Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.: What do you what to know?

Słyszę pukanie do drzwi mojego pokoju. Niechętnie wstaję, wycieram załzawioną twarz i otwieram. Przede mną stoi Nialla. Zamykam oczy i gdy je otwieram widzę twarz Zayna, słyszę jego głos, czuję jego zimny, delikatny dotyk dłoni na nadgarstku. Jest brudny z win, dotyka mnie brudnymi od jego brzydkich uczynków rękami. Odpycham go lekko i kręcę głową. W końcu, łapie mnie za ręce i podnosi moją głowę, abym na niego spojrzała. Widzę zmartwienie i troskę w oczach... Nialla. One są niebieskie. Zayn ma brązowe. Z resztą, nie ważne.

— Wszystko w porządku? — pyta.

— Nie wiem — mówię szczerze.

— Brooks, co się dzieje? Skarbie, porozmawiajmy szczerze — prosi. Kiwam spokojnie głową i siadamy na moim łóżku. Na ogół jest bardzo wygodne, ale w tym momencie czuję się jakbym musiała siedzieć na nim za karę, bo kłuje. Czuję się jak dzieciak na dywaniki u dyrektora.

Zaczynam bawić się rombkiem koszulki, cały czas uciekam wzrokiem jak najdalej Horana. Nie chcę na niego patrzeć, bo czuję, że wybuchnę płaczem, a tego nie chcę. Blondyn odwraca się na wprost mnie. Pociąga koszulkę z tyłu i odkaszluje. Pociągam nosem i zarzucam opadające na twarz włosy, do tyłu. Nagle mam ochotę zrobić kucyka, ale wiem, że to nieodpowiedni moment.

— Więc? — pyta.

— Co mam powiedzieć? — mruczę.

— To, co przede mną ukrywasz — mówi powoli i spokojnie.

— Co chcesz wiedzieć? — wzdycham.

— Wszystko — łapie mnie za dłonie i patrzy na mnie zbitym wzrokiem. Do oczu napływają mi łzy. Dlatego właśnie nie chciałam na niego patrzeć.

— Zadawaj pytania, a ja będę odpowiadała, dobrze? — proponuję szeptem.

Słyszę jak głośno przełyka ślinę.

— Czym jesteście z Malikiem? — pyta cicho.

— Niczym. Nienawidzę go za to co mi zrobił — chlipię.

— Zależy ci jeszcze na nim?

Myślę chwilę. Czy zależy mi na nim? W pewnym sensie tak, ponieważ jego pokochałam jako pierwszego. Ale teraz nie jest dla mnie ważny. A przynajmniej nie ważniejszy od Nialla... chyba.

— Nie tak jak na tobie — szepczę, ocierając uciekającą łzę.

— Zależy ci na nim? — dziwi się.

— Nie w tym sensie w jakim ci się wydaje. Nie chcę mieć z nim już teraz nic wspólnego, ale nie wyrzuciła bym z głowy miłych wspólnie spędzonych chwil — tłumaczę cicho.

— Kocham Cię, Brooks — mówi i przybliża się do mnie. Nie odpowiadam. Jedynie przybliżam się do niego kawałek.

— Kocham Cię, Brooks — powtarza.

— Ja ciebie też, Niall — łączy delikatnie nasze usta w pocałunku. Po kilku sekundach, zwiększam odległość między nami. — Ale co miało znaczyć twoje wczorajsze zachowanie?

Odsuwam się kawałek, czuję się jak dorosły, który chrzani swoje dziecko za złe sprawowanie.

— Co wczoraj? — udaje zdezorientowanego, ale wiem, że naprawdę kłamie.

Znam go o wiele za długo, żeby móc mylić się w takich rzeczach. Poprawia szybko włosy, przeczesuje je kilka razy pod rząd, co jakiś czas; ucieka wzrokiem ode mnie; oddycha nie spokojnie; wypycha mocno wargi; to wszystko robi jedynie, gdy się denerwuje lub kłamie, a w tej sytuacji- obie te rzeczy.

— To, że wywinąłeś się od wczorajszej odpowiedzi na moje pytanie i zostawiłeś mnie taką roztrzęsioną — mówię z gniewem wyczuwalnym w głosie. Nie ma go tam dużo, ale słychać, że nie jestem aktualnie spokojna.

Niall myśli i nagle jakby przypomina sobie coś.

— Brooky, obiecuję, że porozmawiamy szczerze, jeszcze dziś, o tym co było wczoraj, ale teraz, błagam muszę dać ci prezent na urodziny. W końcu są dzisiaj — tłumaczy. Wzdycham i przewracam oczami. Wstaję i podążam za nim na dół. Stajemy w przedpokoju. Odwraca się do mnie i znów widzę Zayna. Potrząsam głową i Niall do mnie wraca. Co to miało być? Już drugi raz dzisiaj.

— Proszę, to dla ciebie, skarbie — mówi. Podaję mi pudełko. Jest średniej wielkości; nie jest lekkie, ale ciężkie też nie. Rozrywam ładny, pudrowy papier i wyjmuję z niego pudełko z mojego ulubionego sklepu. Otwieram je, a w środku zamiast kolejnej świeczki leży mały misiu. Nie jest zwykły. To taki sam jak ten, którego kupił mi w Sztokholmie. To był pierwszy prezent od niego dla mnie. Do tego daje mi jeszcze coś dużego zwiniętego w rulon. Otwieram to, a do moich oczu napływają mi łzy. To plakat ze zdjęciami z naszych wszystkich spotkań, rachunki z wspólnych randek i tym podobne urocze rzeczy przyklejone do wielkiego plakatu z napisem "STO LAT, BROOKY". Przytulam mocno Zayna... to znaczy, Nialla i całuję go w policzek.

— Ale teraz chodź na zewnątrz — mówi. Prowadzi mnie do ogrodu za domem, a tam czeka na mnie kolejna niespodzianka. Moja rodzina i rodzice Nialla. Nie mam ochoty na przyjęcie urodzinowe, ale nie mogę powiedzieć im tego, bo zrobiłabym przykrość. Niallowi największą. Szkoda tylko, że w najbliższym czasie będę do tego zmuszona.

***

Siadam na łóżku na wprost Horana, który łapie moje dłonie. Jakby to miało dodać mu odwagi.

— Teraz mów — rozwiązuję bez uczuć w głosie.

— Ostatnio po naszej kłótni byłem w klubie, odreagować w alkoholu. Spotkałem tam Zayna. Mówił do mnie okropne rzeczy, a przynajmniej dla mnie okropne, o tobie. Że z nim było Ci lepiej i byłaś szczęśliwsza i tak dalej. W końcu nie wytrzymałem i zaczęliśmy się szarpać. Rozdzielili nas ochroniarze i przy tym wyrzucili z klubu. Ostatnio uciekłem od tego tematu, bo bałem się, że będziesz zawiedziona. Miałem problemy, a ty mi z tym pomogłaś. I ja znów sam do nich wyciągnąłem dłoń. Wiem, że to nieodpowiedzialne, ale nie widziałem wtedy innego wyjścia.

— Oh, Niall — wzdycham. — Skarbie, nie możesz przede mną ukrywać takich rzeczy.

Sama nie jesteś lepsza, podpowiada mi sumienie.

Przytulam mocno Ni.

***

Nieznany: Idę do ciebie, muszę Ci to w końcu powiedzieć

Siadam na biurku, a miejsce obok mnie po chwili zostaje zajęte przez chłopaka, który wszedł chwilę temu przez okno. Zayn chce złapać moją dłoń, ale ja ją zabieram.

— Okej, a więc chcę Ci powiedzieć, że jestem całkiem normalny. Dobra, może zacznę od początku. Moja starsza siostra potrzebowała stażu, miała 16 czy tam 17 lat. Zatrudniła się u twojego taty, jako asystentka. Wdali się w mały przelotny romans. A przyznaniem ona tak myślała. Kiedy chciała to skończyć, on nie zgodził się. Groził jej, zastraszał ją i wykorzystywał fizycznie. Tak właśnie, twój kochany tatuś to potwór. Pewnego dnia, ona postawiła się mu. Zabił ją. Rozumiesz?! Zabił ją! On ją zabił! Miałem wtedy dwanaście lat i miałem przyjść do niej do pracy. Twój ojciec wychodził właśnie z pracy. Był jakby czymś zdenerwowany. Potem usłyszałem krzyk tej sekretarki i uspokajanie ochroniarza. Na komisariacie usłyszałem potem rozmowę. Nie odpowiedział za swoje winy. Oczywiście, wystarczy trochę pieniędzy i już jest dobrym człowiekiem. Znienawidziłem go. Poprzysięgłem sobie zemsty na nim. Parę lat potem, zobaczyłem jak wysadza cię pod uczelnią. Stałaś się moim celem zemsty. Byłaś jego kochaną córeczką. Chciałem, żeby cierpiał tak bardzo jak ja wtedy. Najpierw zdobyłem twoje zaufanie, a potem miałem cię skrzywdzić. Jednak mój plan miał jedną, ale ogromną lukę, bo zakochałem się w tobie. Moje prześladowania stały się lekksze niż zamierzałem. Kiedy ktoś przeszkadzał mi w skrzywdzeniu cię fizycznie, było tylko wymówką, i ta bym tego nie zrobił. Nigdy ie mógłbym skrzywdzić kogoś kogo kocham — kończy.

Nie wierzę. Mój ojciec jest takim potworem. Kiedy teraz przypominają mi się wspomnienia z nim, czuję obrzydzenie. Aż przechodzi mnie dreszcz.

— Wyjdź, proszę — mówię, a on kiwa głową i opuszcza mój pokój przez okno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro