lubiła to, co robi i przy tym nie mogła narzekać na zarobki. Dawało jej to niezależność finansowa, której potrzebowała. Może i wyglądała na bezproblemową, beztroską nastolatkę (którą według swojej daty urodzenia już dawno nie była), ale wiedziała, że w potrzebie może liczyć tylko na siebie. Jej rodzina odpadała.
Praca szła jej sprawnie, aż do momentu, kiedy przyłapała siebie na rozmyślaniu o bracie Vic-Cambrielu. Ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej.
- Dziewczyno musi być już z tobą naprawdę źle, skoro robisz maślane oczy do monitora. Ogarnij się, bo nigdy tego nie skończysz - blondynka od momentu ich poznania próbowała sama sobie przekonać, że chłopak wcale jej się nie podoba. Jednak przynosiło to dość marne skutki -Jesteś silną i niezależną singielką, kochasz swoje życie-powtarzała sama do siebie -Taa, wmawiaj sobie i tak dobrze wiesz, że to nieprawda, przecież nie chcesz skończyć jako stara panna z dwudziestoma kotami. Koty zostawmy Mai.
Z rozmyśleń wyrwał ją dzwoniący telefon, na ekranie zobaczyła nieznany jej numer.
***
- W końcu wyszła - powiedziała Maya - nie rozumiem, czemu ona przesiaduje u mnie całe dnie skoro ma własne mieszkanie.
Czarownica wróciła do swoich zajęć, czyli głaskania swojego kota, Prince'a i szukania czegoś w telewizji.
500 kanałów i nic do oglądania, pomyślała.
- Może odezwę się do Cartera, co Prince? - mruknęła do kota, a on zamiałczał - Masz racje. Może być zajęty, poza tym nie wiem gdzie jest.
Postanowiła, że jeśli nie znajdzie nic w telewizji, to pójdzie się przejść.
Ale szalone pomysły, dziś mnie nachodzą, pomyślała. Po kilku zmarnowanych minutach życia na szukanie czegoś znośnego w TV, Maya zaczęła się zbierać do wyjścia, sama nie wiedziała jeszcze gdzie. W momencie, gdy zakładała buty, zadzwonił jej telefon i na ekranie pojawił się nieznany jej numer.
***
- Gdzie my idziemy? - spytał Cam, wlokąc się za siostrą.
- Czy ja wiem? Dobrze, że znamy Chicago - odpowiedziała mu - i cały rozkład metra - dodała pośpiesznie, po czym się zatrzymała. Popchnęła lekko brata w bok i sama poszła za nim. Wypatrywała Mattiasa. Po wyjściu ze szkoły, poszli za nim by się przekonać, czy jest wilkołakiem. Chodzili za nim z kilka godzin, ale nic nie zauważyli. Z nikim się nie spotkał, nigdzie się nie zatrzymał, tylko błądził po ulicach. Ostatecznie wylądowali przy jeziorze Michigan.
- On nie jest wilkołakiem.
- Zamknij się, bo jeszcze nas usłyszy.
- I rozszarpie nas na strzępy. Realizmu siostrzyczko. Poza tym miałby gdzieś znak po ugryzieniu. A nie ma.
Victoria przewróciła oczami. Wiedziała, kiedy dostaje paranoi, ale tym razem to było coś innego. Czuła, że ma racje, ale nie mogła uzasadnić tego w żaden racjonalny sposób. Jedynym rozwiązaniem było bycie przy jego przemianie, do której pozostały 2 godziny. Teraz wystarczyło poczekać.
- Wiesz, czego nie przemyślałaś? - spytał Cambriel - Jeśli faktycznie jest wilkołakiem i przemieni się przy nas, to dwójka Nocnych Łowców nie da sobie z nim rady.
- Masz rację - odparła-Daj swój telefon.
- Słucham?
- Daj swój telefon.
- Po co?
Chłopak wyjął urządzenie i podał siostrze. Ta wyjęła też swój i zaczęła wykręcać numery na obu telefonach. Po chwili w obu pojawił się sygnał i po sekundzie w słuchawkach było słychać podwójne:
-Halo?
***
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał i zostawisz coś po sobie☺
Liczymy także na komentarz z opinia 👌
XoXo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro