Aven #4
Kiedy Maya rozmawiała przez drzwi mieszkania z Carterem, Dominica zobaczyła oddalającego się od grupy Cambriela. Dziewczyna wykorzystała szansę na zbliżenie się do niego i od razu poszła za nim.
- Co się dzieje, Cam?
- Ten koszmar nigdy się nie skończy. Nie wiem, czy damy radę ją odnaleźć.
- Oczywiście, że damy. Nie poddamy się aż nie wyrwiemy jej z rąk tego szaleńca. Jest idiotą, że to zrobił. Nas jest trzech, a on jest tylko jeden - był chyba jedyną osobą, dla której umiała zatrzymać złośliwe komentarze. Sama dziwiła się, że może być dla kogoś taka miła.
Usiedli na napotkanej na drodze ławce.
- Jestem genialny, prawda? Jako Nocny Łowca umiem zabijać demony, a nie potrafię zabrać mojej siostry od jakiegoś słabego, chorego psychicznie nastolatka.
- Jesteś dobry w tym, co robisz i nie możesz myśleć, że to twoja wina. Jeszcze nigdy nie spotkałam brata, który tak dba o swoją siostrę jak ty - powiedziała pocieszającym głosem i objęła go delikatnie ramionami.
- Dziękuję - powiedział pod nosem.
Nic nie mówiąc patrzyli sobie w oczy, aż do momentu, kiedy faerie zbliżyła się do niego złączając ich usta. Ku jej zaskoczeniu Cambriel odwzajemnił pocałunek, lecz po chwili delikatnie wyrwał się z jej objęć.
- Przepraszam, muszę już wracać do reszty - zeskoczył z ławki zastanawiając się, co to właściwie było. Lubił ją, ale nigdy nie myślał o niej w ten sposób. Pogrążony w myślach szybkim krokiem poszedł w kierunku mieszkania Cartera.
Po chwili zniknął za zakrętem uliczki, a Dominica jeszcze przez pewien czas patrzyła przed siebie jak zamurowana. Nie spodziewała się, że tak dobrze pójdzie.
Po chwili otrząsnęła się i ruszyła za Cambrielem, bo w końcu jej też zależało na Vic.
***
Kiedy Maya, Adam oraz Matthias weszli i usiedli w domu Cartera, ten zaczął mówić:
- Dobra Maya, kim oni są i po co ich tu przyprowadziłaś, wiesz przecież, że nie lubię niezapowiedzianych odwiedzin obcych ludzi. I skąd do cholery wiedziałaś, gdzie mieszkam?
- Nie wiem jak ci to wytłumaczyć... - mruknęła czarownica.
- To może ja powiem. A więc jesteśmy tu, ponieważ... - zaczął Adam.
- Nie mówiłem do ciebie - przerwał mu Carter - Maya, ucisz swojego chłopaka i ty mi powiedz, o co chodzi. Chcę mieć to z głowy i zająć się swoimi sprawami.
Wilkołak zaczerwienił się i szybko odparł:
- Nie jestem jej chłopakiem, jesteśmy... przyjaciółmi.
-Jesteś pewny? - zapytał czarownik z sarkastycznym uśmieszkiem - Czyżbyś wpadła w friendzone? - mruknął cicho do Mai - Tak w ogóle, to przed drzwiami nie była was piątka?
- O właśnie, gdzie są Dominica i Cam? - zapytał Matthias pierwszy raz odkąd weszli do środka.
- Brawo geniuszu - powiedział Adam.
Carter się zaśmiał. Kiedy zrozumiał, że to było trochę nie na miejscu, otworzyły się drzwi jego mieszkania. Przeszli przez nie Cam i Dominica.
- Ty mi nie powiesz o co chodzi, Maya. Może ty Nefilim? Wyjaśnisz mi, czemu zakłócacie mi oglądanie Gry o Tron?
- Wielki czarownik, a takie rzeczy ogląda - mruknął tak, żeby wszyscy go usłyszeli.
Potem zaczął opowiadać skrótami wszystko co się działo, pomijając głupoty Matthiasa. Kiedy skończył, Carter podszedł do biblioteczki i zaczął szukać książki.
- Żeby nie było, robię to, bo jestem winny Mai przysługę. Nie jestem czarownikiem na posyłki - uśmiechnął się złośliwie - Ale wracając do sprawy. Jakiś psychiczny koleś porwał Nocną Łowczynie. Ciekawa sprawa. Wiem jak go namierzyć, ale nie mam wszystkich potrzebnych składników. Pójdziecie po nie, prawda?
- Co ci jest potrzebne? - spytała Maya.
- Kawałek ziemi z terytorium faerie, krew Nefilim, sierść wilkołaka, pewien narkotyk, wiesz, o który chodzi. Ząb wampira mam. Nie pytajcie skąd. A i jeszcze jakiś metalowy przedmiot należący do twojej siostry.
***
- Ulubiony kolor?
- Biały.
- Wow, nie zgadłabym. Kurde zimno mi - powiedziała Victoria.
Aven przewrócił oczami. Dziewczyna się zaśmiała, nawet nie wiedząc z czego. Oczywiście nie było jej zimno, ale chciała, żeby rudowłosy na chwilę wyszedł, by mogła uciec. Mimo tego, że temperatura w pomieszczeniu spadała coraz bardziej, ona tego nie odczuwała. Ubrana była w bluzkę w zielono-niebiesko-białą kratę i zwykłe jeansy. Typowe dla niej glany dziś zastąpiła czarnymi Superstarami.
- Chcesz moją bluzę? - spytał.
- Czemu to robisz?
- Co?
- To wszystko. Najpierw mnie porywasz, a teraz rozmawiamy jakbyśmy byli przyjaciółmi.
- Posłuchaj - zaczął - To nie jest takie proste. Tak jak moje życie. Nie chciałem tego robić, ale nie mam innego wyjścia.
- Zawsze są inne wyjścia, ale nie zawsze jesteśmy gotowi poświęcić się za nie.
***
- Musimy się jakoś podzielić, w parach będzie o wiele szybciej - stwierdziła Maya.
- To może ja z Adamem - szybko rzucił Cambriel, żeby uniknąć kłopotliwej sytuacji.
- Ale przecież jest nas pięcioro, dla kogoś zabraknie pary - zauważył "błyskotliwie" Matthias.
- Wiemy, ty grzecznie poczekasz u Cartera aż my znajdziemy wszystkie składniki - słodko-sarkastyczny uśmiech był już chyba znakiem rozpoznawczym faerie.
- To nie fair! - krzyknął z miną obrażonego dziecka.
- Jest. Ty będziesz układać i sprzątać mieszkanie - stwierdził Carter.
- W takim razie ja i Maya zdobędziemy ten kawałek ziemi, a później ogarniemy prochy. Cam i Adam pójdą po resztę. Wszystkim pasuje?
Czarownica tak naprawdę wolałaby być z Adamem, ale przytaknęła, bo nie chciała wywoływać niepotrzebnego dramatu.
***
- Gdzie ty mnie właściwie prowadzisz?- spytała zniecierpliwiona Maya.
- Do mojego mieszkania. Z tego co wiesz jestem zakupoholiczką i w mojej szafie możesz znaleźć praktycznie wszystko. Czasami sama już tego nie kontroluję.
- A co to ma do szukania składników dla Cartera?
- Z tego co pamiętam, gdzieś w stosie mojego obuwia powinny być pewne stare buty, które miałam na sobie podczas pobytu na terytorium faerie. Chyba już czas na poważne porządki.
- To jak one wyglądają? - spytała Maya po przekroczeniu drzwi wejściowych.
- Takie złote, odkryte na lekkim obcasie. A tak przy okazji jak ci się coś spodoba, to możesz wziąć dla siebie. Ja i tak mam tego za dużo, a tobie przydałoby się coś nowego - powiedziała Dominica spoglądając na jej niezbyt czyste tenisówki.
Maya dumnie przemilczała tą uwagę. Lubiła swoje buty. Stare, ale wygodne.
- Całe życie marzyłam o przeglądaniu szafy osoby uzależnionej od kupowania - czarnowłosa przewróciła oczami wyciągając kolejną parę butów.
- Nie marudź tyle, tylko szukaj. Jeśli cię to pociesza, nie robisz tego dla mnie - powiedziała Dominica otwierając wielką szafę.
- Szykuje się świetna zabawa...
Po chyba wieczności przegrzebywania swojej garderoby blondynka nagle krzyknęła:
- Mam je! Jak dawno ich nie widziałam.
Na szczęście na podeszwie jednego z nich znajdował się kawałeczek zaschniętej ziemi.
- Uff jak dobrze. Pakuj go szybko i wychodzimy.
Dominica umieściła buta włożonego do torebki foliowej w swojej torbie i obie z Mayą opuściły budynek.
***
Cambriel i Adam udali się w stronę Instytutu. Stali w ciszy, unikając niekomfortowej rozmowy. Kiedy byli na miejscu, udali się do pokoju Vic.
- Może ci pomogę? - spytał Adam, opierając się o próg pokoju.
- Nie, dzięki. Muszę się tylko skupić - odpowiedział, kręcąc się po pokoju siostry - Tutaj!
Klęknął przed szkatułką, która leżała obok biurka. Zaczął ją przeglądać, szukając czegoś odpowiedniego. Było tam dużo bransoletek, wisiorków, kolczyków, pierścionków i innych pierdół. Od kolorowych po czarne o różnych strukturach.
- Dobra mam - powiedział, zabierając jeden z naszyjników. Na metalowym łańcuszku wisiał czarny pierścień.
- Jeszcze sierść i twoja krew. Skąd on ma ząb wampira?
- Chyba nie chcę wiedzieć.
- A czemu chciałeś szukać tego ze mną? Nienawidzisz wilkołaków.
- A o tym wolę nie rozmawiać.
***
Czarownica i faerie zmierzały do jednego z niezbyt przyjemnych miejsc w Chicago, kiedy Dominica spytała:
- Gdzie ty nas prowadzisz?
- Musimy zdobyć ten narkotyk o którym mówił Carter, a chyba nie myślisz że że podziemnych dilerów można spotkać wszędzie? Dobrze, że ten zgodził się ze mną spotkać po starej znajomości.
- Ciekawe masz znajomości - odparła faerie i nie odezwała się już zanim doszły na miejsce, czyli przyciemnionego zaułka przy podziemnym barze.
- Jesteśmy- powiedziała Maya- Ja idę załatwić sprawę, a ty patrz czy nikt nie idzie.
Dominica, której niezbyt podobało się to miejsce, nie protestowała. Czarnowłosa weszła głębiej w uliczkę, gdzie już ktoś na nią czekał. Zaczęła bez żadnych uprzejmości:
- Masz?
- Tak, ale nie wiem po co ci to. Przecież ty nie ćpasz, chyba że zaczęłaś.
- Potrzebuję i tyle. Dasz mi to czy nie?
- Trzyma j- chłopak dał czarownicy fiolkę z niebieskim płynem.
Maya dała mu banknot i wróciła do blondynki.
- Mam, wracamy.
***
- Ułożyłeś rzeczy? - spytał Carter, leżąc na jednej z kanap.
- A jak myślisz. Od kiedy tu jestem karzesz mi wszystko robić za ciebie.
- Mówiłem. Nie. Jestem. Czarownikiem. Na posyłki. Chcecie pomocy, to ją wam dam, ale nie robię niczego za darmo. Ty płacisz pracując, oni szukając składników. Jakbym chciał za to gotówkę to do końca życia z kredytami byście sobie nie poradzili.
Matthias przewrócił oczami. Carter zaśmiał się złośliwie. Nie lubił rozkazywać ludziom, lecz przy takim człowieku trudno było się oprzeć. Robił wszystko, co mu kazano i nie sprawiał problemów. Nieważne jak bardzo by nie chciał. Czarownik zrobiłby sam to wszystko, ale bawiło go to jak bardzo można nie mieć własnego zdania.
Zanim wilkołak zdążył odpowiedzieć, drzwi się otworzyły i do środka weszli Adam, Dominica, Maya i Cambriel.
- Macie wszystko? - spytał leniwie wstając z kanapy.
- Jeszcze tylko krew. Wolę ją oddać przy tobie, żeby nie było wątpliwości - odparł Cam.
- Więc zacznijmy zabawę - powiedział podekscytowany Carter.
***
W ten wakacyjny piątek, czeka już nowy rozdział. Kolejny rekord słów -1429.
Zostaw coś po sobie, jakąś gwiazdkę lub komentarz, możesz jeszcze udostępniać jak się spodobało haha
Xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro